wtorek, 9 października 2012

Przemówienie na spotkaniu kierownictwa partii z pracownikami nauki



Wygłoszone 15 października 1968 r.

Szanowni towarzysze!

Celem mego wystąpienia nie jest ustosunkowywanie się do wszystkich problemów, które były podnoszone przez występu­jących w dyskusji. Nie taki jest zresztą cel naszego spotkania. Dzisiejsze spotkanie zorganizowaliśmy po to, aby w ramach dyskusji przedzjazdowej zapoznać się z opinią pracowników nauki w sprawach dotyczących polityki naukowej i szkolnictwa wyższego. Problematyka, która była w czasie dyskusji podno­szona, rzuca istotne światło na szereg spraw ujętych w Tezach zjazdowych. Powinna ona pomóc nam, pomóc Zjazdowi partii, w formułowaniu stanowiska w sprawach polityki naukowej. Dlatego też, towarzysze, nie stawiając przed sobą zadania usto­sunkowania się do poszczególnych problemów, chciałbym je­dynie w sposób jak najbardziej ogólny zwrócić uwagę na kwe­stie podstawowe i w stosunku do niektórych z nich zająć sta­nowisko.

Towarzysze mówili szeroko o sytuacji i rozwoju nauk spo­łecznych, nawiązując w związku z tym do wydarzeń marco­wych, do postaw zajmowanych wówczas przez poszczególnych ludzi czy też przez całe organizacje. Już w swym referacie tow. Werblan podkreślił, że właśnie dziedzina pracy ideologicznej jest najsłabszym odcinkiem w działalności całej naszej par­tii; tak jest również i w nauce. Nauki społeczne są naukami szczególnymi, powiedziałbym, zasadniczo różniącymi się od nauk ścisłych. Jeśli bowiem w dziedzinie nauk ścisłych postawa polityczna twórcy nie wywiera decydującego wpływu na re­zultaty jego badań, a nawet człowiek o poglądach wstecznych, reakcyjnych, lecz o głębokim zasobie wiedzy w swej specjal­ności, może osiągać twórcze, pożyteczne i postępowe efekty swo­jej pracy, to w dziedzinie nauk społecznych trudno by było znaleźć uczonego, który ma wsteczne, reakcyjne, antysocjali­styczne poglądy i który stworzyłby postępowe, wartościowe dzieło. Z zasady jego dzieło musi być wsteczne dlatego, że nauki społeczne są ściśle związane z ideologią i polityką. Stąd też, jeśli wielokrotnie w przeszłości była podnoszona sprawa tzw. wolności nauki i formułowano zarzuty pod adresem partii czy jej kierownictwa, że jakoby zawężamy możliwości wolności badań naukowych itd., to krytyka ta polegała po prostu na nieporozumieniu albo na celowym zniekształcaniu prawdy.

Przede wszystkim w dziedzinie nauk ścisłych jesteśmy zaw­sze jak najdalsi od ingerowania w problemy naukowe, nie są to bowiem sprawy, które kierownictwo polityczne, partia mogą w jakikolwiek sposób przesądzać. Problemy te rozwiązują i przesądzają sami naukowcy w procesie badań naukowych. Słuszność ich koncepcji weryfikuje życie, weryfikuje praktyka. Natomiast jeśli idzie o nauki społeczne, to opierają się one o określone założenia ideologiczne i polityczne, nie dadzą się od­dzielić od polityki, a postawa badacza-naukowca w dziedzinie tych dyscyplin nie da się oddzielić od jego postawy ideologicz­nej i od jego postawy politycznej. Rezultaty zaś jego badań, a w szczególności ich interpretacja, spełniają określone funkcje ideowo-wychowawcze i propagandowo-polityczne. Dlatego par­tia musi i będzie ingerować w tę dziedzinę nauki, gdyż to wynika z jej roli kierowniczej. Jednakże nie oznacza to nego­wania czy też ograniczania potrzeby dyskusji i w tych dziedzi­nach nauki. Takie stanowisko byłoby sprzeczne z podstawowy­mi założeniami naszej partii. W tej dziedzinie nauki są również możliwe, a nawet niezbędne szerokie dyskusje, pod warunkiem, że wychodzą one z założeń teorii i metody marksistowskiej, że przyświeca im dążenie do głębszego poznania rzeczywistości, a nie nadużywania nauki dla celów antysocjalistycznej propa­gandy.

Nie ulega wątpliwości, że nauka polska w okresie władzy ludowej zrobiła wielkie postępy, osiągnęła duże sukcesy, nie­zmiernie wzrosła liczebnie kadra naukowa, i to zarówno w naukach ścisłych, jak i w naukach społecznych. Trzeba jednakże powiedzieć, że generalnie biorąc poziom naszej nauki kształtuje się w granicach średniego poziomu światowego, jeśli brać pod uwagę to, co nauka wnosi konkretnie do naszej gospodarki i ży­cia kulturalnego.

Jeśli chodzi o nauki społeczne, to określonym sprawdzianem realizacji przez te nauki ich funkcji ideologicznej, ich wpływu na kształtowanie świadomości młodzieży, a także kierunku ich rozwoju były wydarzenia marcowe. Przebieg tych wydarzeń jest znany. Partia dała już ocenę tego zjawiska. Wyciągnęliśmy z tej oceny wnioski natury politycznej i dalej je będziemy wy­ciągali. Niestety jak dotychczas żaden instytut naukowy, żadna grupa pracowników w dziedzinie nauk społecznych nie wystą­piła z inicjatywą przeprowadzenia naukowej analizy samych wydarzeń marcowych i procesów, które do wydarzeń tych do­prowadziły. Brak takiej inicjatywy nie jest - jak sądzę — przypadkowy. Tak samo jak nieprzypadkowy był niedostatecz­ny poziom wyrobienia ideologicznego i politycznego części mło­dzieży studenckiej. Wynikał on w niemałej mierze z niedosta­tecznego poziomu nauczania nauk społecznych. Kwestię tę war­to bliżej zbadać, przeanalizować. Widzę w tym odbicie słabości naszych nauk społecznych. Mieliśmy kiedyś w szkolnictwie wyższym na wszystkich kierunkach studiów przedmiot naucza­nia pod nazwą podstawy marksizmu-leninizmu. Był on kryty­kowany ze względu na niski poziom realizacji i po 1956 r. wy­kładanie tego przedmiotu zostało zaniechane. Zaistniała więc próżnia, a — jak wiadomo — próżni nigdy nie ma ani w życiu politycznym, ani w ideologicznym, życie bowiem nie znosi próżni. Zawsze jeśli ktoś ustępuje, to ktoś inny wstępuje w ta­kiej czy innej formie na to miejsce.

Zdając sobie sprawę z tego niebezpieczeństwa, Komitet Cen­tralny podjął szereg uchwał dotyczących działalności ideolo­gicznej partii w szkołach wyższych. Do wprowadzania w życie tych uchwał powołani byli przede wszystkim członkowie partii pracujący w szkolnictwie wyższym, a zwłaszcza w naukach społecznych. Jak się okazało, nie realizowali oni słusznych uchwał KC w sposób należyty, a część spośród nich nie zga­dzała się z tymi uchwałami, zajmowała wobec nich negatywną postawę.

Była jeszcze i inna przyczyna słabości pracy ideologicznej na wyższych uczelniach i słabości oddziaływania marksistowskiej nauki społecznej. Po prostu zakres wiedzy politycznej wielu pracowników naukowych był i pozostaje do dziś niewystarczający, za szczupły. Z faktów tych trzeba wyciągnąć określone wnioski.

Nasze szkolnictwo, cały system kształcenia w dziedzinie nauk społecznych, włączając szkoły średnie i szkoły kształcące nau­czycieli, a także szkoły wyższe, po prostu nie dostosowało swoich programów nauczania do zadań, które na obecnym eta­pie przed nami stoją. Stąd też i kadra nauczycielska nie zdoby­wa przygotowania na wystarczającym poziomie, występuje niedobór wykładowców w przedmiotach wychowania obywatelskiego i podstaw nauk politycznych, co w konsekwencji pociąga za sobą zaniedbania na odcinka ideowo-wychowawczych zadań szkoły, a później występują zjawiska świadczące o niedostatecznym wyrobieniu politycznym młodzieży. Te problemy powinny stać się przedmiotem wszechstronnej analizy również ze strony pracowników nauk społecznych. Analiza taka będzie zadaniem trudnym i złożonym. Dopracowanie się kompleksowej oceny wymagać będzie udziału pracowników nauki różnych dyscyplin społecznych.

Prof. Gałaj słusznie podkreślił, iż postulat kompleksowości badań odnosi się nie tylko do nauk technicznych i ścisłych, lecz i do społecznych. Pracownicy nauk społecznych, jak zresztą wszyscy naukowcy, są głęboko zainteresowani tym, by wyniki ich prac naukowych mogły mieć później zastosowanie w życiu, żeby to nie była działalność sama dla siebie, ażeby jej rezulta­tem był nie tylko wąskospecjalistyczny artykuł, który ktoś prze­czyta czy nie przeczyta, a poza tym żadnej większej roli spo­łecznej nie spełni. Jest to ambicja i postulat słuszny, lecz jego realizacja zależy od prawidłowości przyjętych metod badaw­czych, rzetelności i głębokości dokonywanej analizy właściwych treści, które one wyrażają, zaangażowania ideowego i politycz­nego.

Analiza wypadków marcowych wykazuje, że złożyło się na nie wiele czynników. Ujmując ogólnie, w sposób umowny stwier­dziliśmy, że były to skutki działalności rewizjonistów. Mówi się jeszcze o szkodliwej działalności syjonistów — i to także jest słuszne. Ale te stwierdzenia nie wyczerpują problemu. Po­trzebne jest dogłębne, wnikliwe sprecyzowanie, jaką treść ideową i społeczną wkładać należy obecnie w pojęcie rewizjonizmu. Nierzadko jeszcze pojęcie to jest traktowane tradycyjnie i zawężone do ram swoistego, prawicowego, oportunistycznego skrzydła czy też ugrupowania w partii, które próbuje rewido­wać pewne tezy marksizmu. Tak nie jest! Obecnie rewizjonizm stał się zjawiskiem znacznie szerszym, wykraczającym poza partię, ogarniającym całą prawicę społeczną, wyrażającym ca­łość jej antysocjalistycznych dążeń. Korzenie wpływów rewizjonizmu tkwią głęboko. Na jego zaplecze składają się różne siły społeczne, różne czynniki, pozostałości starych klas wyzysku­jących i różne ośrodki reakcyjne, między innymi taki niemało znaczący ośrodek jak reakcyjna część hierarchii kościelnej i wiele innych antysocjalistycznych sił i środowisk. Wszystkie one w jakiś sposób usiłują kształtować opinię, tworzyć przy­chylny klimat dla rewizjonizmu, współdziałać z nim.

Istnieje też ważkie zagadnienie dziedzictwa ideologicznego przeszłości różnych poglądów ukształtowanych w okresie ka­pitalizmu, które ciążą na mentalności społecznej, nawet na świadomości wielu komunistów. Wielki wpływ na sytuację ideologiczną wywiera podział świata na dwa systemy, podział który w płaszczyźnie ideologicznej przebiega nie wzdłuż granic geograficznych, lecz wewnątrz społeczeństw, tak socjalistycz­nych, jak i kapitalistycznych.

Wszystkie te czynniki rzutują na postawę ludzi, w tym na postawę nauczycieli, i zadaniem naszej partii oraz zadaniem nauk społecznych jest to negatywne oddziaływanie eliminować, wypierać. Zadanie to było realizowane słabo, zwłaszcza w szko­łach wyższych. Na tym polega między innymi słabość kierowni­czej roli partii na tym odcinku.

Ideę kierowniczej roli partii wielu towarzyszy pojmuje nie­zbyt słusznie, sprowadzając ją do kierowniczych funkcji, które wypełnia Komitet Centralny, komitety wojewódzkie, jednym słowem, wysokie instancje partyjne. Tymczasem kierownicza rola partii nie sprowadza się tylko do tego. O istocie tej kie­rowniczej roli, jej rzeczywistej realizacji decyduje postawa wszystkich członków partii, postawa każdej organizacji partyj­nej. Kierowniczą rolę partii w szkołach wyższych zapewnia przede wszystkim organizacja partyjna, jej działalność, działalność wszystkich jej członków. Można powiedzieć, że we wszystkich tych wyższych uczelniach, w których wystąpiły wy­darzenia marcowe na szerszą skalę, żadna podstawowa organi­zacja partyjna nie stanęła na wysokości swoich zadań, jeśli chodzi o kierowniczą rolę, którą powinna sprawować w swoim środowisku. Powstaje pytanie, dlaczego tak się stało.

Jeśli tyle organizacji partyjnych swej kierowniczej roli nie spełnia należycie, oznacza to, iż w ich pracy, w ich postawie, w postawie ich członków występują poważne niedostatki. W wielu szkołach wyższych stan liczebny organizacji partyj­nych jest pokaźny, liczą one nawet po kilkuset członków.

Powstały one i rozwijały się w długim okresie i różne pobudki mogły sprowadzać poszczególnych ludzi do szeregów partii. Wielu spośród nich wniosło z sobą obciążenia mentalności drobnomieszczańskiej, poglądy i postawy liberalno-burżuazyjne. I nie w tym tkwiło najgorsze zło. W szeregi partii nie zawsze wstępują ludzie o poglądach marksistowsko-leninowskich. Zło polegało na czymś innym. Wskutek wpływów poglądów rewi­zjonistycznych i praktycznej działalności rewizjonistów wielu inteligentów, członków partii, przez lata swej przynależności do partii nie potrafiło wyzbyć się liberalno-burżuazyjnych obciążeń. Nie potrafiło, mówiąc obrazowo, jak pisał Bruno Ja­sieński — zmienić swojej starej, liberalno-burżuazyjnej skóry na nową, socjalistyczną. Bez zmiany zaś postawy członków partii, ewentualnie bez wyeliminowania tych, którzy postawy swej zmienić nie mogli, nie będzie można prawidłowo realizo­wać kierowniczej roli partii w szkołach wyższych, gdyż bez pełnego zaangażowania członków partii i kadry naukowej nie może być mowy o twórczym, socjalistycznym kształtowaniu postawy młodzieży. Tego rodzaju zadań nie da się rozwiązać nakazem, uchwałami, poleceniami kierownictwa partii. Zadania takie można wykonywać tylko wspólnym wysiłkiem całej partii, a w szczególności całego frontu ideologicznego.

Oczekujemy od partyjnych naukowców pracujących w dzie­dzinie nauk społecznych, aby pomogli nam odpowiedzieć na pytanie, skąd biorą się te wieloletnie słabości naszego frontu ideologicznego. Na ostatnim plenum Komitetu Centralnego zwracałem uwagę na jedno ze źródeł tych słabości, a miano­wicie na źródła historyczne, na charakter naszych tradycji narodowych, a zwłaszcza tradycji, których nosicielem była inte­ligencja. Właśnie w tej dziedzinie, w, dziedzinie prawidłowego oświetlania tradycji historycznych, wielkie zadania stoją przed naukami historycznymi. Nauki te rozwijają się w naszym kraju. Czytałem ostatnio szereg publikacji młodych historyków, do­brych zresztą towarzyszy. Doceniamy ich wysiłki i postawę, ale nie będę taił, że niektóre z tych publikacji, niektóre poglądy w nich wyrażone budzą mój niepokój. Nie jestem pewien, czy środowisko historyczne, doceniając w pełni wagę dobrych, po­stępowych tradycji historycznych i patriotyzmu, równocześnie zdaje sobie sprawę z konieczności zabezpieczenia się przed wąskonacjonalistycznym podejściem do omawianych proble­mów. W niektórych publikacjach odnajduję takie niebezpie­czeństwo i obawiam się, że jeśliby te tendencje rozwijały się, to po pewnym czasie, nie wiem po ilu latach, w jakimś skom­plikowanym okresie historycznym mogłyby przynieść bardzo niekorzystne wyniki, mogłyby doprowadzić do takich zjawisk, do jakich w marcu doprowadził rewizjonizm. Dlatego do nauk społecznych, zarówno do badań naukowych w tej dziedzinie, jak i do nauczania przywiązujemy ogromną wagę i za główne powołanie partii uważamy troskę o prawidłowy, marksistowski kierunek rozwoju tych nauk. Dlatego walczymy o przezwycię­żone obecnej słabości ideologicznej nauk społecznych. Z tego nie wynika, iż nie doceniamy osiągnięć tych nauk, że nie widzi­my sukcesów, że wszystko, co zostało napisane w tej dziedzinie, uważamy za obce. Nie! Ale nie możemy zamykać oczu na rze­czywistość. Rzeczywistość jest taka, iż nauki społeczne stano­wią najsłabszy odcinek naszej nauki.

Nieraz fałszywe poglądy i teorie w naukach społecznych próbuje się osłabiać powoływaniem się na wymogi tzw. obiek­tywizmu naukowego. Jesteśmy jak najdalsi od tego, aby kogo­kolwiek nakłaniać do rezygnowania z badań rzeczywistości spo­łecznej, do zamykania oczu na fakty, do unikania rzetelnej analizy. Taka postawa byłaby fałszywa, w oparciu o nią nie mogłaby powstać żadna dobra praca naukowa. Od analizy rze­czywistości nie wolno się uchylać, ale trzeba naświetlać tę rzeczywistość z punktu widzenia klasowego. Trzeba umieć sto­sować w badaniach naukowych marksistowską metodologię i za działaniami poszczególnych ludzi, za poszczególnymi teoriami i poglądami widzieć ich klasowe zaplecze, widzieć interesy poszczególnych klas społecznych.

Zdajemy sobie sprawę, że problem pracy ideologicznej jest niezmiernie skomplikowany, że na postawę ludzi w naszym kraju, a zwłaszcza na postawę inteligencji, wywiera wpływ nie tylko praca naszej partii, że na tę postawę rzutuje również sytuacja w międzynarodowym ruchu robotniczym, jego rozbicie. Wielkie znaczenie dla pracy ideologicznej ma również sprawa perspektyw dalszego rozwoju świata. Ogólnie mówił o tym tow. Werblan. Klasycy marksizmu-leninizmu nie mogli, rzecz jasna, nakreślić perspektyw rozwoju socjalizmu na epokę ato­mową i epokę rewolucji naukowo-technicznej. Oni nakreślili perspektywy, biorąc za punkt wyjścia epokę, w której sami żyli. Teraz, gdy świat stanął w obliczu wielu bardzo skompli­kowanych problemów społecznych, bardzo trudno jest nakreślić wieloletnie perspektywy rozwoju. My wiemy, że przyszłość ludzkości nieuchronnie jest związana z socjalizmem, że kapita­lizm nie jest w stanie rozwiązać żadnego z problemów współ­czesnego świata i musi ustąpić miejsca socjalizmowi.

Ale wielkiego wysiłku intelektualnego i naukowego wymaga opracowanie konkretnych perspektyw czy konkretnych sposo­bów rozwiązywania przez socjalizm poszczególnych problemów współczesności. I w zetknięciu z tymi problemami niektórzy ludzie nauki szamocą się z trudnościami, schodzą na niewłaści­we ścieżki, cofają się, wyrzekają się marksizmu, przyjmują rozwiązania podsuwane przez naukę burżuazyjną i wzorów dla socjalizmu chcieliby szukać w koncepcjach społecznych istnie­jących obecnie w rozwiniętych krajach kapitalistycznych. Czy­tałem na przykład w prasie czechosłowackiej takie artykuły, w których wysuwa się tezę, że problemy przejścia od kapita­lizmu do socjalizmu zostaną rozstrzygnięte nie w drodze walki klasowej, nie w drodze walki między socjalizmem i imperia­lizmem, lecz w drodze automatyzacji wszystkich procesów produkcyjnych. Według autorów tej koncepcji klasa robotnicza spełniła już swoją rolę historyczną i schodzi ze sceny dziejowej, że siłą napędową postępu społecznego staje się sam proces techniczny.

 Nie chciałbym podejmować w tej chwili dyskusji z tą teorią, a w szczególności nie chciałbym zastanawiać się nad tym, na ile słuszna jest teza o możliwości zautomatyzowania wszystkich procesów produkcyjnych. Nawet gdyby to było możliwe, to można mieć wielkie wątpliwości, czy prowadziłoby to również automatycznie do rozwiązania problemów społecznych.

Główna sprawa polega na tym, że jeśli chcemy prowadzić skuteczną politykę, realizować interesy i aspiracje naszego na­rodu, rozwiązywać rzeczywiste problemy społeczne, to musimy za punkt wyjścia brać nie fantazję, ale realną, konkretną rze­czywistość społeczną, taką rzeczywistość, jaka istnieje dziś, w drugiej połowie XX wieku, w świecie. Na czym ta rzeczy­wistość polega? Otóż polega ona — po pierwsze — na tym, że świat jest podzielony na dwa zwalczające się systemy społeczne i że wszystkie ideologiczne, polityczne, gospodarcze wysiłki państw socjalistycznych i kapitalistycznych są podporządkowa­ne wymogom tej walki, i — po drugie na tym, że olbrzymia część świata, prawie dwie trzecie ludzkości, żyje na bardzo niskim poziomie rozwoju cywilizacyjnego i standardu material­nego, na poziomie niewiele różniącym się od tego, jaki był przed tysiącem lat. Tę rzeczywistość powinniśmy traktować, jako przesłankę naszej działalności politycznej, ideologicznej i nau­kowej. Jeśli idzie o nauki społeczne, to one powinny uzbrajać siebie i uzbrajać naszą partię, a poprzez nią i społeczeństwo, do walki o to, aby właśnie konkretną rzeczywistość zmieniać na lepszą.

Nieraz mówi się, że koło historii nigdy nie kręci się wstecz. To prawda. Nie ma takiej możliwości, aby świat cofał się w swoim rozwoju, aby mogły być cofnięte rezultaty przemian, które wprowadził socjalizm, aby mogły być reaktywowane stosunki kapitalistyczne. Tak czy inaczej, wcześniej czy później stary system kapitalistyczny musi ustąpić miejsca socjalizmowi. Ale nie nastąpi to automatycznie. Zadanie nasze polega na tym, żeby proces ten kształtować i przyspieszyć, a jednym z naj­ważniejszych i najpotężniejszych czynników jego przyspiesze­nia jest dzisiaj praca ideologiczna i polityczna, jest ta dzia­łalność, która umacnia pozycje socjalizmu w świadomości ludzi j w postawach ludzkich. Socjalizm jest silny świadomością mas, świadomość ta jest wielką siłą materialną, pozwalającą na rozwiązywanie wszystkich skomplikowanych problemów budo­wnictwa socjalistycznego, pozwalającą skutecznie przeciwsta­wić się wrogiej, dywersyjnej działalności imperializmu. Stąd też waga i znaczenie naszej pracy ideologicznej i wychowaw­czej, waga i znaczenie nauk społecznych.

Wiele mówiono w dyskusji o pracy wychowawczej z mło­dzieżą. Nasza młodzież, nawet ta, która dała się pchnąć do szkodliwych wystąpień marcowych, to w istocie rzeczy młodzież dobra, żądna prawdy, stojąca na gruncie sprawiedliwości spo­łecznej; to młodzież patriotyczna i socjalistyczna. Nie rozumie ona jednak wielu zjawisk współczesnego świata, metod działal­ności wrogów Polski i wrogów socjalizmu. Zbyt mało robiliśmy, aby przyswoić tej młodzieży nasze socjalistyczne poglądy, tra­fić do niej z naszą socjalistyczną prawdą i prawidłowo ukształ­tować jej stanowisko. Przyszli natomiast nasi przeciwnicy i wrogowie, wyciągnęli te czy inne chwytliwe, choć oszukańcze hasła, wprowadzili ją w błąd. Młodzież jest z natury rzeczy mało doświadczona politycznie, zdaje się, że nie za wiele, czyta, o problemach politycznych mało wie i słabo się w nich orien­tuje. My natomiast nie potrafiliśmy tej młodzieży zainte­resować polityką, nie potrafiliśmy dostatecznie jej uzbroić.

Z tego względu przywiązujemy wielką wagę do sprawy, o której była mowa w dyskusji, do nauczania podstaw nauk politycznych, których wprowadzenie na wyższe uczelnie uchwaliliśmy aa XIII Plenum KC. Od tego czasu wciąż jeszcze znaczna część szkół wyższych nie jest tym nauczaniem objęta. Wiemy też, że nauczanie to nie jest postawione na właściwym poziomie. Obawiam się, że towarzysze traktują je jako taką dziedzinę wiedzy, którą można przez jeden rok wykładać, a potem przejść do innych dziedzin. Tymczasem takie postawienie sprawy nie jest słuszne. Idzie o to, aby przez cały okres studiów stale wprowadzać młodzież w kurs ważniejszych spraw i wydarzeń politycznych i w ten sposób wpływać na jej po­stawę. Po to, aby można było to robić, sami wychowawcy muszą być w kursie tych wydarzeń politycznych, sami muszą poświęcać znacznie więcej uwagi polityce. W jaki sposób zorganizować i zapewnić to dokształcanie kadry nauczającej, muszą rozstrzygnąć same uczelnie, kierownictwa szkół wyższych, organizacje partyjne w tych szkołach.

Jeśli idzie o Czechosłowację, to jest to problem tej samej natury, z którym my mieliśmy do czynienia w naszym kraju, który uzewnętrznił się u nas w marcu, tylko że tam wystąpił on na dużo większą skalę. Powiedziałbym, że w Polsce na wielu wyższych uczelniach i w niektórych innych środowiskach kultu­ralnych i ideologicznych organizacje partyjne nie umiały sprawować swej kierowniczej roli i dopuściły do wydarzeń marco­wych. Jednakże cała nasza partia swoją kierowniczą rolę speł­niła i potrafiła siłom prawicowym zamknąć drogę. W Czecho­słowacji natomiast ta słabość, która u nas cechowała niektóre organizacje partyjne, niektóre odcinki naszej działalności, odno­si się do całej partii, a procesy rewizjonistycznego rozkładu doszły do kierownictwa partii. Kierownictwo KPCz w wielu kwestiach zajęło fałszywe stanowisko, ugięło się przed rewizjonizmem i dlatego wydarzenia tam potoczyły się w taki sposób, jak się potoczyły.

Druga grupa bardzo istotnych zagadnień dotyczy organizacji nauki i jej efektywności. Sprawa ta podejmowana jest od wielu lat, niemal tak długo, jak długo istnieje Polska Ludowa, ale uderza mnie tu jakaś sprzeczność między postawą środowiska naukowego a istotą pracy badawczej. Naukowcy to ludzie, którzy poprzez swoją pracę tworzą postęp, rewolucjonizują życie, a równocześnie jeśli chodzi o system organizacji badań naukowych, to przejawiają oni poważny konserwatyzm. W szczególności o koordynacji badań naukowych mówiliśmy już wielokrotnie i wiele jeszcze razy będziemy na te tematy mówić. W każdym bądź razie jest to problem o podstawowym znaczeniu. Jeżeli nie rozwiążemy problemu koordynacji badań i
w ogóle problemu racjonalnej organizacji badań naukowych, to wydaje mi się, że możemy nawet bardzo istotnie zwiększać nakłady na naukę, a efekty będą stosunkowo mierne, nie takie, jak być powinny.

Konieczność unowocześnienia organizacji nauki dotyczy zre­sztą nie tylko placówek badawczych, lecz również szkół wyż­szych. W tej sprawie były w czasie dyskusji zgłoszone różne propozycje. Nie chcę się do nich jednoznacznie ustosunkowy­wać, ale wydaje się, że np. Politechnika Wrocławska podjęła dość śmiałą koncepcję przebudowania swej struktury. Ze swej strony uważam, że twórcze poszukiwania w tej kwestii są po­trzebne i należy je popierać.
Ogólnie biorąc, obserwujemy, że absolwenci, myślę tutaj przede wszystkim o absolwentach szkół technicznych, nie wy­noszą ze szkoły dostatecznej wiedzy praktycznej. Niewiele im daje praktyka w czasie studiów, bo jest źle zorganizowana, ale przede wszystkim szkoła sama tej praktycznej wiedzy nie za­pewnia. Jest na przykład bardzo zaniedbany problem kształce­nia w zakresie organizacji procesu produkcyjnego. Być może, że jeśli będzie lepsze zaplecze laboratoryjne i warsztatowe uczelni, to będą wychodzić lepsi absolwenci, bardziej doświadczeni i o większym zasobie wiedzy praktycznej, i takie nakłady dadzą później dobre rezultaty, opłacą się.

Na te tematy przede wszystkim wy sami, towarzysze, może­cie wypowiadać się i występować z wnioskami. Żadna z do­tychczasowych form organizacyjnych szkolnictwa wyższego nie była ustalana bez konsultacji, bez wysłuchania opinii pracowni­ków nauki.

Nie jest też przypadkiem, że Komitet Nauki i Techniki nie spełnia właściwie swoich funkcji. Tam też są przecież ludzie m. in. naukowcy, którzy podjęli się określonych zadań i zadań tych, które przed nimi, przed tą instytucją postawiono w ge­neralnych dokumentach i uchwałach partyjnych czy później w zarządzeniach rządu, nie wykonują prawidłowo. Realizują oni natomiast stary, wynikający z przyzwyczajeń, biurokra­tyczny i formalny model zarządzania, który przynosi złe efekty.

Chciałbym przedstawić jeden problem, niezmiernie moim zdaniem ważny, który będzie w znacznym stopniu decydować o odpowiednim ustawieniu organizacyjnym i efektach zaplecza badawczego.

Nigdzie na świecie tak me jest, ażeby państwo nie miało decydującego wpływu na kierunki wydatkowania środków finansowych na badania naukowe. Praktycznie rzecz biorąc, u nas, jeśli chodzi o naukę, organa państwowe w znacznym stopniu wpływu tego nie wywierają. Wyłączam tu szkolnictwo wyższe, które zresztą w ogólnej sumie wydatków na badania naukowe ma mały udział, ale jeśli weźmiemy instytuty PAN i resortowe — to w istocie rzeczy władze państwowe mają zbyt maty wpływ na rozdział środków finansowych na określone badania. Nie dotyczy to tych instytutów, o których mówił na naradzie tow. Dwojak, które są oparte na zasadach rozrachunku gospodarczego. W istocie rzeczy wszystkie inne instytuty opra­cowują same plany swoich zadań, składają je do resortu, który rozpatruje je często formalnie, skreśli to lub tamto, coś doda i otrzymuje się plan, który ma rzekomo przedstawiać tematykę badań zamówioną przez gospodarkę narodową.

Przecież nie o to chodzi! To jest podejście formalne. Oznacza ono oddanie środków finansowych do dyspozycji samych insty­tutów, które nie zawsze najlepiej mogą lub chcą decydować o wyborze kierunków badań i rozdziale tych środków. I osta­tecznie jeśli my się chcemy uczyć od innych, a chcemy się uczyć od każdego, kto ma lepszą od nas organizację, w tym także od państw kapitalistycznych, to na ogół wiecie chyba nie gorzej jak ja, jak te sprawy tam wyglądają. Płaci się tam za określony temat, zamówiony przez państwo lub przemysł, a placówka badawcza lub zainteresowany pracownik naukowy muszą ściśle określić zakres pracy, przewidywane wyniki, kosztorys, terminy wykonania itd. Jest zupełnie zrozumiałe, że nie wszystko się udaje i nie wszystko wychodzi. Z wydatkami na naukę jest związane określone, dość duże ryzyko niepowodzenia i państwo takie ryzyko musi na siebie brać, finansując badania.

Koncentracja wysiłków badawczych ma miejsce nawet w Sta­nach Zjednoczonych, które posiadają olbrzymie środki i prze­znaczają ponad 20 mld dol. rocznie na badania naukowe, a więc w kraju, który, zdawałoby się, może sobie pozwolić na to, aby nauka zajmowała się, czym chce, aby naukowcy swobodnie określali zakres swoich zainteresowań. Cokolwiek byśmy chcieli mówić i jak byśmy chcieli uzasadniać obecny stan rzeczy, to istota problemu jest oczywista. Jeśli nie skoncentrujmy naszych wysiłków na określonych dziedzinach badań i nie po­stawimy sobie za zadanie doprowadzać te badania do końca, kompleksowo, do uruchomienia produkcji włącznie, to niczego poważnego nasza nauka nie będzie mogła stworzyć.

Kiedy zaczęliśmy zawężać i koncentrować tematykę prac instytutów, to często po prostu zgrupowano podobne tematy i tę samą tematykę inaczej rozmieszczono. Powiedzcie mi, w czymże sprawa, że dążycie do tak szerokiego frontu badań naukowych? Czy potraficie rozwiązać wszystkie te problemy, których badanie podejmujecie, drodzy towarzysze? Jest to obecnie nierealne. A przecież gdybyście potrafili rzeczywiście rozwiązać problemy ważne dla naszej gospodarki, to znaleźlibyśmy środki, które są do tego potrzebne. Chodzi oczywiście o
takie prace, które są rzeczywiście potrzebne, do wykorzystania, których posiadamy lub będziemy mieli przemysł na odpowiednim poziomie.

Musimy opracowywać takie technologie, które mogą być  wprowadzane do przemysłu. Nie są nam potrzebne technologie może i stojące na wysokim poziomie, ale wymagające tak olbrzymich wydatków na zakup maszyn, urządzeń czy często nawet i materiałów, że nas na nie nie stać. Trzeba koncentro­wać zainteresowania pracowników badawczych na takich zadaniach, które wiążą się z perspektywicznym rozwojem naszej gospodarki. Jeśli mówimy, że centralnym naszym zadaniem jest przede wszystkim rekonstrukcja przemysłu, a zwłaszcza przemysłu maszynowego, metalurgiczno-hutniczego, chemicz­nego itd., to do tego centralnego zadania należy przystosowy­wać tematykę badań naukowych i koncentrować na tym odcin­ku kadry. Przy podejmowaniu takich zadań konieczna jest wiel­ka praca przygotowawcza, rzetelny gospodarski rachunek kosz­tów, efektów oraz naszych możliwości.

Nie wystarczy wysuwać postulaty w sprawie środków, nawet jeżeli towarzyszą im zapewnienia o możliwości osiągnięcia przy ich pomocy światowego poziomu w dziedzinie produkcji. Powstaje w ten sposób lista pobożnych życzeń, której po prostu nie jesteśmy w stanie realizować. Wiemy na przykład, jakie zadania stawiamy sobie w dziedzinie eksportu, jakie branże dziedziny w eksporcie chcemy rozwijać. Należy koncentrować uwagę na zapleczu badawczym, aby pomóc w rozwoju tych dzie­dzin. To są zadania praktyczne o podstawowym znaczeniu dla kraju.

Czy z tego wynika, że należy eliminować działalność nauk podstawowych i nie zajmować się nimi? Nie, określona ilość ludzi zajmuje się i będzie się zajmować naukami podstawowy­mi, ale front, o którym mówiłem poprzednio, jest frontem decy­dującym, bo on jedynie pozwoli szybciej podnieść nasz poziom techniczny, naszą bazę, nasz przemysł i stworzyć szersze możli­wości także dla rozwoju całej nauki.

W wielu dyskusjach stawiana jest sprawa aparatury nauko­wo-badawczej. Prof. Groszkowski sformułował nawet opinię, że bez nowoczesnej aparatury badawczej w ogóle nie warto za­czynać badań, bo ich wyniki będą po prostu mierne. Z tego też trzeba wyciągać określone wnioski. Koncentrując badania na określonych kierunkach, należy stwarzać im odpowiednie wa­runki i zabezpieczać odpowiednią aparaturę. Nawiasem mówiąc, aparatura w dużym stopniu powinna być produkowana w tym zapleczu, które placówki naukowe i uczelnie techniczne już po­siadają (zresztą jest ona tam już częściowo produkowana). Aby zwiększyć zainteresowanie uczelni lub placówek badawczych produkcją aparatury naukowej, należałoby dać im prawo eks­portowania swoich wyrobów do krajów socjalistycznych i ka­pitalistycznych, a za całość uzyskanych w ten sposób środków umożliwić im zakup zagranicznej aparatury naukowo-badaw­czej. W pełni doceniamy znaczenie potrzeb w dziedzinie apara­tury, więc trzeba szukać różnych rozwiązań i środków. Nie chcę powracać do znanych wszystkim towarzyszom trudności, jakie mamy w zakresie środków dewizowych. Starajcie się jednak trochę sami zdobyć te środki za własną produkcję.

Jest jednak i druga strona tej sprawy. Dochodzą sygnały, że przy tak ostrym często braku aparatury unikalnej niektóre dysponujące nią placówki badawcze stwarzają trudności w udostępnianiu jej innym placówkom i badaczom. Skąd się biorą takie przejawy sobkostwa, ten separatyzm, z czego to wszystko wy­pływa? Należałoby rozważyć, czy nie można tworzyć specjal­nych instytucji usługowych, które grupowałyby unikalną apa­raturę i umożliwiałyby korzystanie z niej wszystkim, którzy tego potrzebują Na tej zasadzie na przykład działają stacje maszyn matematycznych, przyjmujące zlecenia od wszystkich za­interesowanych. Jeżeli aparatura unikalna, znajdująca się w dy­spozycji jakiejś placówki, pracuje dziennie dwie lub trzy godzi­ny, to należałoby ją zabrać tej placówce i znaleźć bardziej no­woczesne i efektywne sposoby jej wykorzystania.

Nie mniej istotna jest sprawa organizacji badań. Od lat mó­wimy o zespołowych badaniach, i to jest zrozumiałe. Przy dzi­siejszym poziomie nauki i postępu technicznego trudno wyma­gać, aby problemy naukowe o istotnym znaczeniu mogły być rozwiązywane przez poszczególnych specjalistów. O tym wpraw­dzie mówimy, ale dotychczasowe postępy w tej dziedzinie są niewielkie. Konieczność stawiania na zespołowość badań po­twierdza praktyka wielu krajów.
Wydaje mi się, że wysunięta w dyskusji idea o tworzeniu międzyinstytucjonalnych placówek badawczych, np. resortowo-uczelnianych, ma jakiś głęboki sens. Bo w istocie rzeczy tak jest, że szkolnictwo grupuje ponad 70% kadry naukowej o wy­sokich kwalifikacjach i ta kadra w nikłym stopniu uczestniczy w rozwiązywaniu ważnych problemów badawczych dla gospodarki.

Nie zamierzałem ustosunkowywać się do spraw szczegóło­wych i formułować w nich stanowiska partii. Pragnąłem wy­razić raczej swój własny pogląd w ramach dyskusji przed zjazdowej. Jak każdy z was mam to prawo i nie miejcie mi za złe, towarzysze, że może pewne rzeczy przejaskrawiłem. Powo­dowałem się bowiem jak najlepszą intencją, a mianowicie troską o podniesienie efektywności pracy naukowo-badawczej w naszym kraju na wszystkich jej odcinkach.

Trybuna Ludu 22 października 1968 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz