27 IX 1960 r.
Panie Przewodniczący, Panowie!
Nie było
dotychczas rzeczą zwykłą, aby w Zgromadzeniu Ogólnym Organizacji Narodów
Zjednoczonych brało udział tak wielu szefów rządów i czołowych przywódców
poszczególnych państw i narodów, jak to ma miejsce obecnie na XV sesji ONZ.
Czego to dowodzi? Dowodzi to przede wszystkim powagi sytuacji międzynarodowej, która z
punktu widzenia pokoju w świecie uległa pogorszeniu od czasu ubiegłorocznej
sesji ONZ.
Dowodzi to również, że wiele krajów, a wśród nich i Polska, przywiązuje
wielkie znaczenie do Organizacji Narodów Zjednoczonych, do jej zadań i roli,
jaką odegrać powinna przy rozwiązywaniu centralnego problemu naszych czasów —
problemu utrwalenia pokoju.
Mając zaszczyt po raz
pierwszy uczestniczyć bezpośrednio w pracach Zgromadzenia Ogólnego Organizacji
Narodów Zjednoczonych, pragnę w imieniu mego kraju oświadczyć, że delegacja
polska uczyni wszystko dla osiągnięcia rezultatów, jakich oczekuje od tej sesji
naród polski i wszystkie narody świata. Jestem zarazem najgłębiej przekonany,
że w podstawowych sprawach, które tu mamy rozstrzygać — w sprawach tak ściśle
związanych z utrwaleniem i zapewnieniem pokoju światowego — interesy narodu polskiego są zgodne z interesami wszystkich narodów.
Taki sam wyraz głębokiej troski o dalszy pomyślny dla pokoju rozwój sytuacji
międzynarodowej i zdecydowanego dążenia do przyjaznego ułożenia i rozwoju
stosunków między państwami o różnych ustrojach społecznych dały również
wszystkie kraje socjalistyczne, stawiając na czele swych delegacji czołowych
kierowników państwowych i przywódców politycznych swych narodów. Podobnie postąpiło
wiele innych krajów.
Tym bardziej godne ubolewania i zarazem jakże znamienne dla przeciwstawnych,
zimnowojennych tendencji są dyskryminacyjne zarządzenia zastosowane przez władze
amerykańskie wobec delegacji niektórych krajów socjalistycznych, jak również
wobec delegacji kubańskiej. Trudno też przypuścić, aby różne chuligańskie
wybryki wobec delegacji niektórych krajów mogły mieć miejsce bez cichego
przyzwolenia określonych organów władzy.
Nikt tu nie myśli obwiniać narodu amerykańskiego, dla którego delegacja polska —
podobnie jak z pewnością delegacje innych krajów — żywi szczere uczucia przyjaźni.
Chociaż
wszystkie te akty, będące wyrazem złośliwości, nie mogą wywrzeć wpływu na
postawę dyskryminowanych delegacji ani przeszkodzić w konstruktywnej pracy,
jaką chcemy przeprowadzić na sesji Zgromadzenia Ogólnego, niemniej jednak w
pełni uzasadnione jest podniesione już tutaj pytanie, czy w tych warunkach
miasto Nowy Jork powinno szczycić się godnością siedziby ONZ.
Panie Przewodniczący!
Dobrze się
stało, że pierwszym aktem obecnej sesji Zgromadzenia Ogólnego było przyjęcie w
poczet członków ONZ tak licznej grupy państw powstałych na gruzach
kolonializmu. Akt ten
symbolizuje uznanie przez ONZ nieodwracalności procesu likwidacji systemu kolonialnego, procesu, który
kształtuje oblicze naszych czasów.
Wierzymy, że
inne kraje Afryki, jak przede wszystkim Algieria i narody wschodniej części
tego kontynentu, również wkrótce odzyskają wolność i zdobędą należne im prawo
do samodzielnego decydowania o swym losie.
Większość nowych członków
ONZ to państwa kontynentu afrykańskiego, które po raz pierwszy w dziejach
wchodzą na drogę niepodległego bytu, osiągają możliwość eksploatacji bogatych
zasobów czarnego lądu dla dobra swych narodów, możliwość odgrywania należnej im
roli w życiu międzynarodowym. Czeka je jeszcze trudna, być może, droga, wiodąca
do pełnej emancypacji spod zależności ekonomicznej od dawnych władców —
kolonizatorów i koncernów kapitalistycznych. Nie ulega jednak wątpliwości, że
nic i nikt nie zdoła już wskrzesić ani w starej, ani w nowej formie — systemu
kolonialnego. Wszelkie próby takiego nawrotu napotkają opór nowo wyzwolonych
narodów, które nie są już osamotnione. Po ich stronie stoją potężne siły — wszyscy,
którym jest droga sprawa wolności i pokoju, państwa, które budują nowy,
socjalistyczny ład społeczny, oraz narody, które same ongiś zaznały
kolonialnego ucisku i wyzysku.
Przyszłość
nowych państw jest nierozerwalnie związana z perspektywą pokoju. Jedynie w
warunkach pokojowej współpracy między narodami nowe państwa będą mogły umacniać
swój niepodległy byt i budować trwałe podstawy samodzielnego rozwoju swej
gospodarki, kultury i państwowości.
Jesteśmy
przekonani, że cenny będzie ich wkład w rozstrzygnięcie najbardziej palących
problemów współczesności, jak rozbrojenie, pełna likwidacja kolonializmu, jak
najszerzej pojęta współpraca międzynarodowa we wszystkich dziedzinach życia.
11
ONZ WINNA SŁUŻYĆ INTERESOM WSZYSTKICH NARODÓW,
KTÓRE
SĄ W NIEJ REPREZENTOWANE
Mówi się często na tej
sali o pomocy wyzwolonym narodom i nowo powstałym państwom. Jeśli pomoc ta
będzie odpowiadać interesom tych narodów, jeśli będzie istotnie sprzyjać
rozwojowi krajów, które nie ze swojej, ale z cudzej winy utrzymywane były w
stanie zacofania — to pomoc taka będzie słusznym i koniecznym aktem dziejowej
sprawiedliwości. Pomoc taką można realizować w bezpośrednich stosunkach
dwustronnych i pomoc taką powinna okazać ONZ.
Natomiast nie wolno nadużywać słowa „pomoc" i nadużywać flagi ONZ — jak to ma
niestety miejsce w Kongo — dla ingerencji w sprawy wewnętrzne tego kraju w
sposób, który bynajmniej nie służy ugruntowaniu suwerenności politycznej i
gospodarczej nowo powstałej republiki afrykańskiej.
Przykrywanie flagą ONZ interesów kolonialistów jest głęboko sprzeczne z celami i
zasadami Narodów Zjednoczonych. Faktu tego nie zdoła zasłonić „święte
oburzenie" przedstawicieli niektórych państw na krytykę postępowania
sekretarza generalnego, którą delegacja polska w pełni podziela. W ocenie
polityki sekretarza ONZ można się opierać tylko na jej obiektywnej wymowie, na
ocenie jej skutków. Prawowitemu rządowi premiera Lumumby polityka ta nie tylko
nie pomogła, lecz wręcz skierowana została przeciwko niemu.
Za ilustrację metod, jakich chwytają się kolonizatorzy, może służyć fakt
bezpodstawnego oskarżenia rządu polskiego przez rząd belgijski o skierowanie
do Konga statku z bronią przeznaczoną dla premiera Lumumby. Więcej nawet — ten
mityczny statek miał być skierowany kilka dni wcześniej, zanim proklamowano
niepodległość Konga. W ten sposób preparowano „dowody" o „komunistycznym spisku" w Kongo. Nawet oficjalne zaprzeczenie rządu polskiego nie od
razu wpłynęło na przerwanie tej brudnej insynuacji.
Byliśmy również tutaj
świadkami metod, jakich chwytają się ci, którzy bronią, popierają i
usprawiedliwiają kolonizatorów. Metoda ich polega na tym, że posługują się
fałszem, insynuacją i demagogią, doszukują się kolonializmu i imperializmu u
jego antypody, w państwach socjalistycznych. Może by np. premier rządu
kanadyjskiego zechciał wskazać, które państwo socjalistyczne eksploatuje inne
narody, bogaci się ich pracą, zagarnęło ich złoża surowców, zakłady pracy, żyje
ich kosztem itp.? Nie ma i nie może być takiego państwa socjalistycznego. Natomiast
istotą kapitalizmu jest ujarzmienie innych narodów w celu wyzysku ich pracy i
grabienia ich mienia. Czyż trzeba tu jeszcze przypominać, że np. Belgia
osiągała rocznie setki milionów dolarów kolonialnych zysków z Konga? Czyż
trzeba tu jeszcze, po przemówieniach afrykańskich mówców, przypominać
premierowi Diefenbakerowi obozy pracy w Angoli i Mozambiku, rezerwaty i
nieludzką politykę rasistowską Unii Południowoafrykańskiej?
Usiłując usprawiedliwić
kolonializm, odwrócić uwagę opinii publicznej od tej hańby XX wieku, premier Kanady przyodziewa się obłudnie w
togę obrońcy wolności narodów socjalistycznych. Nasze kraje także były
grabione przez obcy kapitał, zanim narody nie stały się ich gospodarzami.
Narody naszego rejonu geograficznego pracują obecnie dla swego dobra, cieszą
się prawdziwą niepodległością i nie potrzebują żadnej opieki ze strony
kolonizatorów i ich obrońców.
Pozwoli pan, panie przewodniczący, że zwrócę się do przedstawicieli nowo
przyjętych do naszej organizacji państw z prośbą o przekazanie ich narodom i
rządom serdecznych gratulacji i gorących życzeń narodu polskiego pomyślnego
rozwoju na nowej drodze samodzielnego bytu państwowego. Spotkają się
one z naszej strony, tak jak i ze strony wszystkich pokój miłujących narodów, z
pełnym poparciem w ich wysiłkach na rzecz utrwalenia niepodległości i
suwerenności.
Witając
radosny fakt rozszerzenia zasięgu Organizacji Narodów Zjednoczonych, podnoszący
jej znaczenie i skuteczność działania, nie mogę nie wyrazić ubolewania i — zarazem
protestu z powodu nieobecności na tej sali przedstawicieli wielkiego narodu
chińskiego. Czas najwyższy położyć kres fikcji, która zakłada, że kluczowe
problemy współczesnego świata można rozstrzygać bez udziału reprezentacji rządu
Chińskiej Republiki Ludowej.
Jeśli w tej oczywistej
sprawie ONZ natrafia na ciągły opór inspirowany przez zachodnie mocarstwa, a
głównie przez Stany Zjednoczone, to dlatego, że chcą one używać ONZ jako
narzędzia w swej zimnej wojnie przeciwko Chińskiej Republice Ludowej i wszystkim
państwom socjalistycznym, dlatego że w ogóle chcą używać ONZ jako swego
narzędzia. Nie chcą pogodzić się z tym, aby ONZ wyrażała w pełni realną
sytuację w świecie i w praktyce realizowała idee pokojowego współistnienia.
W tych sprzecznych z Kartą Narodów Zjednoczonych i jej kardynalnymi zadaniami usiłowaniach
leży największe niebezpieczeństwo dla naszej organizacji. Tymczasem, kiedy my
przeciwko takim usiłowaniom występujemy, kiedy chcemy to niebezpieczeństwo
usunąć, straszy się opinię światową i opinię amerykańską rzekomym kryzysem
ONZ.
Organizacja Narodów Zjednoczonych, jeśli ma spełniać swą właściwą rolę, nie może
przeciwstawiać się dążeniom narodów do uzyskania niepodległości i pełnej
niezależności od kolonizatorów. Powinna ona służyć interesom wszystkich
państw, które są w niej reprezentowane.
Tak należy
— naszym zdaniem — rozumieć myśli premiera Chruszczowa dotyczące
przekształcenia organu wykonawczego ONZ w ciało trzyosobowe, reprezentujące trzy wielkie grupy państw, które
wchodzą w skład naszej organizacji. Te zmiany w strukturze Sekretariatu ONZ są
również nieodzowne w związku ze sprawą sił policyjnych oraz tych sił zbrojnych,
których powołanie jest przewidziane w procesie realizacji pełnego i
powszechnego rozbrojenia. Ciało wykonawcze w takim składzie dawać będzie
gwarancję słusznej i bezstronnej interpretacji i realizacji uchwał ONZ, czego
nie zapewnia obecny stan rzeczy.
Delegacja polska udziela swego poparcia tej idei zmierzającej do uzdrowienia
sytuacji i wzmocnienia Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Panie Przewodniczący!
Odpowiedzialność ciążąca na obecnym zgromadzeniu jest większa niż kiedykolwiek.
Przed rokiem z tej trybuny premier Związku Radzieckiego przedstawił najbardziej
konsekwentną propozycję, której realizacja zapewniłaby trwały pokój wszystkim
narodom — propozycję powszechnego i całkowitego rozbrojenia. 20 listopada ub.
roku Zgromadzenie Ogólne przyjęło jednomyślnie historyczną uchwałę akceptującą
tę ideę.
Narody miały
prawo oczekiwać praktycznych następstw tej uchwały, zwiastującej nową erę w
stosunkach między państwami, między Wschodem a Zachodem, erę pokojowego
współistnienia i pokojowego współzawodnictwa dla dobra ludzkości. Jednakże
ubiegły rok zawiódł gorzko tę nadzieję narodów.
Upragnione odprężenie między Wschodem a Zachodem nie nastąpiło.
Konferencja na szczycie została storpedowana przez Prowokacyjne poczynania
sił zimnowojennych, ukoronowane szpiegowskim nalotem na Związek Radziecki.
Groźny dla pokoju wyścig
zbrojeń trwa dalej, pochłaniając bezproduktywnie ogromne zasoby materialne.
W różnych częściach świata
kolonialiści — starzy lub nowi — rozżarzają ogniska zapalne, usiłując utrzymać
w zależności narody, zrzucające jarzmo kolonialne i pragnące samodzielnie
rozstrzygać o swym losie.
Szczególnie
niebezpieczne dla pokoju w Europie i na świecie jest to, co dzieje się w
Niemieckiej Republice Federalnej, gdzie zbrojenia Bundeswehry i rewizjonistyczna
kampania odwetowców niemieckich przybrały bardziej niż kiedykolwiek na sile.
W tej sytuacji, wobec fiaska prac komitetu rozbrojeniowego 10 państw, Związek Radziecki,
przy poparciu innych państw socjalistycznych, wniósł ponownie sprawę
powszechnego i całkowitego rozbrojenia na forum Zgromadzenia Ogólnego Narodów
Zjednoczonych.
Reprezentujemy tutaj nasze narody, ich głęboką pokojową wolę. Powinniśmy dołożyć
wszelkich starań, ażeby w lepszej atmosferze wznowić rokowania rozbrojeniowe i
zdążać do realizacji powszechnego i całkowitego rozbrojenia.
Wyrażam szczere zadowolenie,
że prezydent Eisenhower uznaje to samo, co przywódcy krajów socjalistycznych,
gdy mówi, iż „ludzie na całym świecie chcą rozbrojenia. Chcą oni, aby ich
bogactwo i praca zużywane były nie na cele wojenne, ale na żywność, na odzież,
na mieszkania, na służbę zdrowia, na szkoły".
Mógłbym również podpisać
się pod innymi słowami, które padły z ust prezydenta Eisenhowera po storpedowaniu
przez siły zimnowojenne paryskiego spotkania na szczycie. Oto one:
„Wszyscy wiemy, że wojna
totalna, niezależnie od tego, czy zostanie rozpętana rozmyślnie czy
przypadkowo, obróciłaby świat w ruiny. W wojnie nuklearnej nie będzie
zwycięzców, będą tylko pokonani".
Ze stwierdzeń tych można wyprowadzić tylko jeden logiczny wniosek — należy jak
najprędzej unicestwić broń nuklearną i wszystkie środki masowej zagłady, należy
dołożyć wszelkich starań i wykazać maksimum dobrej woli, aby urzeczywistnić
propozycje Związku Radzieckiego w sprawie powszechnego i całkowitego rozbrojenia.
Dlaczego więc państwa zachodnie, wbrew pokojowym dążeniom swych narodów i
zdając sobie sprawę z grozy wojny nuklearnej, sparaliżowały prace komitetu
rozbrojeniowego?
U podstaw niepowodzeń negocjacji rozbrojeniowych leży zgubna i fałszywa, a
jednocześnie kierująca polityką mocarstw zachodnich teoria, że pokój może być
wynikiem tylko tzw. „równowagi strachu" między Wschodem i Zachodem, tj.
między socjalizmem i kapitalizmem.
„Wzajemne uznanie swojej
mocy niszczycielskiej jest podstawowym elementem naszych obecnych stosunków"
— oto jak przed kilku miesiącami określił prezydent Eisenhower istotę polityki
Stanów Zjednoczonych wobec Związku Radzieckiego.
Teoria pokoju w oparciu o siłę nie jest wynalazkiem współczesnym. Jest ona powtórzeniem
starorzymskiej zasady: ,,si vis pacem, para bellum". Cała historia ludzkości,
aż po nasze czasy, wykazała, że polityka oparta na zasadzie „chcesz pokoju,
gotuj wojnę" nigdy nie zapewniała narodom pokoju, lecz zawsze sprowadzała
na nie wojny.
Organizacja Narodów Zjednoczonych, której naczelnym celem jest uchronienie narodów
przed nową, nie mającą dotąd precedensu w historii katastrofą wojenną, musi być
świadoma, że polityka tzw. równowagi strachu, jaką uprawiają mocarstwa
zachodnie, prowadzi nieuchronnie do nowej wojny. To nie propaganda
komunistyczna. To groźna prawda, którą widzą komuniści i którą widzieć powinni
wszyscy kierownicy państw i przywódcy narodów.
Dotychczasowe negocjacje rozbrojeniowe nie mogły przynieść żadnego
rezultatu, gdyż przedstawicielom państw zachodnich przewodziła ta właśnie
zgubna dla pokoju teoria „równowagi strachu". Z niej też logicznie i
konsekwentnie wywodzi się stanowisko Zachodu sprowadzające się w
rzeczywistości nie do kontrolowanego rozbrojenia, a tylko do kontroli
istniejącego stanu uzbrojenia obu stron.
Mocarstwa zachodnie odrzuciły wszystkie konkretne propozycje rozbrojeniowe wysunięte przez
Związek Radziecki wraz z innymi krajami socjalistycznymi, przewidujące
stopniową redukcję, a następnie likwidację zbrojeń pod skuteczną
międzynarodową kontrolą. Zamiast kontrolowanego rozbrojenia mocarstwa zachodnie
wysunęły plan kontroli nad zbrojeniami, czyli kontroli bez rozbrojenia.
Stanowisko to nie może być przyjęte. Kontrola stanu uzbrojenia nie tylko nie
stwarza warunków dla rozbrojenia, lecz przyspiesza wyścig zbrojeń i wzmaga
niebezpieczeństwo wojny.
Słyszeliśmy tutaj
deklarację Stanów Zjednoczonych o gotowości poddania się wszelkiej
międzynarodowej inspekcji, pod warunkiem, że będzie ona rzeczywista i wzajemna.
Jestem najgłębiej przekonany, że gdyby taka inspekcja miała zapewnić pokój —
wszystkie kraje socjalistyczne otwarłyby przed nią każdy zakątek swego
terytorium. Ale przecież eksperci wojskowi obu stron dobrze wiedzą, że gdyby
nawet postawiono kontrolerów przy każdej istniejącej na świecie wyrzutni
pocisków masowej zagłady, nie tylko nie zmniejszyłoby to groźby
niespodziewanego napadu, lecz groźbę taką mogłoby tylko spotęgować. W każdej
chwili można bowiem nieoczekiwanie uruchomić wyrzutnie rakietowe, wygrać czas,
zaskoczyć przeciwnika. Kontrola bez rozbrojenia nie usuwa więc nieufności
wzajemnej między państwami, a tylko może ją wzmagać.
Na tle tej rzeczywistości pragnę ustosunkować się do zgłoszonej z tej trybuny
propozycji o powszechnym plebiscycie, w którym ludzie całego świata mogliby
się swobodnie wypowiedzieć, czy chcą korzystać z prawa rządzenia swymi krajami.
IDEA POWSZECHNEGO PLEBISCYTU W SPRAWIE BRONI NUKLEARNEJ
Różne są pojęcia
ludowładztwa, tj. demokracji. Przejawia się ona najpełniej w warunkach, kiedy
zakłady pracy stają się własnością społeczną, ogólnonarodową, a więc w warunkach
socjalizmu. Trybuna ta to nie miejsce dla sporów z tymi, którzy uważają za
lepszy ustrój oparty na prywatnej własności środków i narzędzi produkcji.
Pozostawiając więc na uboczu sprawy ustrojowe państw, podoba mi się myśl
zasięgnięcia opinii u wszystkich narodów w sprawach jak najściślej związanych
z ich prawem do rządzenia się we własnym kraju i decydowania o swoich losach.
Wypowiadam się za poparciem przez ONZ idei powszechnego plebiscytu, w którym
narody — zgodnie z przysługującym im prawem do samostanowienia o swoich losach
i rządzenia swymi krajami — odpowiedziałyby na następujące pytania:
1) czy chcesz, aby twój kraj posiadał broń nuklearną?
2) czy chcesz, aby w twoim
kraju znajdowały się wyrzutnie
pocisków rakietowych?
3) czy jesteś za zniszczeniem
wszelkiej broni masowej zagłady?
4) czy opowiadasz się za powszechnym
i pełnym rozbrojeniem?
Gdyby wszystkie rządy wyraziły zgodę na przeprowadzenie takiego plebiscytu i
zastosowały się do wyrażonej w nim woli swych narodów — rozwiązany by został
węzłowy problem naszych
czasów — problem likwidacji niebezpieczeństwa wojny. Nikt bowiem nie wątpi,
jaka by była odpowiedź narodów na postawione przed nimi pytania. Rząd Polski
Ludowej i jestem pewny, że również rządy wszystkich krajów socjalistycznych
bezzwłocznie wyrażą zgodę na taki plebiscyt, jeśli rządy państw zachodnich
zrobią to samo we własnych krajach.
Najnowsza broń jądrowa niszczy najbardziej elementarne zasady demokracji.
Uroczyste oświadczenia Stanów Zjednoczonych, że broń tę zastosują tylko w
odwecie, tj. w przypadku ataku przeciwnika, nie zmniejszają niebezpieczeństwa
wojny. Gdyby nawet przyjąć, że oświadczenia te nie zostaną złamane — a nic
przecież tego nie gwarantuje — wojnie atomowej otwierają drogę możliwości pomyłek,
fałszywych danych i ocen, chęć uprzedzenia ataku, który w rzeczywistości nie
był przygotowywany itp. Decyzja o odwecie musi być podjęta natychmiast, a może
się okazać, że domniemany odwet jest napaścią. Wojna wybucha wbrew woli obu
stron i nic już nie może odwrócić tego faktu. Kontrola i inspekcja absolutnie
nie zabezpieczają przed takimi pomyłkami. Dokładna znajomość rozlokowania
pozycji obu stron może tylko pobudzać agresora do podjęcia ataku w nadziei, że
zaskoczenie daje mu przewagę nad przeciwnikiem. W tej sytuacji życie i śmierć
dziesiątków i setek milionów ludzi znajduje się w rękach jednostek uprawnionych
do wydawania rozkazów o wszczęciu działań odwetowych. Nie narody, nie
parlamenty, a tylko określone jednostki mają prawo wydać rozkaz uruchomienia
machin masowej zagłady, jednostki, które — jak każdy człowiek — mogą ulec
łatwo pomyłce, fałszywym danym lub histerii.
Cóż w tych warunkach
pozostaje z suwerenności państw, które nie posiadają — i dobrze, że nie posiadają
— broni atomowej lub które, raczej nominalnie tylko, przynależą do tzw. klubu
atomowego, a są członkami bloków wojskowych? Przynależąc np. do bloku atlantyckiego, nie mają one nic do powiedzenia w sprawie najważniejszej, bo w sprawie
życia swych obywateli. O życiu milionów ludzi tych krajów decyduje jakaś jednostka
czołowego mocarstwa tego bloku, tj. Stanów Zjednoczonych, jednostka, która
trzyma palec na małym guziku, który może uruchomić atomową katastrofę.
Mówi się, że w Stanach
Zjednoczonych tylko prezydent może wydać rozkaz naciśnięcia tego makabrycznego
guzika. Nie wnikając w szczegóły personalnej odpowiedzialności i uprawnień w
tym zakresie w Stanach Zjednoczonych i w Związku Radzieckim, załóżmy, że w
Związku Radzieckim oddano prawo wydania takiego rozkazu przewodniczącemu rady
ministrów. Może być obojętne, czy rzeczywiście prezydent Eisenhower i premier
Chruszczow prawem tym dysponują. Chodzi o to, że przy aktualnym stanie
gotowości użycia broni rakietowej decyzja o jej odwetowym użyciu nie może być
podjęta kolektywnie, nie można też posiadać stuprocentowej pewności, że
podjęta będzie bezbłędnie. Trzeba ją bowiem podjąć w ciągu niepełnej godziny.
Rakiety o napędzie stałym nie pozostawiają więcej czasu jak 10 minut.
Oto sytuacja, w której znalazły się narody świata.
W świecie podzielonym
dzisiaj na dwa przeciwstawne systemy społeczne — socjalistyczny i
kapitalistyczny — toczy się walka o różne sprawy wielkiej i mniejszej wagi.
Antykomunizm zaślepia określone koła, określonych przywódców i polityków — nie
pozwala im dojrzeć, że wśród wszystkich spraw wielkiej wagi największą i najważniejszą
dla narodów jest sprawa unicestwienia broni masowej zagłady, powszechnego
rozbrojenia i stworzenia "warunków dla trwałego pokoju.
Problem: komunizm czy kapitalizm nie dotyczy stosunków między państwami.
Jest to problem społeczny i ideologiczny. Zagadnienie wyższości tej czy innej
formacji ustrojowej musi więc być rozstrzygnięte przez narody, które same
zadecydują, jaki ustrój najbardziej odpowiada ich interesom, jaki ustrój zapewni im lepsze, swobodniejsze i
szczęśliwsze życie.
Kto pragnie pokoju i odprężenia, kto widzi przyszłość świata w postępie gospodarki, kultury
i wolności człowieka, ten powinien porzucić politykę antykomunizmu i stanąć
na gruncie pokojowego współistnienia państw, niezależnie od ich ustroju
społecznego.
Dopóki państwa zachodnie
nie przyjmą tego stanowiska — dopóty rokowania rozbrojeniowe nie będą mogły
doprowadzić do pozytywnych rezultatów.
Państwa socjalistyczne
podchodzą do zagadnienia negocjacji rozbrojeniowych ze szczerym dążeniem
osiągnięcia porozumienia. Na pewno przedstawiciele państw socjalistycznych
zrobią wszystko, aby rokowania rozbrojeniowe ukoronować sukcesem.
Uważamy jednak za konieczne
rozszerzenie składu komitetu rozbrojeniowego o 5 nowych państw — zgodnie z
zasadą reprezentacji geograficznej — i popieramy w tym zakresie propozycje
delegacji radzieckiej.
NRF —
ŹRÓDŁO MILITARYZMU I ODWETU
Panie Przewodniczący!
Głównym zarzewiem
konfliktów między Wschodem a Zachodem, najgroźniejszym dla pokoju ogniskiem zimnej
wojny, pozostaje wciąż sytuacja w Niemczech. Nikt nie może mieć złudzeń co do
tego, że konflikt zbrojny w tej części świata przekształciłby się nieuchronnie
w pożar światowy.
Nie podział
Niemiec jest istotnym źródłem tego zagrożenia pokoju. Źródła niebezpieczeństwa
tkwią przede wszystkim w militaryzmie niemieckim, który odrodził się w
Niemieckiej Republice Federalnej.
Imperialistyczne siły Niemiec po raz trzeci w ciągu naszego stulecia podejmują próbę zdobycia dominacji w Europie. Tym razem działają wspólnie
ze swymi sojusznikami atlantyckimi pod szyldem „obrony Zachodu przed
niebezpieczeństwem ze Wschodu".
Polska, bardziej niż jakikolwiek inny kraj, Polska, która pierwsza padła ofiarą
hitlerowskiej agresji i straciła w ciągu drugiej wojny światowej sześć
milionów obywateli i 38 proc. majątku narodowego, ma prawo i obowiązek podnieść
z tej trybuny swój głos ostrzegawczy przed narastającym zagrożeniem pokoju i
bezpieczeństwa narodów ze strony zachodnioniemieckiego militaryzmu.
Jeśli ktokolwiek może mieć
wątpliwości co do realności tego niebezpieczeństwa, to bieg wydarzeń w latach
ostatnich, a zwłaszcza w roku 1960, nie pozostawia już złudzeń,
Postanowienia Układu Poczdamskiego, na mocy których militaryzm niemiecki miał być
wyrwany z korzeniami, zostały podeptane, ograniczenia przewidziane później w
układach mocarstw zachodnich w stosunku do zbrojeń NRF są krok po kroku
likwidowane.
Dziesięć
lat temu rząd boński i rządy mocarstw zachodnich zapewniały, że nie będzie
armii w NRF.
Dziś mamy uzbrojoną w
nowoczesną broń paruset-tysięczną Bundeswehrę, która w najbliższym czasie ma
się jeszcze powiększyć.
5 lat temu w układach paryskich ograniczono zbrojenia Bundeswehry do broni
klasycznych, wyłączając broń A, B, C i inną współczesną broń ofensywną.
Zobowiązały się do tego rząd NRF i mocarstwa zachodnie.
Dziś NRF produkuje seryjnie
dla potrzeb Bundeswehry rakiety i pociski zdalnie kierowane różnych typów,
tysiąctonowe łodzie podwodne i wielkie okręty wojenne, bombowce dalekiego
zasięgu i inne rodzaje broni. Przemysł zbrojeniowy Niemiec Zachodnich,
zrekonstruowany Przez te same koncerny, które niegdyś finansowały Hitlera, stał
się nie tylko kontrahentem, ale i konkurentem przemysłu zbrojeniowego mocarstw
zachodnich.
Trzy lata temu mocarstwa zachodnie i rząd NRF deklarowały uroczyście, że Bundeswehra
nie będzie dysponować bronią atomową.
Dziś Bundeswehra posiada w
swym wyposażeniu rakiety dostosowane do przenoszenia głowic atomowych i
wodorowych, a rząd i parlament NRF w swoich uchwałach i sztab generalny
Bundeswehry w opublikowanym niedawno memoriale żądają kategorycznie broni atomowej
„pozostającej na co najmniej takim poziomie, jak broń przeciwnika"...
„Bez tej broni —
szantażują generałowie Bundeswehry — wolnemu światu pozostałaby tylko
kapitulacja... przed światowym komunizmem". Rzecz znamienna, że pod tym
memorandum widnieje podpis admirała Rugę, tego samego, który 21 lat temu wydał
rozkaz otwarcia ognia na polskie wybrzeże, rozpoczynając tym aktem drugą wojnę
światową.
Jaką w tej sytuacji mogą
mieć wartość zapewnienia, że Stany Zjednoczone nie oddadzą do dyspozycji Bundeswehry
głowic atomowych i wodorowych oraz innych rodzajów broni jądrowej?
Układy międzynarodowe
pomiędzy mocarstwami koalicji antyhitlerowskiej, zawarte po wojnie, zakazywały
w Niemczech uprawiania propagandy wojny i odwetu oraz działalności organizacji
militarystycznych i faszystowskich. Dziś NRF jest terenem propagandy
odwetowej, terenem ekscesów faszystowskich i rasistowskich oraz ciągłych
demonstracji militarystów i odwetowców.
NRF jest jedynym państwem w Europie, które w dokumentach rządu bońskiego, w
oświadczeniach jego kierowników i w mapach wysuwa roszczenia terytorialne
wobec Polski, Czechosłowacji i innych państw.
Do niedawna uspokajano opinię publiczną na Zachodzie zapewnieniami, że kampania rewizjonistyczna to dzieło mało odpowiedzialnych i
mało znaczących grupek.
Lecz oto w lipcu br. kanclerz Adenauer publicznie zapowiedział, że dawne Prusy
wschodnie — stanowiące integralną część Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej —
zostaną przywrócone Niemcom, o ile stać one będą wiernie i mocno przy swoich
sojusznikach atlantyckich. W sierpniu br. wicekanclerz Erhard w podburzającym i
wojowniczym przemówieniu z jeszcze większym tupetem zażądał polskiego Górnego
Śląska. Równocześnie prezydent NRF Lübke również publicznie wysunął roszczenia
do polskich ziem zachodnich, które stanowią 1/3 terytorium naszego państwa i
zamieszkane są przez przeszło 1/4 część
jego ludności — ludności wyłącznie polskiej. Obecne granice Polski, ustalone w
Układzie Poczdamskim w rezultacie porozumienia zwycięskich mocarstw koalicji
antyhitlerowskiej, Lübke nazwał „bezprawiem... na bazie którego nie da się
zbudować trwałego pokoju". Niemiecki militaryzm zawsze gwałcił prawo i
układy międzynarodowe, jeśli stawały one na drodze jego agresywnych zamierzeń.
Podobnie i obecnie Niemiecka Republika Federalna nie chce przyjąć do
wiadomości i nie uznaje Układu Poczdamskiego zawartego w zgodzie z prawem
międzynarodowym przez mocarstwa koalicji antyhitlerowskiej po podpisaniu przez
Niemcy aktu bezwarunkowej kapitulacji. Kierownicy państwowi NRF rozpętali
kampanię rewizjonistyczną pod hasłem wymyślonego przez nich tzw. „prawa do
ojczyzny" dla Niemców przesiedlonych z terytorium Polski i innych krajów.
To rewizjonistyczne „prawo do ojczyzny" usiłują oni podszyć pod pojęcie
prawa narodów do samostanowienia, wypaczając w ten sposób jego istotny sens.
Na terytorium Polski nie ma bowiem ludności niemieckiej.
Imperializm niemiecki, którego kontynuatorem są rzecznicy zachodnioniemieckiego
rewizjonizmu, wielokrotnie deptał i niweczył niepodległość całych narodów.
Okupanci hitlerowscy wymordowali i zamęczyli na śmierć więcej obywateli polskich niż
zgodnie z prawem, na mocy Układu Poczdamskiego, zostało przesiedlonych Niemców
z terytorium Polski.
Jak mówią
fakty, rewizjonizm stał się oficjalnym programem rządu Niemieckiej Republiki
Federalnej, programem, które państwo to propaguje w sposób coraz bardziej
agresywny w miarę rozbudowy swej siły militarnej. Żądanie broni atomowej przez
sztab generalny Bundeswehry zmierza do urealnienia tego programu. Zakrawa
bowiem na kpiny, gdy oficjalni rzecznicy rządu bońskie-go składają przed
światem uroczyste deklaracje, że program ten ma być realizowany „wyłącznie
środkami pokojowymi bez użycia siły". Łatwiej jest chyba kanclerzowi
Adenauerowi rozwiązać zagadkę, jakiej płci są aniołowie, niż odpowiedzieć na
pytanie, jak zamierza zarżnąć Polskę bez użycia noża.
Granice Polski są dostatecznie zabezpieczone. Nie ma problemu granic — jest tylko
problem pokoju.
Remilitaryzacja NRF i jej polityka stwarza poważne niebezpieczeństwo
dla pokoju. W imieniu narodu polskiego podnoszę z tej trybuny to ostrzeżenie.
Nieobliczalnymi następstwami grozi polityka atlantyckich sojuszników NRF — na
czele ze Stanami Zjednoczonymi, którzy w nowej postaci powracają na drogę
Locarno i Monachium, uzbrajają Bundeswehrę w nowoczesną broń, szkolą jej
formacje atomowe, udzielają swego terytorium dla jej baz wojskowych, rozwijają
potencjał militarny NRF i wszystko to chcą wykorzystać jako argument w swej
„polityce z pozycji siły" przeciwko krajom socjalistycznym.
Odrodzony militaryzm niemiecki — to realne, największe niebezpieczeństwo
grożące pokojowi w Europie. Militaryzm ten może pociągnąć swoich sojuszników
dalej niż, być może, sami by chcieli.
Czas najwyższy
zawrócić te niebezpieczne dla pokoju procesy, jakie zachodzą w Niemczech
Zachodnich.
Czas zamknąć
ostatecznie kartę drugiej wojny światowej i podpisać traktat pokojowy z
Niemcami. Obecny stan rzeczy sprzyja rewizjonizmowi i militaryzmowi niemieckiemu.
Pora wejść
na drogę konstruktywnych rozwiązań leżących w interesie pokoju.
Trzeba przede wszystkim uznać fakty. Trzeba uznać istnienie dwóch państw niemieckich. Trzeba
skończyć z fikcją nieistnienia NRD — państwa, które rozwija się i umacnia,
które zlikwidowało u siebie źródła agresywnego imperializmu niemieckiego,
wyrzekło się wszelkich roszczeń terytorialnych, prowadzi politykę pokoju,
której wyrazem jest choćby program rozbrojenia obu części Niemiec przesłany
ostatnio na ręce sekretarza generalnego ONZ.
Na tej i na szerszej płaszczyźnie łączą Polskę z NRD przyjazne stosunki współpracy,
które dobitnie świadczą, że Polacy i Niemcy mogą żyć ze sobą w pokoju i
zgodzie. Jestem przekonany, że przyjdzie czas, kiedy naród polski będzie żyć w
zgodzie i przyjaźni z całym narodem niemieckim.
Trzeba, aby państwa — sygnatariusze Układu Poczdamskiego, które dotychczas tego
nie uczyniły, potwierdziły ostateczny charakter obecnej granicy
polsko-niemieckiej, tego nieodwracalnego faktu, aby uznały za ostateczne
wszystkie istniejące obecnie granice Niemiec. Trzeba, aby wszystkie
zainteresowane państwa zawarły wreszcie traktat pokojowy z obu państwami
niemieckimi, traktat, który zarazem ureguluje nienormalną sytuację w Berlinie
zachodnim, odbierze złudne, lecz niebezpieczne nadzieje siłom odwetu, przyczyni
się do ustabilizowania Pokoju.
Pragnę
mieć nadzieję, że sprawa ta znajdzie rozwiązanie wspólne z mocarstwami
zachodnimi i innymi zainteresowanymi państwami. W przeciwnym razie zmuszeni bylibyśmy wraz z państwami,
które będą do tego gotowe, zawrzeć traktat pokojowy z Niemiecką Republiką Demokratyczną.
Stabilizacja pokoju w Europie stwarzać będzie coraz korzystniejsze warunki zbliżenia
i współpracy obu państw niemieckich, ułatwi pokojowe rozwiązanie problemu niemieckiego,
które należy do samych Niemców.
POWSTRZYMANIE WYŚCIGU ZBROJEŃ JEST RZECZĄ NIEZBĘDNĄ I PILNĄ
Panie Przewodniczący, Panowie Delegaci!
Chciałbym
z kolei przejść do konkretnych wniosków, które delegacja polska poddaje pod
rozwagę obecnej sesji.
Jest rzeczą
dużej wagi, aby ludzkość zdawała sobie sprawę w pełni, czym grozi jej
nowoczesna wojna. Nie mamy prawa ukrywać przed narodami prawdy o działaniu
broni jądrowej, broni masowego zniszczenia. Przeciwnie, mamy obowiązek prawdę
tę głosić, aby łatwiej można było zespolić wszystkie siły narodów w walce z
groźbą wojny, o powszechne i całkowite rozbrojenie.
Delegacja polska uważa, że należałoby powołać pod egidą ONZ specjalny komitet, złożony
z wybitnych przedstawicieli nauki różnych krajów, którego zadaniem byłoby
wszechstronne naświetlenie, na podstawie istniejących naukowych danych,
skutków, jakie pociągnęłoby za sobą użycie broni jądrowej dla życia i zdrowia
ludzi, dla gospodarki światowej, dla cywilizacyjnego dorobku ludzkości.
Raport tego komitetu powinien być szeroko rozpowszechniony przez wszystkie
rządy wśród swych obywateli.
Z zainteresowaniem wysłuchaliśmy propozycji prezydenta Ghany dotyczącej powołania
komitetu ekspertów dla zbadania możliwości, jakie stwarzałoby wykorzystanie dla celów pokojowych
tych wszystkich źródeł energii i zdobyczy techniki, które w tej chwili
przeznaczone są na cele zbrojeniowe.
Jeśli obie te propozycje
zostałyby przyjęte, ONZ przedstawiłaby ludzkości naukowo opracowany obraz
podstawowego dylematu naszych czasów. Byłby to jeszcze jeden poważny bodziec
dla wzmożenia wysiłków na rzecz powszechnego i całkowitego rozbrojenia.
Panowie Delegaci!
Rokowania dla osiągnięcia powszechnego i całkowitego rozbrojenia nie mogą się
toczyć w atmosferze napięcia zatrutej zimnowojennymi poczynaniami. Nie można
też żywić złudzeń, że bez podjęcia konkretnych kroków klimat stosunków
międzynarodowych samorzutnie ulegnie poprawie i będzie bardziej sprzyjał
powodzeniu rokowań rozbrojeniowych. Trzeba podjąć bez zwłoki takie kroki, które
rozładują napięcie, osłabią wzajemną nieufność, zahamują absurdalny wyścig
zbrojeń i ułatwią wkroczenie szerokim frontem na drogę powszechnego, pełnego i
kontrolowanego rozbrojenia.
Aby rozwiązać
wielkie problemy, trzeba zacząć od spraw łatwiejszych i bardziej dojrzałych.
Przede wszystkim trzeba zamknąć sprawę zaawansowaną i aż nadto dojrzałą —
zaprzestać prób z bronią jądrową.
ONZ powinna zobowiązać zainteresowane państwa, aby przezwyciężyły pozostałe różnice
stanowisk i zawarły w określonym terminie odpowiedni układ. Jeśli ustalony
termin nie zostanie dotrzymany, sprawa powinna się znaleźć na nadzwyczajnej
sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Rozumie się, że w takim przypadku, dopóki
Zgromadzenie Ogólne nie podejmie decyzji, żadne próby z bronią jądrową nie
mogłyby być dokonywane. To jest pierwszy krok.
Rząd PRL uważa, że jest
rzeczą niezbędną i pilną; aby jednocześnie
powstrzymać rozszerzanie wyścigu zbrojeń, a zwłaszcza zbrojeń
rakietowo-jądrowych, na nowe państwa i zapobiec stwarzaniu w tej dziedzinie
nowych faktów dokonanych.
Już na ubiegłorocznej
sesji ONZ delegacja polska poruszyła tę sprawę. Głos jej nie pozostał wówczas
bez echa.
Powinniśmy,
po pierwsze — zobowiązać państwa posiadające broń jądrową, aby nie
przekazywały jej innym państwom, ani też nie pomagały im w uruchomieniu własnej
produkcji tej broni. Należy też zobowiązać wszystkie państwa, które broni
jądrowej nie posiadają, aby nie przyjmowały jej od innych państw oraz by nie
produkowały i nie przygotowywały jej produkcji na terytorium własnego lub
obcego kraju.
Po drugie —
powinniśmy zobowiązać państwa, na których terytoriach nie ma wyrzutni broni rakietowej,
aby powstrzymały się od ich zakładania i aby na przyszłość nie budowały
własnych, ani też nie dopuszczały do budowy obcych wyrzutni broni rakietowej
na swym terytorium.
Wydarzenia ostatniego roku wykazały, jakim zagrożeniem dla pokoju światowego, a
zwłaszcza dla bezpieczeństwa bezpośrednio zainteresowanych narodów są obce
bazy wojskowe. Bez zgody narodu, nawet bez wiedzy rządu, rzekomo obronne obce
bazy mogą przekształcić się w bazy agresji, suwerenne państwa mogą być
wciągnięte w agresywne akty przeciwko innym państwom i ponieść wszystkie stąd
wynikające konsekwencje.
Po trzecie więc — ONZ powinna zobowiązać wszystkie państwa, aby nie zakładały
jakichkolwiek nowych baz wojskowych na terytoriach innych państw i aby nie zezwalały
na instalowanie jakichkolwiek nowych obcych baz wojskowych na własnych
terytoriach.
We wszystkich powyższych sprawach delegacja polska zastrzega sobie prawo
przedstawienia XV
sesji Zgromadzenia
Ogólnego ONZ odpowiednich wniosków.
Panie Przewodniczący!
Chciałbym
jeszcze zwrócić uwagę na inny aspekt sprawy baz wojskowych na obcych
terytoriach. Ich istnienie już w dotychczasowych rozmiarach stanowi
niewątpliwie ograniczenie suwerenności zainteresowanych narodów i poważne
zagrożenie ich bezpieczeństwa. Tak zasadnicze sprawy powinny być decydowane
przez cały naród. Każdy obywatel powinien wypowiedzieć swe zdanie, rzucić swój
głos na szalę, na której ważyć się może los jego życia. Istnienie obcych baz
wojskowych to sprawa, która w pierwszym rzędzie powinna być uzależniona od
decyzji narodów powziętej w drodze referendum. Tego prawa powinny domagać się
narody.
SPRAWĘ STWORZENIA STREFY BEZATOMOWEJ W ŚRODKOWEJ EUROPIE
RZĄD
POLSKI UWAŻA ZA AKTUALNĄ
Panie Przewodniczący!
Wśród poczynań, które
mamy podjąć, aby zapewnić pomyślny przebieg i wyniki rozmów w sprawie pełnego i
powszechnego rozbrojenia — bardzo duże znaczenie mają kroki zmierzające do
powstrzymania i redukcji zbrojeń na pograniczu przeciwstawnych ugrupowań
wojskowych. W szczególności dotyczy to obszarów, na których istnieje
skomplikowana i niebezpieczna sytuacja polityczna, brzemienna w możliwości
incydentów o nieobliczalnych skutkach.
Myślę przede wszystkim o
Europie środkowej.
Rząd polski, jak wiadomo,
zaproponował już w roku 1957 z tej trybuny, a następnie bezpośrednio
zainteresowanym państwom utworzenie strefy bezatomowej w środkowej Europie, na
obszarze której państwa zobowiązałyby się nie produkować, nie utrzymywać, nie
sprowadzać dla celów własnych, ani nie zezwalać na rozmieszczenie wszelkiego rodzaju broni jądrowej, urządzeń i sprzętu obsługującego tę broń, w tym wyrzutni
rakietowych. Obszar ten miałby obejmować Polskę, Czechosłowację, Niemiecką
Republikę Demokratyczną i Niemiecką Republikę Federalną. Propozycje nasze
przewidywały również zobowiązanie mocarstw do nieużywania broni
rakietowo-jądrowej w stosunku do tego obszaru.
Wychodząc
na spotkanie stanowisku niektórych rządów i części opinii zachodniej,
wyraziliśmy gotowość rozłożenia realizacji naszego planu na dwa etapy: w
pierwszym — miałby być wprowadzony zakaz produkcji broni atomowej w
wymienionych państwach oraz przyjęte zobowiązanie zaniechania zbrojeń
jądrowych; w drugim etapie miałaby nastąpić redukcja sił konwencjonalnych jednoczesna
z całkowitą dezatomizacją Europy środkowej.
W jednej i w drugiej wersji planu zakładaliśmy utworzenie systemu skutecznej i
szerokiej kontroli i inspekcji zarówno naziemnej, jak i powietrznej.
Gdyby propozycja rządu polskiego została wówczas przyjęta i wprowadzona w życie,
sytuacja w Europie środkowej byłaby już dziś radykalnie zmieniona. Zamiast
wzmagających się zbrojeń i gróźb, zamiast zaognienia zagadnienia niemieckiego
mielibyśmy bez wątpienia atmosferę odprężenia i uzasadnione poczucie
bezpieczeństwa. A ponadto posiadalibyśmy już dziś cenne doświadczenia w sprawie
realizacji rozbrojenia i funkcjonowania systemu kontroli.
Jednakże
pomimo szerokiego poparcia wśród opinii publicznej i bardzo różnorodnych kół
politycznych w Europie, i nie tylko w Europie, inicjatywa polska natrafiła na
opór przede wszystkim rządu NRF i rządu Stanów Zjednoczonych.
Pragnę
zwrócić uwagę, że z koncepcją stworzenia strefy bezatomowej wystąpił rząd
Rumuńskiej Republiki Ludowej w odniesieniu do Bałkanów, a ostatnio rząd
Chińskiej Republiki Ludowej w odniesieniu do Dalekiego Wschodu i rejonu Pacyfiku. Słyszeliśmy również z tej trybuny analogiczną propozycję w stosunku
do Afryki — przedstawioną przez prezydenta Ghany.
Dezatomizacja Europy środkowej miałaby ogromne znaczenie praktyczne. Przede wszystkim
ograniczałaby ona ryzyko wybuchu wojny rakietowo-jądrowej na tym zapalnym
obszarze, a zatem i niebezpieczeństwo użycia broni masowego zniszczenia w skali
światowej. Przyczyniłaby się do odprężenia i stworzenia atmosfery sprzyjającej
realizacji całkowitego i powszechnego rozbrojenia.
Sprawę
stworzenia strefy bezatomowej w środkowej Europie rząd polski uważa za
aktualną.
Z zainteresowaniem odnieśliśmy się do podjętej przez premiera Wielkiej Brytanii w swoim
czasie propozycji zawarcia paktu o nieagresji między przeciwstawnymi
ugrupowaniami wojskowymi istniejącymi w Europie. Objęcie takim paktem Europy
środkowej mogłoby przyczynić się poważnie do wzmożenia bezpieczeństwa, zwłaszcza
gdyby się zbiegło z realizacją strefy bezatomowej.
Konkretne propozycje, które miałem zaszczyt przedstawić, zmierzają do rozładowania
napięcia międzynarodowego, usunięcia punktów zapalnych i do stworzenia
atmosfery sprzyjającej zasadniczym rozstrzygnięciom dla sprawy pokoju.
Nie jest ich celem zastąpienie propozycji w sprawie powszechnego i całkowitego
rozbrojenia, a wręcz przeciwnie, mają one utorować drogę do realizacji tej
wielkiej idei.
Polska wyraża całkowite poparcie dla propozycji rozbrojeniowych zgłoszonych
przez Związek Radziecki na obecnej sesji ONZ. Jesteśmy za tym, aby te propozycje
stały się tematem dyskusji na plenum Zgromadzenia Ogólnego.
Panie Przewodniczący, Panowie!
Przedstawiłem
w imieniu narodu polskiego nasze stanowisko w kluczowych problemach sytuacji
międzynarodowej.
Naród polski poznał do dna
przekleństwo wojny i połączył swój los historyczny z socjalizmem, który w
sposób najbardziej konsekwentny broni sprawy pokoju i niepodległości narodów.
Nasz trud codzienny służy tej sprawie.
Szczycimy się tym, że stanowimy część obozu socjalistycznego, niosącego
ludzkości lepszą przyszłość. Czujemy się bliscy wszystkim, którzy pragną
pokoju i działają na rzecz pokoju, niezależnie od swych przekonań i wierzeń,
niezależnie od ustroju społecznego, który sobie wybrali.
Pokojowe współistnienie jest nakazem historii. Im szybciej wszyscy dojdą do
tego przekonania i wyciągną wszystkie wynikające stąd konsekwencje, tym lepiej
dla ludzkości, tym łatwiej rozwiążemy problemy stojące dziś przed narodami,
tym szybciej potrafimy uczynić życie człowieka na ziemi całkowicie wolnym od
nędzy i strachu.
Organizacja Narodów Zjednoczonych musi stać się narzędziem pokojowego
współistnienia i pokojowej współpracy wszystkich państw, która wyłącza
stosowanie siły i groźbę jej użycia, a zakłada coraz ściślejszą więź ekonomiczną,
kulturalną i naukową pomiędzy wszystkimi państwami, niezależnie od ich ustroju
społecznego.
Organizacja nasza służyć winna wyłącznie konstruktywnym rozwiązaniom ściśle
odpowiadającym założeniom Karty Narodów Zjednoczonych.
Służba wszystkim narodom,
służba ich wspólnemu i najwyższemu dobru ludzkości — pokojowi — oto czego oczekują
od ONZ ludzie we wszystkich krajach globu ziemskiego.
Tego oczekuje od niej również naród polski.
W tym duchu rząd Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej będzie starał się nadal
rozwijać swój konstruktywny wkład w prace Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz