sobota, 30 marca 2013

Przemówienie Władysława Gomułki Na XV Sesji Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych.


27 IX 1960 r.

Panie Przewodniczący, Panowie!

Nie było dotychczas rzeczą zwykłą, aby w Zgromadzeniu Ogólnym Organizacji Narodów Zjednoczonych brało udział tak wielu szefów rządów i czołowych przywódców poszczególnych państw i narodów, jak to ma miejsce obecnie na XV sesji ONZ.

Czego to dowodzi? Dowodzi to przede wszystkim powagi sytuacji międzynarodowej, która z punktu widzenia poko­ju w świecie uległa pogorszeniu od czasu ubiegłorocznej sesji ONZ.

Dowodzi to również, że wiele krajów, a wśród nich i Polska, przywiązuje wielkie znaczenie do Organizacji Narodów Zjednoczonych, do jej zadań i roli, jaką odegrać powinna przy rozwiązywaniu centralnego problemu na­szych czasów — problemu utrwalenia pokoju.

Mając zaszczyt po raz pierwszy uczestniczyć bezpośred­nio w pracach Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Naro­dów Zjednoczonych, pragnę w imieniu mego kraju oświadczyć, że delegacja polska uczyni wszystko dla osiągnięcia rezultatów, jakich oczekuje od tej sesji naród polski i wszystkie narody świata. Jestem zarazem naj­głębiej przekonany, że w podstawowych sprawach, które tu mamy rozstrzygać — w sprawach tak ściśle związanych z utrwaleniem i zapewnieniem pokoju światowego — interesy narodu polskiego są zgodne z interesami wszyst­kich narodów.

Taki sam wyraz głębokiej troski o dalszy pomyślny dla pokoju rozwój sytuacji międzynarodowej i zdecydowane­go dążenia do przyjaznego ułożenia i rozwoju stosunków między państwami o różnych ustrojach społecznych dały również wszystkie kraje socjalistyczne, stawiając na czele swych delegacji czołowych kierowników państwowych i przywódców politycznych swych narodów. Podobnie po­stąpiło wiele innych krajów.

Tym bardziej godne ubolewania i zarazem jakże zna­mienne dla przeciwstawnych, zimnowojennych tendencji są dyskryminacyjne zarządzenia zastosowane przez wła­dze amerykańskie wobec delegacji niektórych krajów socjalistycznych, jak również wobec delegacji kubańskiej. Trudno też przypuścić, aby różne chuligańskie wybryki wobec delegacji niektórych krajów mogły mieć miejsce bez cichego przyzwolenia określonych organów władzy.

Nikt tu nie myśli obwiniać narodu amerykańskiego, dla którego delegacja polska — podobnie jak z pewnością delegacje innych krajów — żywi szczere uczucia przy­jaźni.

Chociaż wszystkie te akty, będące wyrazem złośliwości, nie mogą wywrzeć wpływu na postawę dyskryminowanych delegacji ani przeszkodzić w konstruktywnej pracy, jaką chcemy przeprowadzić na sesji Zgromadzenia Ogólnego, niemniej jednak w pełni uzasadnione jest podniesione już tutaj pytanie, czy w tych warunkach miasto Nowy Jork powinno szczycić się godnością siedziby ONZ.

Panie Przewodniczący!

Dobrze się stało, że pierwszym aktem obecnej sesji Zgromadzenia Ogólnego było przyjęcie w poczet członków ONZ tak licznej grupy państw powstałych na gruzach kolonializmu.  Akt  ten  symbolizuje uznanie przez  ONZ nieodwracalności procesu likwidacji systemu kolonialnego, procesu, który kształtuje oblicze naszych czasów.

Wierzymy, że inne kraje Afryki, jak przede wszystkim Algieria i narody wschodniej części tego kontynentu, rów­nież wkrótce odzyskają wolność i zdobędą należne im prawo do samodzielnego decydowania o swym losie.

Większość nowych członków ONZ to państwa konty­nentu afrykańskiego, które po raz pierwszy w dziejach wchodzą na drogę niepodległego bytu, osiągają możliwość eksploatacji bogatych zasobów czarnego lądu dla dobra swych narodów, możliwość odgrywania należnej im roli w życiu międzynarodowym. Czeka je jeszcze trudna, być może, droga, wiodąca do pełnej emancypacji spod zależ­ności ekonomicznej od dawnych władców — kolonizato­rów i koncernów kapitalistycznych. Nie ulega jednak wątpliwości, że nic i nikt nie zdoła już wskrzesić ani w starej, ani w nowej formie — systemu kolonialnego. Wszelkie próby takiego nawrotu napotkają opór nowo wyzwolonych narodów, które nie są już osamotnione. Po ich stronie stoją potężne siły — wszyscy, którym jest droga sprawa wolności i pokoju, państwa, które budują nowy, socjalistyczny ład społeczny, oraz narody, które same ongiś zaznały kolonialnego ucisku i wyzysku.

Przyszłość nowych państw jest nierozerwalnie związana z perspektywą pokoju. Jedynie w warunkach pokojowej współpracy między narodami nowe państwa będą mogły umacniać swój niepodległy byt i budować trwałe pod­stawy samodzielnego rozwoju swej gospodarki, kultury i państwowości.

Jesteśmy przekonani, że cenny będzie ich wkład w roz­strzygnięcie najbardziej palących problemów współczes­ności, jak rozbrojenie, pełna likwidacja kolonializmu, jak najszerzej pojęta współpraca międzynarodowa we wszyst­kich dziedzinach życia.
11

ONZ WINNA SŁUŻYĆ INTERESOM WSZYSTKICH NARODÓW,
KTÓRE SĄ W NIEJ REPREZENTOWANE

Mówi się często na tej sali o pomocy wyzwolonym naro­dom i nowo powstałym państwom. Jeśli pomoc ta będzie odpowiadać interesom tych narodów, jeśli będzie istotnie sprzyjać rozwojowi krajów, które nie ze swojej, ale z cudzej winy utrzymywane były w stanie zacofania — to pomoc taka będzie słusznym i koniecznym aktem dziejowej sprawiedliwości. Pomoc taką można realizować w bezpośrednich stosunkach dwustronnych i pomoc taką powinna okazać ONZ.

Natomiast nie wolno nadużywać słowa „pomoc" i na­dużywać flagi ONZ — jak to ma niestety miejsce w Kongo — dla ingerencji w sprawy wewnętrzne tego kraju w sposób, który bynajmniej nie służy ugruntowaniu suwerenności politycznej i gospodarczej nowo powstałej republiki afrykańskiej.

Przykrywanie flagą ONZ interesów kolonialistów jest głęboko sprzeczne z celami i zasadami Narodów Zjedno­czonych. Faktu tego nie zdoła zasłonić „święte oburzenie" przedstawicieli niektórych państw na krytykę postępowa­nia sekretarza generalnego, którą delegacja polska w pełni podziela. W ocenie polityki sekretarza ONZ można się opierać tylko na jej obiektywnej wymowie, na ocenie jej skutków. Prawowitemu rządowi premiera Lumumby poli­tyka ta nie tylko nie pomogła, lecz wręcz skierowana została przeciwko niemu.

Za ilustrację metod, jakich chwytają się kolonizatorzy, może służyć fakt bezpodstawnego oskarżenia rządu pol­skiego przez rząd belgijski o skierowanie do Konga statku z bronią przeznaczoną dla premiera Lumumby. Więcej nawet — ten mityczny statek miał być skierowany kilka dni wcześniej, zanim proklamowano niepodległość Konga. W ten sposób preparowano „dowody" o „komunistycznym spisku" w Kongo. Nawet oficjalne zaprzeczenie rządu polskiego nie od razu wpłynęło na przerwanie tej brudnej insynuacji.

Byliśmy również tutaj świadkami metod, jakich chwy­tają się ci, którzy bronią, popierają i usprawiedliwiają kolonizatorów. Metoda ich polega na tym, że posługują się fałszem, insynuacją i demagogią, doszukują się kolonia­lizmu i imperializmu u jego antypody, w państwach socja­listycznych. Może by np. premier rządu kanadyjskiego zechciał wskazać, które państwo socjalistyczne eksploatuje inne narody, bogaci się ich pracą, zagarnęło ich złoża surowców, zakłady pracy, żyje ich kosztem itp.? Nie ma i nie może być takiego państwa socjalistycznego. Nato­miast istotą kapitalizmu jest ujarzmienie innych narodów w celu wyzysku ich pracy i grabienia ich mienia. Czyż trzeba tu jeszcze przypominać, że np. Belgia osiągała rocznie setki milionów dolarów kolonialnych zysków z Konga? Czyż trzeba tu jeszcze, po przemówieniach afry­kańskich mówców, przypominać premierowi Diefenbakerowi obozy pracy w Angoli i Mozambiku, rezerwaty i nieludzką politykę rasistowską Unii Południowoafry­kańskiej?

Usiłując usprawiedliwić kolonializm, odwrócić uwagę opinii publicznej od tej hańby XX wieku, premier Kanady przyodziewa się obłudnie w togę obrońcy wolności naro­dów socjalistycznych. Nasze kraje także były grabione przez obcy kapitał, zanim narody nie stały się ich gospo­darzami. Narody naszego rejonu geograficznego pracują obecnie dla swego dobra, cieszą się prawdziwą niepodle­głością i nie potrzebują żadnej opieki ze strony koloniza­torów i ich obrońców.

Pozwoli pan, panie przewodniczący, że zwrócę się do przedstawicieli nowo przyjętych do naszej organizacji państw z prośbą o przekazanie ich narodom i rządom ser­decznych gratulacji i gorących życzeń narodu polskiego pomyślnego rozwoju na nowej drodze samodzielnego bytu państwowego. Spotkają się one z naszej strony, tak jak i ze strony wszystkich pokój miłujących narodów, z peł­nym poparciem w ich wysiłkach na rzecz utrwalenia nie­podległości i suwerenności.

Witając radosny fakt rozszerzenia zasięgu Organizacji Narodów Zjednoczonych, podnoszący jej znaczenie i sku­teczność działania, nie mogę nie wyrazić ubolewania i — zarazem protestu z powodu nieobecności na tej sali przed­stawicieli wielkiego narodu chińskiego. Czas najwyższy położyć kres fikcji, która zakłada, że kluczowe problemy współczesnego świata można rozstrzygać bez udziału reprezentacji rządu Chińskiej Republiki Ludowej.

Jeśli w tej oczywistej sprawie ONZ natrafia na ciągły opór inspirowany przez zachodnie mocarstwa, a głównie przez Stany Zjednoczone, to dlatego, że chcą one używać ONZ jako narzędzia w swej zimnej wojnie przeciwko Chińskiej Republice Ludowej i wszystkim państwom socjalistycznym, dlatego że w ogóle chcą używać ONZ jako swego narzędzia. Nie chcą pogodzić się z tym, aby ONZ wyrażała w pełni realną sytuację w świecie i w praktyce realizowała idee pokojowego współistnienia.

W tych sprzecznych z Kartą Narodów Zjednoczonych i jej kardynalnymi zadaniami usiłowaniach leży największe niebezpieczeństwo dla naszej organizacji. Tym­czasem, kiedy my przeciwko takim usiłowaniom wystę­pujemy, kiedy chcemy to niebezpieczeństwo usunąć, straszy się opinię światową i opinię amerykańską rzeko­mym kryzysem ONZ.

Organizacja Narodów Zjednoczonych, jeśli ma spełniać swą właściwą rolę, nie może przeciwstawiać się dążeniom narodów do uzyskania niepodległości i pełnej niezależności od kolonizatorów. Powinna ona służyć interesom wszyst­kich państw, które są w niej reprezentowane.

Tak należy — naszym zdaniem — rozumieć myśli pre­miera Chruszczowa dotyczące przekształcenia organu wykonawczego ONZ w ciało trzyosobowe, reprezentujące trzy wielkie grupy państw, które wchodzą w skład naszej organizacji. Te zmiany w strukturze Sekretariatu ONZ są również nieodzowne w związku ze sprawą sił policyjnych oraz tych sił zbrojnych, których powołanie jest przewi­dziane w procesie realizacji pełnego i powszechnego roz­brojenia. Ciało wykonawcze w takim składzie dawać będzie gwarancję słusznej i bezstronnej interpretacji i realizacji uchwał ONZ, czego nie zapewnia obecny stan rzeczy.

Delegacja polska udziela swego poparcia tej idei zmie­rzającej do uzdrowienia sytuacji i wzmocnienia Organi­zacji Narodów Zjednoczonych.

Panie Przewodniczący!

Odpowiedzialność ciążąca na obecnym zgromadzeniu jest większa niż kiedykolwiek.

Przed rokiem z tej trybuny premier Związku Radziec­kiego przedstawił najbardziej konsekwentną propozycję, której realizacja zapewniłaby trwały pokój wszystkim narodom — propozycję powszechnego i całkowitego roz­brojenia. 20 listopada ub. roku Zgromadzenie Ogólne przyjęło jednomyślnie historyczną uchwałę akceptującą tę ideę.

Narody miały prawo oczekiwać praktycznych następstw tej uchwały, zwiastującej nową erę w stosunkach między państwami, między Wschodem a Zachodem, erę pokojo­wego współistnienia i pokojowego współzawodnictwa dla dobra ludzkości. Jednakże ubiegły rok zawiódł gorzko tę nadzieję narodów.

Upragnione odprężenie między Wschodem a Zachodem nie nastąpiło.

Konferencja na szczycie została storpedowana przez Prowokacyjne poczynania sił zimnowojennych, ukorono­wane szpiegowskim nalotem na Związek Radziecki. 

Groźny dla pokoju wyścig zbrojeń trwa dalej, pochła­niając bezproduktywnie ogromne zasoby materialne.

W różnych częściach świata kolonialiści — starzy lub nowi — rozżarzają ogniska zapalne, usiłując utrzymać w zależności narody, zrzucające jarzmo kolonialne i pra­gnące samodzielnie rozstrzygać o swym losie.

Szczególnie niebezpieczne dla pokoju w Europie i na świecie jest to, co dzieje się w Niemieckiej Republice Federalnej, gdzie zbrojenia Bundeswehry i rewizjoni­styczna kampania odwetowców niemieckich przybrały bardziej niż kiedykolwiek na sile.

W tej sytuacji, wobec fiaska prac komitetu rozbroje­niowego 10 państw, Związek Radziecki, przy poparciu innych państw socjalistycznych, wniósł ponownie spra­wę powszechnego i całkowitego rozbrojenia na forum Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych.

Reprezentujemy tutaj nasze narody, ich głęboką poko­jową wolę. Powinniśmy dołożyć wszelkich starań, ażeby w lepszej atmosferze wznowić rokowania rozbrojeniowe i zdążać do realizacji powszechnego i całkowitego rozbro­jenia.

Wyrażam szczere zadowolenie, że prezydent Eisenho­wer uznaje to samo, co przywódcy krajów socjalistycz­nych, gdy mówi, iż „ludzie na całym świecie chcą rozbro­jenia. Chcą oni, aby ich bogactwo i praca zużywane były nie na cele wojenne, ale na żywność, na odzież, na mie­szkania, na służbę zdrowia, na szkoły".

Mógłbym również podpisać się pod innymi słowami, które padły z ust prezydenta Eisenhowera po storpedo­waniu przez siły zimnowojenne paryskiego spotkania na szczycie. Oto one:

„Wszyscy wiemy, że wojna totalna, niezależnie od tego, czy zostanie rozpętana rozmyślnie czy przypadkowo, obróciłaby świat w ruiny. W wojnie nuklearnej nie będzie zwycięzców, będą tylko pokonani".

Ze stwierdzeń tych można wyprowadzić tylko jeden logiczny wniosek — należy jak najprędzej unicestwić broń nuklearną i wszystkie środki masowej zagłady, na­leży dołożyć wszelkich starań i wykazać maksimum dobrej woli, aby urzeczywistnić propozycje Związku Radzieckiego w sprawie powszechnego i całkowitego roz­brojenia. Dlaczego więc państwa zachodnie, wbrew poko­jowym dążeniom swych narodów i zdając sobie sprawę z grozy wojny nuklearnej, sparaliżowały prace komitetu rozbrojeniowego?

U podstaw niepowodzeń negocjacji rozbrojeniowych leży zgubna i fałszywa, a jednocześnie kierująca polity­ką mocarstw zachodnich teoria, że pokój może być wyni­kiem tylko tzw. „równowagi strachu" między Wschodem i Zachodem, tj. między socjalizmem i kapitalizmem.

„Wzajemne uznanie swojej mocy niszczycielskiej jest podstawowym elementem naszych obecnych stosun­ków" — oto jak przed kilku miesiącami określił prezy­dent Eisenhower istotę polityki Stanów Zjednoczonych wobec Związku Radzieckiego.

Teoria pokoju w oparciu o siłę nie jest wynalazkiem współczesnym. Jest ona powtórzeniem starorzymskiej zasady: ,,si vis pacem, para bellum". Cała historia ludz­kości, aż po nasze czasy, wykazała, że polityka oparta na zasadzie „chcesz pokoju, gotuj wojnę" nigdy nie zapew­niała narodom pokoju, lecz zawsze sprowadzała na nie wojny.

Organizacja Narodów Zjednoczonych, której naczelnym celem jest uchronienie narodów przed nową, nie mającą dotąd precedensu w historii katastrofą wojenną, musi być świadoma, że polityka tzw. równowagi strachu, jaką uprawiają mocarstwa zachodnie, prowadzi nieuchronnie do nowej wojny. To nie propaganda komunistyczna. To groźna prawda, którą widzą komuniści i którą widzieć powinni wszyscy kierownicy państw i przywódcy na­rodów.

Dotychczasowe negocjacje rozbrojeniowe nie mogły przynieść żadnego rezultatu, gdyż przedstawicielom państw zachodnich przewodziła ta właśnie zgubna dla pokoju teoria „równowagi strachu". Z niej też logicznie i konsekwentnie wywodzi się stanowisko Zachodu spro­wadzające się w rzeczywistości nie do kontrolowanego rozbrojenia, a tylko do kontroli istniejącego stanu uzbro­jenia obu stron.

Mocarstwa zachodnie odrzuciły wszystkie konkretne propozycje rozbrojeniowe wysunięte przez Związek Ra­dziecki wraz z innymi krajami socjalistycznymi, przewi­dujące stopniową redukcję, a następnie likwidację zbro­jeń pod skuteczną międzynarodową kontrolą. Zamiast kon­trolowanego rozbrojenia mocarstwa zachodnie wysunęły plan kontroli nad zbrojeniami, czyli kontroli bez rozbro­jenia. Stanowisko to nie może być przyjęte. Kontrola stanu uzbrojenia nie tylko nie stwarza warunków dla rozbrojenia, lecz przyspiesza wyścig zbrojeń i wzmaga niebezpieczeństwo wojny.

Słyszeliśmy tutaj deklarację Stanów Zjednoczonych o gotowości poddania się wszelkiej międzynarodowej inspekcji, pod warunkiem, że będzie ona rzeczywista i wzajemna. Jestem najgłębiej przekonany, że gdyby taka inspekcja miała zapewnić pokój — wszystkie kraje socjalistyczne otwarłyby przed nią każdy zakątek swego terytorium. Ale przecież eksperci wojskowi obu stron dobrze wiedzą, że gdyby nawet postawiono kontrolerów przy każdej istniejącej na świecie wyrzutni pocisków masowej zagłady, nie tylko nie zmniejszyłoby to groźby niespodziewanego napadu, lecz groźbę taką mogłoby tylko spotęgować. W każdej chwili można bowiem nieocze­kiwanie uruchomić wyrzutnie rakietowe, wygrać czas, zaskoczyć przeciwnika. Kontrola bez rozbrojenia nie usu­wa więc nieufności wzajemnej między państwami, a tylko może ją wzmagać.

Na tle tej rzeczywistości pragnę ustosunkować się do zgłoszonej z tej trybuny propozycji o powszechnym ple­biscycie, w którym ludzie całego świata mogliby się swobodnie wypowiedzieć, czy chcą korzystać z prawa rządzenia swymi krajami.

IDEA POWSZECHNEGO PLEBISCYTU W SPRAWIE BRONI NUKLEARNEJ

Różne są pojęcia ludowładztwa, tj. demokracji. Prze­jawia się ona najpełniej w warunkach, kiedy zakłady pracy stają się własnością społeczną, ogólnonarodową, a więc w warunkach socjalizmu. Trybuna ta to nie miejsce dla sporów z tymi, którzy uważają za lepszy ustrój oparty na prywatnej własności środków i narzędzi produkcji. Pozostawiając więc na uboczu sprawy ustro­jowe państw, podoba mi się myśl zasięgnięcia opinii u wszystkich narodów w sprawach jak najściślej związa­nych z ich prawem do rządzenia się we własnym kraju i decydowania o swoich losach.

Wypowiadam się za poparciem przez ONZ idei po­wszechnego plebiscytu, w którym narody — zgodnie z przysługującym im prawem do samostanowienia o swoich losach i rządzenia swymi krajami — odpowie­działyby na następujące pytania:

1)   czy chcesz, aby twój kraj posiadał broń nu­klearną?
2)   czy chcesz, aby w twoim kraju znajdowały się wyrzutnie pocisków rakietowych?
3)   czy jesteś za zniszczeniem wszelkiej broni maso­wej zagłady?
4)   czy opowiadasz  się  za  powszechnym  i  pełnym rozbrojeniem?

Gdyby wszystkie rządy wyraziły zgodę na przeprowa­dzenie takiego plebiscytu i zastosowały się do wyrażonej w nim woli swych narodów — rozwiązany by został węzłowy problem naszych czasów — problem likwidacji nie­bezpieczeństwa wojny. Nikt bowiem nie wątpi, jaka by była odpowiedź narodów na postawione przed nimi py­tania. Rząd Polski Ludowej i jestem pewny, że również rządy wszystkich krajów socjalistycznych bezzwłocznie wyrażą zgodę na taki plebiscyt, jeśli rządy państw za­chodnich zrobią to samo we własnych krajach.

Najnowsza broń jądrowa niszczy najbardziej elemen­tarne zasady demokracji. Uroczyste oświadczenia Sta­nów Zjednoczonych, że broń tę zastosują tylko w odwecie, tj. w przypadku ataku przeciwnika, nie zmniejszają niebezpieczeństwa wojny. Gdyby nawet przyjąć, że oświadczenia te nie zostaną złamane — a nic przecież tego nie gwarantuje — wojnie atomowej otwierają drogę możliwości pomyłek, fałszywych danych i ocen, chęć uprzedzenia ataku, który w rzeczywistości nie był przy­gotowywany itp. Decyzja o odwecie musi być podjęta natychmiast, a może się okazać, że domniemany odwet jest napaścią. Wojna wybucha wbrew woli obu stron i nic już nie może odwrócić tego faktu. Kontrola i inspekcja abso­lutnie nie zabezpieczają przed takimi pomyłkami. Dokład­na znajomość rozlokowania pozycji obu stron może tylko pobudzać agresora do podjęcia ataku w nadziei, że zasko­czenie daje mu przewagę nad przeciwnikiem. W tej sytuacji życie i śmierć dziesiątków i setek milionów ludzi znajduje się w rękach jednostek uprawnionych do wyda­wania rozkazów o wszczęciu działań odwetowych. Nie narody, nie parlamenty, a tylko określone jednostki mają prawo wydać rozkaz uruchomienia machin masowej za­głady, jednostki, które — jak każdy człowiek — mogą ulec łatwo pomyłce, fałszywym danym lub histerii.

Cóż w tych warunkach pozostaje z suwerenności państw, które nie posiadają — i dobrze, że nie posiada­ją — broni atomowej lub które, raczej nominalnie tylko, przynależą do tzw. klubu atomowego, a są członkami bloków wojskowych? Przynależąc np. do bloku atlantyckiego, nie mają one nic do powiedzenia w sprawie najważniejszej, bo w sprawie życia swych obywateli. O życiu milionów ludzi tych krajów decyduje jakaś jed­nostka czołowego mocarstwa tego bloku, tj. Stanów Zjed­noczonych, jednostka, która trzyma palec na małym gu­ziku, który może uruchomić atomową katastrofę.

Mówi się, że w Stanach Zjednoczonych tylko prezy­dent może wydać rozkaz naciśnięcia tego makabrycznego guzika. Nie wnikając w szczegóły personalnej odpo­wiedzialności i uprawnień w tym zakresie w Stanach Zjednoczonych i w Związku Radzieckim, załóżmy, że w Związku Radzieckim oddano prawo wydania takiego rozkazu przewodniczącemu rady ministrów. Może być obojętne, czy rzeczywiście prezydent Eisenhower i pre­mier Chruszczow prawem tym dysponują. Chodzi o to, że przy aktualnym stanie gotowości użycia broni rakie­towej decyzja o jej odwetowym użyciu nie może być podjęta kolektywnie, nie można też posiadać stuprocen­towej pewności, że podjęta będzie bezbłędnie. Trzeba ją bowiem podjąć w ciągu niepełnej godziny. Rakiety o na­pędzie stałym nie pozostawiają więcej czasu jak 10 minut.

Oto sytuacja, w której znalazły się narody świata.

W świecie podzielonym dzisiaj na dwa przeciwstawne systemy społeczne — socjalistyczny i kapitalistyczny — toczy się walka o różne sprawy wielkiej i mniejszej wagi. Antykomunizm zaślepia określone koła, określonych przywódców i polityków — nie pozwala im dojrzeć, że wśród wszystkich spraw wielkiej wagi największą i naj­ważniejszą dla narodów jest sprawa unicestwienia broni masowej zagłady, powszechnego rozbrojenia i stworzenia "warunków dla trwałego pokoju.

Problem: komunizm czy kapitalizm nie dotyczy sto­sunków między państwami. Jest to problem społeczny i ideologiczny. Zagadnienie wyższości tej czy innej for­macji ustrojowej musi więc być rozstrzygnięte przez narody, które same zadecydują, jaki ustrój najbardziej odpowiada ich interesom, jaki ustrój zapewni im lepsze, swobodniejsze i szczęśliwsze życie.

Kto pragnie pokoju i odprężenia, kto widzi przyszłość świata w postępie gospodarki, kultury i wolności człowie­ka, ten powinien porzucić politykę antykomunizmu i sta­nąć na gruncie pokojowego współistnienia państw, niezależnie od ich ustroju społecznego.

Dopóki państwa zachodnie nie przyjmą tego stanowi­ska — dopóty rokowania rozbrojeniowe nie będą mogły doprowadzić do pozytywnych rezultatów.

Państwa socjalistyczne podchodzą do zagadnienia ne­gocjacji rozbrojeniowych ze szczerym dążeniem osiągnię­cia porozumienia. Na pewno przedstawiciele państw socjalistycznych zrobią wszystko, aby rokowania rozbro­jeniowe ukoronować sukcesem.

Uważamy jednak za konieczne rozszerzenie składu ko­mitetu rozbrojeniowego o 5 nowych państw — zgodnie z zasadą reprezentacji geograficznej — i popieramy w tym zakresie propozycje delegacji radzieckiej.

NRF ŹRÓDŁO MILITARYZMU I ODWETU

Panie Przewodniczący!

Głównym zarzewiem konfliktów między Wschodem a Zachodem, najgroźniejszym dla pokoju ogniskiem zim­nej wojny, pozostaje wciąż sytuacja w Niemczech. Nikt nie może mieć złudzeń co do tego, że konflikt zbrojny w tej części świata przekształciłby się nieuchronnie w po­żar światowy.

Nie podział Niemiec jest istotnym źródłem tego za­grożenia pokoju. Źródła niebezpieczeństwa tkwią przede wszystkim w militaryzmie niemieckim, który odrodził się w Niemieckiej Republice Federalnej.

Imperialistyczne siły Niemiec po raz trzeci w ciągu naszego stulecia podejmują próbę zdobycia dominacji w Europie. Tym razem działają wspólnie ze swymi so­jusznikami atlantyckimi pod szyldem „obrony Zachodu przed niebezpieczeństwem ze Wschodu".

Polska, bardziej niż jakikolwiek inny kraj, Polska, która pierwsza padła ofiarą hitlerowskiej agresji i stra­ciła w ciągu drugiej wojny światowej sześć milionów obywateli i 38 proc. majątku narodowego, ma prawo i obowiązek podnieść z tej trybuny swój głos ostrzegaw­czy przed narastającym zagrożeniem pokoju i bezpie­czeństwa narodów ze strony zachodnioniemieckiego militaryzmu.

Jeśli ktokolwiek może mieć wątpliwości co do realności tego niebezpieczeństwa, to bieg wydarzeń w latach ostat­nich, a zwłaszcza w roku 1960, nie pozostawia już złudzeń,

Postanowienia Układu Poczdamskiego, na mocy których militaryzm niemiecki miał być wyrwany z korzeniami, zostały podeptane, ograniczenia przewidziane później w układach mocarstw zachodnich w stosunku do zbrojeń NRF są krok po kroku likwidowane.

Dziesięć lat temu rząd boński i rządy mocarstw za­chodnich zapewniały, że nie będzie armii w NRF.

Dziś mamy uzbrojoną w nowoczesną broń paruset-tysięczną Bundeswehrę, która w najbliższym czasie ma się jeszcze powiększyć.

5 lat temu w układach paryskich ograniczono zbrojenia Bundeswehry do broni klasycznych, wyłączając broń A, B, C i inną współczesną broń ofensywną. Zobowiązały się do tego rząd NRF i mocarstwa zachodnie.

Dziś NRF produkuje seryjnie dla potrzeb Bundeswehry rakiety i pociski zdalnie kierowane różnych typów, tysiąctonowe łodzie podwodne i wielkie okręty wojenne, bombowce dalekiego zasięgu i inne rodzaje broni. Prze­mysł zbrojeniowy Niemiec Zachodnich, zrekonstruowany Przez te same koncerny, które niegdyś finansowały Hitlera, stał się nie tylko kontrahentem, ale i konkurentem przemysłu zbrojeniowego mocarstw zachodnich.

Trzy lata temu mocarstwa zachodnie i rząd NRF de­klarowały uroczyście, że Bundeswehra nie będzie dyspo­nować bronią atomową.

Dziś Bundeswehra posiada w swym wyposażeniu ra­kiety dostosowane do przenoszenia głowic atomowych i wodorowych, a rząd i parlament NRF w swoich uchwa­łach i sztab generalny Bundeswehry w opublikowanym niedawno memoriale żądają kategorycznie broni atomo­wej „pozostającej na co najmniej takim poziomie, jak broń przeciwnika"...

„Bez tej broni — szantażują generałowie Bundes­wehry — wolnemu światu pozostałaby tylko kapitulacja... przed światowym komunizmem". Rzecz znamienna, że pod tym memorandum widnieje podpis admirała Rugę, tego samego, który 21 lat temu wydał rozkaz otwarcia ognia na polskie wybrzeże, rozpoczynając tym aktem drugą wojnę światową.

Jaką w tej sytuacji mogą mieć wartość zapewnienia, że Stany Zjednoczone nie oddadzą do dyspozycji Bundes­wehry głowic atomowych i wodorowych oraz innych rodzajów broni jądrowej?

Układy międzynarodowe pomiędzy mocarstwami koa­licji antyhitlerowskiej, zawarte po wojnie, zakazywały w Niemczech uprawiania propagandy wojny i odwetu oraz działalności organizacji militarystycznych i faszy­stowskich. Dziś NRF jest terenem propagandy odwetowej, terenem ekscesów faszystowskich i rasistowskich oraz ciągłych demonstracji militarystów i odwetowców.

NRF jest jedynym państwem w Europie, które w do­kumentach rządu bońskiego, w oświadczeniach jego kie­rowników i w mapach wysuwa roszczenia terytorialne wobec Polski, Czechosłowacji i innych państw.

Do niedawna uspokajano opinię publiczną na Zachodzie zapewnieniami, że kampania rewizjonistyczna to dzieło mało odpowiedzialnych i mało znaczących grupek.

Lecz oto w lipcu br. kanclerz Adenauer publicznie zapowiedział, że dawne Prusy wschodnie — stanowiące integralną część Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej — zostaną przywrócone Niemcom, o ile stać one będą wier­nie i mocno przy swoich sojusznikach atlantyckich. W sierpniu br. wicekanclerz Erhard w podburzającym i wojowniczym przemówieniu z jeszcze większym tupe­tem zażądał polskiego Górnego Śląska. Równocześnie prezydent NRF Lübke również publicznie wysunął rosz­czenia do polskich ziem zachodnich,  które  stanowią 1/3 terytorium naszego państwa i zamieszkane są przez prze­szło 1/4 część jego ludności — ludności wyłącznie polskiej. Obecne granice Polski, ustalone w Układzie Poczdam­skim w rezultacie porozumienia zwycięskich mocarstw koalicji antyhitlerowskiej, Lübke nazwał „bezprawiem... na bazie którego nie da się zbudować trwałego pokoju". Niemiecki militaryzm zawsze gwałcił prawo i układy międzynarodowe, jeśli stawały one na drodze jego agre­sywnych zamierzeń. Podobnie i obecnie Niemiecka Re­publika Federalna nie chce przyjąć do wiadomości i nie uznaje Układu Poczdamskiego zawartego w zgodzie z pra­wem międzynarodowym przez mocarstwa koalicji anty­hitlerowskiej po podpisaniu przez Niemcy aktu bezwa­runkowej kapitulacji. Kierownicy państwowi NRF rozpętali kampanię rewizjonistyczną pod hasłem wymyślone­go przez nich tzw. „prawa do ojczyzny" dla Niemców przesiedlonych z terytorium Polski i innych krajów. To rewizjonistyczne „prawo do ojczyzny" usiłują oni podszyć pod pojęcie prawa narodów do samostanowienia, wypa­czając w ten sposób jego istotny sens. Na terytorium Polski nie ma bowiem ludności niemieckiej.

Imperializm niemiecki, którego kontynuatorem są rzecznicy zachodnioniemieckiego rewizjonizmu, wielokrotnie deptał i niweczył niepodległość całych narodów.

Okupanci hitlerowscy wymordowali i zamęczyli na śmierć więcej obywateli polskich niż zgodnie z prawem, na mocy Układu Poczdamskiego, zostało przesiedlonych Niemców z terytorium Polski.

Jak mówią fakty, rewizjonizm stał się oficjalnym pro­gramem rządu Niemieckiej Republiki Federalnej, progra­mem, które państwo to propaguje w sposób coraz bar­dziej agresywny w miarę rozbudowy swej siły militarnej. Żądanie broni atomowej przez sztab generalny Bundes­wehry zmierza do urealnienia tego programu. Zakrawa bowiem na kpiny, gdy oficjalni rzecznicy rządu bońskie-go składają przed światem uroczyste deklaracje, że pro­gram ten ma być realizowany „wyłącznie środkami poko­jowymi bez użycia siły". Łatwiej jest chyba kanclerzowi Adenauerowi rozwiązać zagadkę, jakiej płci są aniołowie, niż odpowiedzieć na pytanie, jak zamierza zarżnąć Polskę bez użycia noża.

Granice Polski są dostatecznie zabezpieczone. Nie ma problemu granic — jest tylko problem pokoju.

Remilitaryzacja NRF i jej polityka stwarza poważne niebezpieczeństwo dla pokoju. W imieniu narodu polskie­go podnoszę z tej trybuny to ostrzeżenie. Nieobliczalnymi następstwami grozi polityka atlantyckich sojuszników NRF — na czele ze Stanami Zjednoczonymi, którzy w no­wej postaci powracają na drogę Locarno i Monachium, uzbrajają Bundeswehrę w nowoczesną broń, szkolą jej formacje atomowe, udzielają swego terytorium dla jej baz wojskowych, rozwijają potencjał militarny NRF i wszystko to chcą wykorzystać jako argument w swej „polityce z pozycji siły" przeciwko krajom socjalistycz­nym.

Odrodzony militaryzm niemiecki — to realne, naj­większe niebezpieczeństwo grożące pokojowi w Europie. Militaryzm ten może pociągnąć swoich sojuszników dalej niż, być może, sami by chcieli.

Czas najwyższy zawrócić te niebezpieczne dla pokoju procesy, jakie zachodzą w Niemczech Zachodnich.

Czas zamknąć ostatecznie kartę drugiej wojny świato­wej i podpisać traktat pokojowy z Niemcami. Obecny stan rzeczy sprzyja rewizjonizmowi i militaryzmowi nie­mieckiemu.

Pora wejść na drogę konstruktywnych rozwiązań leżą­cych w interesie pokoju.

Trzeba przede wszystkim uznać fakty. Trzeba uznać istnienie dwóch państw niemieckich. Trzeba skończyć z fikcją nieistnienia NRD — państwa, które rozwija się i umacnia, które zlikwidowało u siebie źródła agresywne­go imperializmu niemieckiego, wyrzekło się wszelkich roszczeń terytorialnych, prowadzi politykę pokoju, której wyrazem jest choćby program rozbrojenia obu części Niemiec przesłany ostatnio na ręce sekretarza generalne­go ONZ.

Na tej i na szerszej płaszczyźnie łączą Polskę z NRD przyjazne stosunki współpracy, które dobitnie świadczą, że Polacy i Niemcy mogą żyć ze sobą w pokoju i zgodzie. Jestem przekonany, że przyjdzie czas, kiedy naród polski będzie żyć w zgodzie i przyjaźni z całym narodem niemieckim.

Trzeba, aby państwa — sygnatariusze Układu Pocz­damskiego, które dotychczas tego nie uczyniły, potwier­dziły ostateczny charakter obecnej granicy polsko-niemieckiej, tego nieodwracalnego faktu, aby uznały za ostateczne wszystkie istniejące obecnie granice Niemiec. Trzeba, aby wszystkie zainteresowane państwa zawarły wreszcie traktat pokojowy z obu państwami niemieckimi, traktat, który zarazem ureguluje nienormalną sytuację w Berlinie zachodnim, odbierze złudne, lecz niebezpieczne nadzieje siłom odwetu, przyczyni się do ustabilizowania Pokoju.

Pragnę mieć nadzieję, że sprawa ta znajdzie rozwiąza­nie wspólne z mocarstwami zachodnimi i innymi zainteresowanymi państwami. W przeciwnym razie zmuszeni bylibyśmy wraz z państwami, które będą do tego gotowe, zawrzeć traktat pokojowy z Niemiecką Republiką Demo­kratyczną.

Stabilizacja pokoju w Europie stwarzać będzie coraz korzystniejsze warunki zbliżenia i współpracy obu państw niemieckich, ułatwi pokojowe rozwiązanie problemu nie­mieckiego, które należy do samych Niemców.

POWSTRZYMANIE WYŚCIGU ZBROJEŃ JEST RZECZĄ NIEZBĘDNĄ I PILNĄ

Panie Przewodniczący, Panowie Delegaci!

Chciałbym z kolei przejść do konkretnych wniosków, które delegacja polska poddaje pod rozwagę obecnej sesji.

Jest rzeczą dużej wagi, aby ludzkość zdawała sobie sprawę w pełni, czym grozi jej nowoczesna wojna. Nie mamy prawa ukrywać przed narodami prawdy o działa­niu broni jądrowej, broni masowego zniszczenia. Prze­ciwnie, mamy obowiązek prawdę tę głosić, aby łatwiej można było zespolić wszystkie siły narodów w walce z groźbą wojny, o powszechne i całkowite rozbrojenie.

Delegacja polska uważa, że należałoby powołać pod egidą ONZ specjalny komitet, złożony z wybitnych przed­stawicieli nauki różnych krajów, którego zadaniem byłoby wszechstronne naświetlenie, na podstawie istniejących naukowych danych, skutków, jakie pociągnęłoby za sobą użycie broni jądrowej dla życia i zdrowia ludzi, dla go­spodarki światowej, dla cywilizacyjnego dorobku ludz­kości. Raport tego komitetu powinien być szeroko rozpo­wszechniony przez wszystkie rządy wśród swych oby­wateli.

Z zainteresowaniem wysłuchaliśmy propozycji prezy­denta Ghany dotyczącej powołania komitetu ekspertów dla zbadania możliwości, jakie stwarzałoby wykorzystanie dla celów pokojowych tych wszystkich źródeł energii i zdobyczy techniki, które w tej chwili przeznaczone są na cele zbrojeniowe.

Jeśli obie te propozycje zostałyby przyjęte, ONZ przed­stawiłaby ludzkości naukowo opracowany obraz podstawo­wego dylematu naszych czasów. Byłby to jeszcze jeden poważny bodziec dla wzmożenia wysiłków na rzecz po­wszechnego i całkowitego rozbrojenia.

Panowie Delegaci!

Rokowania dla osiągnięcia powszechnego i całkowitego rozbrojenia nie mogą się toczyć w atmosferze napięcia za­trutej zimnowojennymi poczynaniami. Nie można też żywić złudzeń, że bez podjęcia konkretnych kroków klimat stosunków międzynarodowych samorzutnie ulegnie po­prawie i będzie bardziej sprzyjał powodzeniu rokowań rozbrojeniowych. Trzeba podjąć bez zwłoki takie kroki, które rozładują napięcie, osłabią wzajemną nieufność, zahamują absurdalny wyścig zbrojeń i ułatwią wkrocze­nie szerokim frontem na drogę powszechnego, pełnego i kontrolowanego rozbrojenia.

Aby rozwiązać wielkie problemy, trzeba zacząć od spraw łatwiejszych i bardziej dojrzałych.

Przede wszystkim trzeba zamknąć sprawę zaawansowa­ną i aż nadto dojrzałą — zaprzestać prób z bronią jądrową.

ONZ powinna zobowiązać zainteresowane państwa, aby przezwyciężyły pozostałe różnice stanowisk i zawarły w określonym terminie odpowiedni układ. Jeśli ustalony termin nie zostanie dotrzymany, sprawa powinna się zna­leźć na nadzwyczajnej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Rozumie się, że w takim przypadku, dopóki Zgromadze­nie Ogólne nie podejmie decyzji, żadne próby z bronią jądrową nie mogłyby być dokonywane. To jest pierwszy krok.

Rząd PRL uważa, że jest rzeczą niezbędną i pilną; aby jednocześnie powstrzymać rozszerzanie wyścigu zbrojeń, a zwłaszcza zbrojeń rakietowo-jądrowych, na nowe pań­stwa i zapobiec stwarzaniu w tej dziedzinie nowych fak­tów dokonanych.

Już na ubiegłorocznej sesji ONZ delegacja polska poru­szyła tę sprawę. Głos jej nie pozostał wówczas bez echa.

Powinniśmy, po pierwsze — zobowiązać państwa po­siadające broń jądrową, aby nie przekazywały jej innym państwom, ani też nie pomagały im w uruchomieniu włas­nej produkcji tej broni. Należy też zobowiązać wszystkie państwa, które broni jądrowej nie posiadają, aby nie przyjmowały jej od innych państw oraz by nie produ­kowały i nie przygotowywały jej produkcji na terytorium własnego lub obcego kraju.

Po drugie — powinniśmy zobowiązać państwa, na któ­rych terytoriach nie ma wyrzutni broni rakietowej, aby powstrzymały się od ich zakładania i aby na przyszłość nie budowały własnych, ani też nie dopuszczały do budo­wy obcych wyrzutni broni rakietowej na swym tery­torium.

Wydarzenia ostatniego roku wykazały, jakim zagroże­niem dla pokoju światowego, a zwłaszcza dla bezpieczeń­stwa bezpośrednio zainteresowanych narodów są obce bazy wojskowe. Bez zgody narodu, nawet bez wiedzy rządu, rzekomo obronne obce bazy mogą przekształcić się w bazy agresji, suwerenne państwa mogą być wciągnięte w agresywne akty przeciwko innym państwom i ponieść wszystkie stąd wynikające konsekwencje.

Po trzecie więc — ONZ powinna zobowiązać wszystkie państwa, aby nie zakładały jakichkolwiek nowych baz wojskowych na terytoriach innych państw i aby nie ze­zwalały na instalowanie jakichkolwiek nowych obcych baz wojskowych na własnych terytoriach.

We wszystkich powyższych sprawach delegacja polska zastrzega sobie prawo przedstawienia XV sesji Zgroma­dzenia Ogólnego ONZ odpowiednich wniosków.

Panie Przewodniczący!

Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na inny aspekt spra­wy baz wojskowych na obcych terytoriach. Ich istnienie już w dotychczasowych rozmiarach stanowi niewątpliwie ograniczenie suwerenności zainteresowanych narodów i poważne zagrożenie ich bezpieczeństwa. Tak zasadnicze sprawy powinny być decydowane przez cały naród. Każ­dy obywatel powinien wypowiedzieć swe zdanie, rzucić swój głos na szalę, na której ważyć się może los jego życia. Istnienie obcych baz wojskowych to sprawa, która w pierwszym rzędzie powinna być uzależniona od decyzji narodów powziętej w drodze referendum. Tego prawa powinny domagać się narody.

SPRAWĘ STWORZENIA STREFY BEZATOMOWEJ W ŚRODKOWEJ EUROPIE
RZĄD POLSKI UWAŻA ZA AKTUALNĄ

Panie Przewodniczący!

Wśród poczynań, które mamy podjąć, aby zapewnić pomyślny przebieg i wyniki rozmów w sprawie pełnego i powszechnego rozbrojenia — bardzo duże znaczenie mają kroki zmierzające do powstrzymania i redukcji zbro­jeń na pograniczu przeciwstawnych ugrupowań wojsko­wych. W szczególności dotyczy to obszarów, na których istnieje skomplikowana i niebezpieczna sytuacja politycz­na, brzemienna w możliwości incydentów o nieobliczal­nych skutkach.

Myślę przede wszystkim o Europie środkowej.

Rząd polski, jak wiadomo, zaproponował już w roku 1957 z tej trybuny, a następnie bezpośrednio zainteresowanym państwom utworzenie strefy bezatomowej w środkowej Europie, na obszarze której państwa zobowiązałyby się nie produkować, nie utrzymywać, nie sprowadzać dla celów własnych, ani nie zezwalać na rozmieszczenie wszelkiego rodzaju broni jądrowej, urządzeń i sprzętu obsługującego tę broń, w tym wyrzutni rakietowych. Obszar ten miałby obejmować Polskę, Czechosłowację, Niemiecką Republikę Demokratyczną i Niemiecką Republikę Federalną. Pro­pozycje nasze przewidywały również zobowiązanie mo­carstw do nieużywania broni rakietowo-jądrowej w sto­sunku do tego obszaru.

Wychodząc na spotkanie stanowisku niektórych rządów i części opinii zachodniej, wyraziliśmy gotowość rozłoże­nia realizacji naszego planu na dwa etapy: w pierwszym — miałby być wprowadzony zakaz produkcji broni atomo­wej w wymienionych państwach oraz przyjęte zobowią­zanie zaniechania zbrojeń jądrowych; w drugim etapie miałaby nastąpić redukcja sił konwencjonalnych jedno­czesna z całkowitą dezatomizacją Europy środkowej.

W jednej i w drugiej wersji planu zakładaliśmy utwo­rzenie systemu skutecznej i szerokiej kontroli i inspekcji zarówno naziemnej, jak i powietrznej.

Gdyby propozycja rządu polskiego została wówczas przyjęta i wprowadzona w życie, sytuacja w Europie środ­kowej byłaby już dziś radykalnie zmieniona. Zamiast wzmagających się zbrojeń i gróźb, zamiast zaognienia za­gadnienia niemieckiego mielibyśmy bez wątpienia atmo­sferę odprężenia i uzasadnione poczucie bezpieczeństwa. A ponadto posiadalibyśmy już dziś cenne doświadczenia w sprawie realizacji rozbrojenia i funkcjonowania systemu kontroli.

Jednakże pomimo szerokiego poparcia wśród opinii pu­blicznej i bardzo różnorodnych kół politycznych w Euro­pie, i nie tylko w Europie, inicjatywa polska natrafiła na opór przede wszystkim rządu NRF i rządu Stanów Zjednoczonych.

Pragnę zwrócić uwagę, że z koncepcją stworzenia strefy bezatomowej wystąpił rząd Rumuńskiej Republiki Ludo­wej w odniesieniu do Bałkanów, a ostatnio rząd Chińskiej Republiki Ludowej w odniesieniu do Dalekiego Wschodu i rejonu Pacyfiku. Słyszeliśmy również z tej trybuny analogiczną propozycję w stosunku do Afryki — przed­stawioną przez prezydenta Ghany.

Dezatomizacja Europy środkowej miałaby ogromne zna­czenie praktyczne. Przede wszystkim ograniczałaby ona ryzyko wybuchu wojny rakietowo-jądrowej na tym zapal­nym obszarze, a zatem i niebezpieczeństwo użycia broni masowego zniszczenia w skali światowej. Przyczyniłaby się do odprężenia i stworzenia atmosfery sprzyjającej rea­lizacji całkowitego i powszechnego rozbrojenia.

Sprawę stworzenia strefy bezatomowej w środkowej Europie rząd polski uważa za aktualną.

Z zainteresowaniem odnieśliśmy się do podjętej przez premiera Wielkiej Brytanii w swoim czasie propozycji zawarcia paktu o nieagresji między przeciwstawnymi ugrupowaniami wojskowymi istniejącymi w Europie. Objęcie takim paktem Europy środkowej mogłoby przy­czynić się poważnie do wzmożenia bezpieczeństwa, zwłasz­cza gdyby się zbiegło z realizacją strefy bezatomowej.

Konkretne propozycje, które miałem zaszczyt przed­stawić, zmierzają do rozładowania napięcia międzynarodowego, usunięcia punktów zapalnych i do stworzenia atmosfery sprzyjającej zasadniczym rozstrzygnięciom dla sprawy pokoju.

Nie jest ich celem zastąpienie propozycji w sprawie po­wszechnego i całkowitego rozbrojenia, a wręcz przeciwnie, mają one utorować drogę do realizacji tej wielkiej idei.

Polska wyraża całkowite poparcie dla propozycji roz­brojeniowych zgłoszonych przez Związek Radziecki na obecnej sesji ONZ. Jesteśmy za tym, aby te propozycje stały się tematem dyskusji na plenum Zgromadzenia Ogólnego.

Panie Przewodniczący, Panowie!

Przedstawiłem w imieniu narodu polskiego nasze sta­nowisko w kluczowych problemach sytuacji międzynarodowej.

Naród polski poznał do dna przekleństwo wojny i po­łączył swój los historyczny z socjalizmem, który w sposób najbardziej konsekwentny broni sprawy pokoju i niepod­ległości narodów. Nasz trud codzienny służy tej sprawie.

Szczycimy się tym, że stanowimy część obozu socja­listycznego, niosącego ludzkości lepszą przyszłość. Czu­jemy się bliscy wszystkim, którzy pragną pokoju i dzia­łają na rzecz pokoju, niezależnie od swych przekonań i wierzeń, niezależnie od ustroju społecznego, który sobie wybrali.

Pokojowe współistnienie jest nakazem historii. Im szyb­ciej wszyscy dojdą do tego przekonania i wyciągną wszyst­kie wynikające stąd konsekwencje, tym lepiej dla ludz­kości, tym łatwiej rozwiążemy problemy stojące dziś przed narodami, tym szybciej potrafimy uczynić życie człowieka na ziemi całkowicie wolnym od nędzy i strachu.

Organizacja Narodów Zjednoczonych musi stać się na­rzędziem pokojowego współistnienia i pokojowej współ­pracy wszystkich państw, która wyłącza stosowanie siły i groźbę jej użycia, a zakłada coraz ściślejszą więź ekono­miczną, kulturalną i naukową pomiędzy wszystkimi pań­stwami, niezależnie od ich ustroju społecznego.

Organizacja nasza służyć winna wyłącznie konstruk­tywnym rozwiązaniom ściśle odpowiadającym założeniom Karty Narodów Zjednoczonych.

Służba wszystkim narodom, służba ich wspólnemu i naj­wyższemu dobru ludzkości — pokojowi — oto czego ocze­kują od ONZ ludzie we wszystkich krajach globu ziem­skiego.

Tego oczekuje od niej również naród polski.

W tym duchu rząd Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej będzie starał się nadal rozwijać swój konstruktywny wkład w prace Organizacji Narodów Zjednoczonych.