Wygłoszone 15 października 1968 r.
Szanowni towarzysze!
Celem mego wystąpienia nie jest
ustosunkowywanie się do wszystkich problemów, które były podnoszone przez
występujących w dyskusji. Nie taki jest zresztą cel naszego spotkania.
Dzisiejsze spotkanie zorganizowaliśmy po to, aby w ramach dyskusji
przedzjazdowej zapoznać się z opinią pracowników nauki w sprawach dotyczących
polityki naukowej i szkolnictwa wyższego. Problematyka, która była w czasie
dyskusji podnoszona, rzuca istotne światło na szereg spraw ujętych w Tezach
zjazdowych. Powinna ona pomóc nam, pomóc Zjazdowi partii, w formułowaniu
stanowiska w sprawach polityki naukowej. Dlatego też, towarzysze, nie stawiając
przed sobą zadania ustosunkowania się do poszczególnych problemów, chciałbym
jedynie w sposób jak najbardziej ogólny zwrócić uwagę na kwestie podstawowe i
w stosunku do niektórych z nich zająć stanowisko.
Towarzysze mówili szeroko o sytuacji i
rozwoju nauk społecznych, nawiązując w związku z tym do wydarzeń marcowych,
do postaw zajmowanych wówczas przez poszczególnych ludzi czy też przez całe
organizacje. Już w swym referacie tow. Werblan podkreślił, że właśnie dziedzina
pracy ideologicznej jest najsłabszym odcinkiem w działalności całej naszej partii;
tak jest również i w nauce. Nauki społeczne są naukami szczególnymi, powiedziałbym,
zasadniczo różniącymi się od nauk ścisłych. Jeśli bowiem w dziedzinie nauk
ścisłych postawa polityczna twórcy nie wywiera decydującego wpływu na rezultaty
jego badań, a nawet człowiek o poglądach wstecznych, reakcyjnych, lecz o
głębokim zasobie wiedzy w swej specjalności, może osiągać twórcze, pożyteczne
i postępowe efekty swojej pracy, to w dziedzinie nauk społecznych trudno by
było znaleźć uczonego, który ma wsteczne, reakcyjne, antysocjalistyczne
poglądy i który stworzyłby postępowe, wartościowe dzieło. Z zasady jego dzieło
musi być wsteczne dlatego, że nauki społeczne są ściśle związane z ideologią i
polityką. Stąd też, jeśli wielokrotnie w przeszłości była podnoszona sprawa
tzw. wolności nauki i formułowano zarzuty pod adresem partii czy jej
kierownictwa, że jakoby zawężamy możliwości wolności badań naukowych itd., to
krytyka ta polegała po prostu na nieporozumieniu albo na celowym
zniekształcaniu prawdy.
Przede wszystkim w dziedzinie nauk
ścisłych jesteśmy zawsze jak najdalsi od ingerowania w problemy naukowe, nie
są to bowiem sprawy, które kierownictwo polityczne, partia mogą w jakikolwiek
sposób przesądzać. Problemy te rozwiązują i przesądzają sami naukowcy w
procesie badań naukowych. Słuszność ich koncepcji weryfikuje życie, weryfikuje
praktyka. Natomiast jeśli idzie o nauki społeczne, to opierają się one o określone założenia ideologiczne i
polityczne, nie dadzą się oddzielić od polityki, a postawa badacza-naukowca w
dziedzinie tych dyscyplin nie da się oddzielić od jego postawy ideologicznej i
od jego postawy politycznej. Rezultaty zaś jego badań, a w szczególności ich
interpretacja, spełniają określone funkcje ideowo-wychowawcze i
propagandowo-polityczne. Dlatego partia musi i będzie ingerować w tę dziedzinę
nauki, gdyż to wynika z jej roli kierowniczej. Jednakże nie oznacza to negowania
czy też ograniczania potrzeby dyskusji i w tych dziedzinach nauki. Takie
stanowisko byłoby sprzeczne z podstawowymi założeniami naszej partii. W tej
dziedzinie nauki są również możliwe, a nawet niezbędne szerokie dyskusje, pod
warunkiem, że wychodzą one z założeń teorii i metody marksistowskiej, że
przyświeca im dążenie do głębszego poznania rzeczywistości, a nie nadużywania
nauki dla celów antysocjalistycznej propagandy.
Nie ulega wątpliwości, że nauka polska w
okresie władzy ludowej zrobiła wielkie postępy, osiągnęła duże sukcesy, niezmiernie
wzrosła liczebnie kadra naukowa, i to zarówno w naukach ścisłych, jak i w
naukach społecznych. Trzeba jednakże powiedzieć, że generalnie biorąc poziom
naszej nauki kształtuje się w granicach średniego poziomu światowego, jeśli
brać pod uwagę to, co nauka wnosi konkretnie do naszej gospodarki i życia
kulturalnego.
Jeśli chodzi o nauki społeczne, to
określonym sprawdzianem realizacji przez te nauki ich funkcji ideologicznej,
ich wpływu na kształtowanie świadomości młodzieży, a także kierunku ich rozwoju
były wydarzenia marcowe. Przebieg tych wydarzeń jest znany. Partia dała już
ocenę tego zjawiska. Wyciągnęliśmy z tej oceny wnioski natury politycznej i
dalej je będziemy wyciągali. Niestety jak dotychczas żaden instytut naukowy,
żadna grupa pracowników w dziedzinie nauk społecznych nie wystąpiła z
inicjatywą przeprowadzenia naukowej analizy samych wydarzeń marcowych i
procesów, które do wydarzeń tych doprowadziły. Brak takiej inicjatywy nie jest
- jak sądzę — przypadkowy. Tak samo jak nieprzypadkowy był niedostateczny
poziom wyrobienia ideologicznego i politycznego części młodzieży studenckiej.
Wynikał on w niemałej mierze z niedostatecznego poziomu nauczania nauk
społecznych. Kwestię tę warto bliżej zbadać, przeanalizować. Widzę w tym
odbicie słabości naszych nauk społecznych. Mieliśmy kiedyś w szkolnictwie
wyższym na wszystkich kierunkach studiów przedmiot nauczania pod nazwą
podstawy marksizmu-leninizmu. Był on krytykowany ze względu na niski poziom
realizacji i po 1956 r. wykładanie tego przedmiotu zostało zaniechane.
Zaistniała więc próżnia, a — jak wiadomo — próżni nigdy nie ma ani w życiu
politycznym, ani w ideologicznym, życie bowiem nie znosi próżni. Zawsze jeśli
ktoś ustępuje, to ktoś inny wstępuje w takiej czy innej formie na to miejsce.
Zdając sobie sprawę z tego
niebezpieczeństwa, Komitet Centralny podjął szereg uchwał dotyczących
działalności ideologicznej partii w szkołach wyższych. Do wprowadzania w życie
tych uchwał powołani byli przede wszystkim członkowie partii pracujący w
szkolnictwie wyższym, a zwłaszcza w naukach społecznych. Jak się okazało, nie
realizowali oni słusznych uchwał KC w sposób należyty, a część spośród nich nie
zgadzała się z tymi uchwałami, zajmowała wobec nich negatywną postawę.
Była jeszcze i inna przyczyna słabości pracy
ideologicznej na wyższych uczelniach i słabości oddziaływania marksistowskiej
nauki społecznej. Po prostu zakres wiedzy politycznej wielu pracowników
naukowych był i pozostaje do dziś niewystarczający, za szczupły. Z faktów tych trzeba
wyciągnąć określone wnioski.
Nasze szkolnictwo, cały system
kształcenia w dziedzinie nauk społecznych, włączając szkoły średnie i szkoły kształcące nauczycieli, a także szkoły wyższe, po prostu nie
dostosowało swoich programów nauczania do zadań, które na obecnym etapie przed nami stoją. Stąd też i kadra
nauczycielska nie zdobywa przygotowania na wystarczającym poziomie, występuje niedobór wykładowców w przedmiotach wychowania obywatelskiego i podstaw nauk politycznych, co w konsekwencji
pociąga za sobą zaniedbania na odcinka ideowo-wychowawczych zadań szkoły, a później występują zjawiska świadczące o niedostatecznym wyrobieniu politycznym młodzieży. Te
problemy powinny stać się przedmiotem wszechstronnej analizy również ze
strony pracowników nauk społecznych. Analiza taka będzie zadaniem trudnym i złożonym. Dopracowanie się kompleksowej oceny wymagać będzie udziału pracowników
nauki różnych dyscyplin społecznych.
Prof. Gałaj słusznie podkreślił, iż
postulat kompleksowości badań odnosi się nie tylko do nauk technicznych i
ścisłych, lecz i do społecznych. Pracownicy nauk społecznych, jak zresztą
wszyscy naukowcy, są głęboko zainteresowani tym, by wyniki ich prac naukowych
mogły mieć później zastosowanie w życiu, żeby to nie była działalność sama dla
siebie, ażeby jej rezultatem był nie tylko wąskospecjalistyczny artykuł, który
ktoś przeczyta czy nie przeczyta, a poza tym żadnej większej roli społecznej
nie spełni. Jest to ambicja i postulat słuszny, lecz jego realizacja zależy od
prawidłowości przyjętych metod badawczych, rzetelności i głębokości
dokonywanej analizy właściwych treści, które one wyrażają, zaangażowania
ideowego i politycznego.
Analiza wypadków marcowych wykazuje, że
złożyło się na nie wiele czynników. Ujmując ogólnie, w sposób umowny stwierdziliśmy,
że były to skutki działalności rewizjonistów. Mówi się jeszcze o szkodliwej
działalności syjonistów — i to także jest słuszne. Ale te stwierdzenia nie
wyczerpują problemu. Potrzebne jest dogłębne, wnikliwe sprecyzowanie, jaką
treść ideową i społeczną wkładać należy obecnie w pojęcie rewizjonizmu.
Nierzadko jeszcze pojęcie to jest traktowane tradycyjnie i zawężone do ram
swoistego, prawicowego, oportunistycznego skrzydła czy też ugrupowania w
partii, które próbuje rewidować pewne tezy marksizmu. Tak nie jest! Obecnie
rewizjonizm stał się zjawiskiem znacznie szerszym, wykraczającym poza partię,
ogarniającym całą prawicę społeczną, wyrażającym całość jej
antysocjalistycznych dążeń. Korzenie wpływów rewizjonizmu tkwią głęboko. Na
jego zaplecze składają się różne siły społeczne, różne czynniki, pozostałości
starych klas wyzyskujących i różne ośrodki reakcyjne, między innymi taki
niemało znaczący ośrodek jak reakcyjna część hierarchii kościelnej i wiele
innych antysocjalistycznych sił i środowisk. Wszystkie one w jakiś sposób
usiłują kształtować opinię, tworzyć przychylny klimat dla rewizjonizmu,
współdziałać z nim.
Istnieje też ważkie zagadnienie
dziedzictwa ideologicznego przeszłości różnych poglądów
ukształtowanych w okresie kapitalizmu, które ciążą na
mentalności społecznej, nawet na świadomości wielu komunistów.
Wielki wpływ na sytuację ideologiczną wywiera podział
świata na dwa systemy,
podział który
w płaszczyźnie ideologicznej przebiega nie wzdłuż granic geograficznych, lecz wewnątrz
społeczeństw, tak socjalistycznych, jak i kapitalistycznych.
Wszystkie te czynniki rzutują na postawę ludzi, w tym na postawę nauczycieli, i zadaniem
naszej partii oraz
zadaniem nauk
społecznych jest to negatywne oddziaływanie eliminować, wypierać.
Zadanie to było realizowane słabo, zwłaszcza w szkołach
wyższych. Na tym polega między innymi słabość kierowniczej
roli partii na tym odcinku.
Ideę kierowniczej roli partii wielu
towarzyszy pojmuje niezbyt słusznie, sprowadzając ją do
kierowniczych funkcji, które wypełnia Komitet Centralny,
komitety wojewódzkie, jednym słowem, wysokie instancje
partyjne. Tymczasem kierownicza rola partii nie sprowadza się tylko do
tego. O istocie tej kierowniczej roli, jej rzeczywistej
realizacji decyduje postawa wszystkich członków partii,
postawa każdej organizacji partyjnej. Kierowniczą rolę partii w szkołach
wyższych zapewnia przede wszystkim organizacja partyjna,
jej działalność, działalność wszystkich jej członków. Można
powiedzieć, że we wszystkich tych wyższych uczelniach, w
których wystąpiły wydarzenia marcowe na szerszą skalę, żadna podstawowa organizacja
partyjna nie stanęła na wysokości swoich zadań, jeśli chodzi o kierowniczą
rolę, którą powinna sprawować w swoim środowisku. Powstaje
pytanie, dlaczego tak się stało.
Jeśli tyle organizacji partyjnych swej
kierowniczej roli nie spełnia należycie, oznacza to, iż w ich pracy, w ich
postawie, w postawie ich członków występują poważne niedostatki. W wielu
szkołach wyższych stan liczebny organizacji partyjnych jest pokaźny, liczą one
nawet po kilkuset członków.
Powstały one i rozwijały się w długim
okresie i różne pobudki mogły sprowadzać poszczególnych ludzi do szeregów partii.
Wielu spośród nich wniosło z sobą obciążenia mentalności drobnomieszczańskiej, poglądy
i postawy liberalno-burżuazyjne. I nie w tym tkwiło najgorsze zło. W szeregi
partii nie zawsze wstępują ludzie o poglądach marksistowsko-leninowskich. Zło
polegało na czymś innym. Wskutek wpływów poglądów rewizjonistycznych i
praktycznej działalności rewizjonistów wielu inteligentów, członków partii,
przez lata swej przynależności do partii nie potrafiło wyzbyć się liberalno-burżuazyjnych
obciążeń. Nie potrafiło, mówiąc obrazowo, jak pisał Bruno Jasieński — zmienić
swojej starej, liberalno-burżuazyjnej skóry na nową, socjalistyczną. Bez zmiany
zaś postawy członków partii, ewentualnie bez wyeliminowania tych, którzy
postawy swej zmienić nie mogli, nie będzie można prawidłowo realizować
kierowniczej roli partii w szkołach wyższych, gdyż bez pełnego zaangażowania
członków partii i kadry naukowej nie może być mowy o twórczym, socjalistycznym
kształtowaniu postawy młodzieży. Tego rodzaju zadań nie da się rozwiązać
nakazem, uchwałami, poleceniami kierownictwa partii. Zadania takie można
wykonywać tylko wspólnym wysiłkiem całej partii, a w szczególności całego
frontu ideologicznego.
Oczekujemy od partyjnych naukowców
pracujących w dziedzinie nauk społecznych, aby pomogli nam odpowiedzieć na
pytanie, skąd biorą się te wieloletnie słabości naszego frontu ideologicznego.
Na ostatnim plenum Komitetu Centralnego zwracałem uwagę na jedno ze źródeł tych
słabości, a mianowicie na źródła historyczne, na charakter naszych tradycji
narodowych, a zwłaszcza tradycji, których nosicielem była inteligencja.
Właśnie w tej dziedzinie, w, dziedzinie prawidłowego oświetlania tradycji
historycznych, wielkie zadania stoją przed naukami historycznymi. Nauki te
rozwijają się w naszym kraju. Czytałem ostatnio szereg publikacji młodych
historyków, dobrych zresztą towarzyszy. Doceniamy ich wysiłki i postawę, ale
nie będę taił, że niektóre z tych publikacji, niektóre poglądy w nich wyrażone
budzą mój niepokój. Nie jestem pewien, czy środowisko historyczne, doceniając w
pełni wagę dobrych, postępowych tradycji historycznych i patriotyzmu,
równocześnie zdaje sobie sprawę z konieczności zabezpieczenia się przed
wąskonacjonalistycznym podejściem do omawianych problemów. W niektórych
publikacjach odnajduję takie niebezpieczeństwo i obawiam się, że jeśliby te
tendencje rozwijały się, to po pewnym czasie, nie wiem po ilu latach, w jakimś
skomplikowanym okresie historycznym mogłyby przynieść bardzo niekorzystne wyniki,
mogłyby doprowadzić do takich zjawisk, do jakich w marcu doprowadził
rewizjonizm. Dlatego do nauk społecznych, zarówno do badań naukowych w tej
dziedzinie, jak i do nauczania przywiązujemy ogromną wagę i za główne powołanie
partii uważamy troskę o prawidłowy, marksistowski kierunek rozwoju tych nauk.
Dlatego walczymy o przezwyciężone obecnej słabości ideologicznej nauk
społecznych. Z tego nie wynika, iż nie doceniamy osiągnięć tych nauk, że nie
widzimy sukcesów, że wszystko, co zostało napisane w tej dziedzinie, uważamy
za obce. Nie! Ale nie możemy zamykać oczu na rzeczywistość. Rzeczywistość jest
taka, iż nauki społeczne stanowią najsłabszy odcinek naszej nauki.
Nieraz fałszywe poglądy i teorie w
naukach społecznych próbuje się osłabiać powoływaniem się na wymogi tzw. obiektywizmu
naukowego. Jesteśmy jak najdalsi od tego, aby kogokolwiek nakłaniać do
rezygnowania z badań rzeczywistości społecznej, do zamykania oczu na fakty, do
unikania rzetelnej analizy. Taka postawa byłaby fałszywa, w oparciu o nią nie
mogłaby powstać żadna dobra praca naukowa. Od analizy rzeczywistości nie wolno
się uchylać, ale trzeba naświetlać tę rzeczywistość z punktu widzenia
klasowego. Trzeba umieć stosować w badaniach naukowych marksistowską
metodologię i za działaniami poszczególnych ludzi, za poszczególnymi
teoriami i poglądami
widzieć ich klasowe zaplecze, widzieć interesy poszczególnych
klas
społecznych.
Zdajemy sobie sprawę, że problem pracy
ideologicznej jest niezmiernie skomplikowany, że na postawę ludzi w naszym
kraju, a zwłaszcza na postawę inteligencji, wywiera wpływ nie tylko praca
naszej partii, że na tę postawę rzutuje również sytuacja w międzynarodowym
ruchu robotniczym, jego rozbicie. Wielkie znaczenie dla pracy ideologicznej ma
również sprawa perspektyw dalszego rozwoju świata. Ogólnie mówił o tym tow.
Werblan. Klasycy marksizmu-leninizmu nie mogli, rzecz jasna, nakreślić
perspektyw rozwoju socjalizmu na epokę atomową i epokę rewolucji
naukowo-technicznej. Oni nakreślili perspektywy, biorąc za punkt wyjścia epokę,
w której sami żyli. Teraz, gdy świat stanął w obliczu wielu bardzo skomplikowanych
problemów społecznych, bardzo trudno jest nakreślić wieloletnie perspektywy
rozwoju. My wiemy, że przyszłość ludzkości nieuchronnie jest związana z
socjalizmem, że kapitalizm nie jest w stanie rozwiązać żadnego z problemów
współczesnego świata i musi ustąpić miejsca socjalizmowi.
Ale wielkiego wysiłku intelektualnego i
naukowego wymaga opracowanie konkretnych perspektyw czy konkretnych sposobów
rozwiązywania przez socjalizm poszczególnych problemów współczesności. I w
zetknięciu z tymi problemami niektórzy ludzie nauki szamocą się z trudnościami,
schodzą na niewłaściwe ścieżki, cofają się, wyrzekają się marksizmu, przyjmują
rozwiązania podsuwane przez naukę burżuazyjną i wzorów dla socjalizmu chcieliby
szukać w koncepcjach społecznych istniejących obecnie w rozwiniętych krajach
kapitalistycznych. Czytałem na przykład w prasie czechosłowackiej takie
artykuły, w których wysuwa się tezę, że problemy przejścia od kapitalizmu do
socjalizmu zostaną rozstrzygnięte nie w drodze walki klasowej, nie w drodze
walki między socjalizmem i imperializmem, lecz w drodze automatyzacji
wszystkich procesów produkcyjnych. Według autorów tej koncepcji klasa robotnicza
spełniła już swoją rolę historyczną i schodzi ze sceny dziejowej, że siłą
napędową postępu społecznego staje się sam proces techniczny.
Nie
chciałbym podejmować w tej chwili dyskusji z tą teorią, a w szczególności nie
chciałbym zastanawiać się nad tym, na ile słuszna jest teza o możliwości
zautomatyzowania wszystkich procesów produkcyjnych. Nawet gdyby to było
możliwe, to można mieć wielkie wątpliwości, czy prowadziłoby to również
automatycznie do rozwiązania problemów społecznych.
Główna sprawa polega na tym, że jeśli
chcemy prowadzić skuteczną politykę, realizować interesy i aspiracje naszego narodu,
rozwiązywać rzeczywiste problemy społeczne, to musimy za punkt wyjścia brać nie
fantazję, ale realną, konkretną rzeczywistość społeczną, taką rzeczywistość,
jaka istnieje dziś, w drugiej połowie XX wieku, w świecie. Na czym ta rzeczywistość
polega? Otóż polega ona — po pierwsze — na tym, że świat jest podzielony na dwa
zwalczające się systemy społeczne i że wszystkie ideologiczne, polityczne,
gospodarcze wysiłki państw socjalistycznych i kapitalistycznych są
podporządkowane wymogom tej walki, i — po drugie na tym, że olbrzymia część
świata, prawie dwie trzecie ludzkości, żyje na bardzo niskim poziomie rozwoju
cywilizacyjnego i standardu materialnego, na poziomie niewiele różniącym się
od tego, jaki był przed tysiącem lat. Tę rzeczywistość powinniśmy traktować,
jako przesłankę naszej działalności politycznej, ideologicznej i naukowej.
Jeśli idzie o nauki społeczne, to one powinny uzbrajać siebie i uzbrajać naszą
partię, a poprzez nią i społeczeństwo, do walki o to, aby właśnie konkretną
rzeczywistość zmieniać na lepszą.
Nieraz mówi się, że koło historii nigdy
nie kręci się wstecz. To prawda. Nie ma takiej możliwości, aby świat cofał się
w swoim rozwoju, aby mogły być cofnięte rezultaty przemian, które wprowadził
socjalizm, aby mogły być reaktywowane stosunki kapitalistyczne. Tak czy inaczej,
wcześniej czy później stary system kapitalistyczny musi ustąpić miejsca
socjalizmowi. Ale nie nastąpi to automatycznie. Zadanie nasze polega na tym,
żeby proces ten kształtować i przyspieszyć, a jednym z najważniejszych i
najpotężniejszych czynników jego przyspieszenia jest dzisiaj praca
ideologiczna i polityczna, jest ta działalność, która umacnia pozycje socjalizmu
w świadomości ludzi j w postawach ludzkich. Socjalizm jest silny świadomością
mas, świadomość ta jest wielką siłą materialną, pozwalającą na rozwiązywanie
wszystkich skomplikowanych problemów budownictwa socjalistycznego, pozwalającą
skutecznie przeciwstawić się wrogiej, dywersyjnej działalności
imperializmu. Stąd też waga i znaczenie naszej pracy ideologicznej i wychowawczej,
waga i znaczenie nauk społecznych.
Wiele mówiono w dyskusji o pracy
wychowawczej z młodzieżą. Nasza młodzież, nawet ta, która dała się pchnąć do
szkodliwych wystąpień marcowych, to w istocie rzeczy młodzież dobra, żądna
prawdy, stojąca na gruncie sprawiedliwości społecznej; to młodzież
patriotyczna i socjalistyczna. Nie rozumie ona jednak wielu zjawisk
współczesnego świata, metod działalności wrogów Polski i wrogów socjalizmu.
Zbyt mało robiliśmy, aby przyswoić tej młodzieży nasze socjalistyczne poglądy,
trafić do niej z naszą socjalistyczną prawdą i prawidłowo ukształtować jej
stanowisko. Przyszli natomiast nasi przeciwnicy i wrogowie, wyciągnęli te czy
inne chwytliwe, choć oszukańcze hasła, wprowadzili ją w błąd. Młodzież jest z
natury rzeczy mało doświadczona politycznie, zdaje się, że nie za wiele, czyta,
o problemach politycznych mało wie i słabo się w nich orientuje. My natomiast
nie potrafiliśmy tej młodzieży zainteresować polityką, nie potrafiliśmy
dostatecznie jej uzbroić.
Z tego względu przywiązujemy wielką wagę
do sprawy, o której była mowa w dyskusji, do nauczania podstaw nauk
politycznych, których wprowadzenie na wyższe uczelnie uchwaliliśmy
aa XIII Plenum KC. Od tego czasu wciąż jeszcze znaczna część szkół wyższych nie jest tym
nauczaniem objęta.
Wiemy też, że nauczanie to
nie jest postawione na właściwym
poziomie. Obawiam się, że towarzysze traktują je jako taką dziedzinę wiedzy,
którą można przez jeden rok wykładać, a potem
przejść do innych dziedzin. Tymczasem takie postawienie sprawy
nie jest słuszne.
Idzie o to, aby przez cały okres studiów stale wprowadzać
młodzież w kurs ważniejszych spraw
i wydarzeń politycznych i w ten sposób wpływać na jej postawę. Po
to, aby można było to robić, sami wychowawcy
muszą być w kursie tych wydarzeń politycznych, sami muszą poświęcać znacznie więcej uwagi polityce. W jaki sposób
zorganizować
i zapewnić to dokształcanie kadry nauczającej, muszą rozstrzygnąć same uczelnie,
kierownictwa szkół wyższych, organizacje partyjne w tych szkołach.
Jeśli idzie o Czechosłowację, to jest to
problem tej samej natury, z którym my mieliśmy do czynienia w naszym kraju,
który uzewnętrznił się u nas w marcu, tylko że tam wystąpił on na dużo większą
skalę. Powiedziałbym, że w Polsce na wielu wyższych uczelniach i w niektórych innych środowiskach
kulturalnych i ideologicznych organizacje partyjne nie umiały sprawować swej
kierowniczej roli i dopuściły do wydarzeń marcowych. Jednakże cała nasza
partia swoją kierowniczą rolę spełniła i potrafiła siłom prawicowym zamknąć
drogę. W Czechosłowacji natomiast ta słabość, która u nas cechowała niektóre
organizacje partyjne, niektóre odcinki naszej działalności, odnosi się do
całej partii, a procesy rewizjonistycznego rozkładu doszły do kierownictwa
partii. Kierownictwo KPCz w wielu kwestiach zajęło fałszywe stanowisko, ugięło
się przed rewizjonizmem i dlatego wydarzenia tam potoczyły się w taki sposób,
jak się potoczyły.
Druga grupa bardzo istotnych zagadnień
dotyczy organizacji nauki
i jej efektywności. Sprawa ta podejmowana jest od wielu lat, niemal tak długo,
jak długo istnieje Polska Ludowa, ale uderza mnie tu jakaś sprzeczność między
postawą środowiska naukowego a istotą pracy badawczej. Naukowcy to ludzie,
którzy poprzez swoją pracę tworzą postęp, rewolucjonizują życie, a równocześnie
jeśli chodzi o system organizacji badań naukowych,
to
przejawiają oni poważny konserwatyzm. W szczególności o koordynacji badań
naukowych mówiliśmy już wielokrotnie i wiele jeszcze razy będziemy na te tematy
mówić. W każdym bądź razie jest to problem o podstawowym znaczeniu. Jeżeli nie
rozwiążemy problemu koordynacji badań i
w ogóle problemu racjonalnej organizacji
badań naukowych, to wydaje mi się, że możemy nawet bardzo istotnie zwiększać
nakłady na naukę, a efekty będą stosunkowo mierne, nie takie, jak być powinny.
Konieczność unowocześnienia organizacji
nauki dotyczy zresztą nie tylko placówek badawczych, lecz również szkół wyższych.
W tej sprawie były w czasie dyskusji zgłoszone różne propozycje. Nie chcę się
do nich jednoznacznie ustosunkowywać, ale wydaje się, że np. Politechnika
Wrocławska podjęła dość śmiałą koncepcję przebudowania swej struktury. Ze swej
strony uważam, że twórcze poszukiwania w tej kwestii są potrzebne i należy je
popierać.
Ogólnie biorąc, obserwujemy, że
absolwenci, myślę tutaj przede wszystkim o absolwentach szkół technicznych, nie
wynoszą ze szkoły dostatecznej wiedzy praktycznej. Niewiele im daje praktyka w
czasie studiów, bo jest źle zorganizowana, ale przede wszystkim szkoła sama tej
praktycznej wiedzy nie zapewnia. Jest na przykład bardzo zaniedbany problem
kształcenia w zakresie organizacji procesu produkcyjnego. Być może, że jeśli
będzie lepsze zaplecze laboratoryjne i warsztatowe uczelni, to będą wychodzić
lepsi absolwenci, bardziej doświadczeni i o większym zasobie wiedzy
praktycznej, i takie nakłady dadzą później dobre rezultaty, opłacą się.
Na te tematy przede wszystkim wy sami,
towarzysze, możecie wypowiadać się i występować z
wnioskami. Żadna z dotychczasowych form organizacyjnych szkolnictwa
wyższego nie była ustalana
bez konsultacji, bez wysłuchania opinii pracowników
nauki.
Nie jest też przypadkiem, że Komitet
Nauki i Techniki nie spełnia właściwie swoich funkcji. Tam też są przecież
ludzie m. in. naukowcy, którzy podjęli się określonych zadań i zadań
tych, które
przed nimi, przed tą instytucją postawiono w generalnych dokumentach i
uchwałach partyjnych czy później w zarządzeniach rządu, nie
wykonują prawidłowo. Realizują oni natomiast stary, wynikający z przyzwyczajeń,
biurokratyczny i formalny model zarządzania, który przynosi złe efekty.
Chciałbym przedstawić jeden problem, niezmiernie
moim zdaniem ważny, który będzie w znacznym stopniu
decydować o odpowiednim ustawieniu
organizacyjnym i efektach zaplecza badawczego.
Nigdzie na świecie tak me jest, ażeby państwo nie
miało decydującego wpływu na kierunki wydatkowania środków finansowych na badania naukowe. Praktycznie rzecz
biorąc, u nas, jeśli
chodzi o naukę, organa państwowe w znacznym stopniu
wpływu tego nie wywierają.
Wyłączam tu szkolnictwo wyższe, które zresztą w ogólnej sumie wydatków na badania naukowe
ma mały udział, ale jeśli weźmiemy instytuty PAN i resortowe
— to w istocie rzeczy
władze państwowe mają zbyt maty wpływ na rozdział środków
finansowych
na określone badania. Nie dotyczy to tych instytutów, o których mówił na naradzie
tow. Dwojak, które są
oparte na zasadach
rozrachunku
gospodarczego. W istocie rzeczy wszystkie inne instytuty opracowują
same plany swoich zadań,
składają je do resortu, który rozpatruje je często formalnie, skreśli to lub tamto, coś doda i otrzymuje
się plan, który ma rzekomo przedstawiać tematykę badań
zamówioną
przez gospodarkę narodową.
Przecież nie o to chodzi! To jest
podejście formalne. Oznacza ono oddanie środków finansowych do dyspozycji
samych instytutów, które nie zawsze najlepiej mogą lub chcą decydować o wyborze
kierunków badań i rozdziale tych środków. I ostatecznie jeśli my się chcemy
uczyć od innych, a chcemy się uczyć od każdego, kto ma lepszą od nas
organizację, w tym także od państw kapitalistycznych, to na ogół wiecie chyba
nie gorzej jak ja, jak te sprawy tam wyglądają. Płaci się tam za określony
temat, zamówiony przez państwo lub przemysł, a placówka badawcza lub zainteresowany pracownik
naukowy muszą ściśle określić zakres pracy, przewidywane wyniki,
kosztorys, terminy wykonania itd. Jest zupełnie zrozumiałe, że nie
wszystko się udaje i nie wszystko wychodzi. Z wydatkami na
naukę jest związane określone,
dość duże ryzyko niepowodzenia i państwo takie ryzyko musi na siebie brać, finansując
badania.
Koncentracja wysiłków badawczych ma
miejsce nawet w Stanach Zjednoczonych, które posiadają olbrzymie środki i przeznaczają
ponad 20 mld dol. rocznie na badania naukowe, a więc w kraju, który, zdawałoby
się, może sobie pozwolić na to, aby nauka zajmowała się, czym chce, aby
naukowcy swobodnie określali zakres swoich zainteresowań. Cokolwiek byśmy
chcieli mówić i jak byśmy chcieli uzasadniać obecny stan rzeczy, to istota
problemu jest oczywista. Jeśli nie skoncentrujmy naszych wysiłków na
określonych dziedzinach badań i nie postawimy sobie za zadanie doprowadzać te
badania do końca, kompleksowo, do uruchomienia produkcji włącznie, to niczego poważnego
nasza nauka nie będzie mogła stworzyć.
Kiedy zaczęliśmy zawężać i koncentrować
tematykę prac instytutów, to często po prostu zgrupowano podobne tematy i tę
samą tematykę inaczej rozmieszczono. Powiedzcie mi, w czymże sprawa, że dążycie
do tak szerokiego frontu badań naukowych? Czy potraficie rozwiązać wszystkie te
problemy, których badanie podejmujecie, drodzy towarzysze? Jest
to obecnie nierealne. A przecież gdybyście potrafili rzeczywiście
rozwiązać problemy ważne dla naszej gospodarki, to znaleźlibyśmy środki, które są do tego potrzebne. Chodzi oczywiście o
takie prace, które są rzeczywiście
potrzebne, do wykorzystania, których posiadamy lub będziemy mieli przemysł na odpowiednim poziomie.
Musimy opracowywać takie technologie,
które mogą być wprowadzane do przemysłu.
Nie są nam potrzebne technologie może i stojące na wysokim poziomie, ale
wymagające tak olbrzymich wydatków na zakup maszyn, urządzeń czy często nawet i
materiałów, że nas na nie nie stać. Trzeba koncentrować zainteresowania
pracowników badawczych na takich zadaniach, które wiążą się z perspektywicznym
rozwojem naszej gospodarki. Jeśli mówimy, że centralnym naszym zadaniem jest
przede wszystkim rekonstrukcja przemysłu, a zwłaszcza przemysłu maszynowego,
metalurgiczno-hutniczego, chemicznego itd., to do tego centralnego zadania
należy przystosowywać tematykę badań naukowych i koncentrować na tym odcinku
kadry. Przy podejmowaniu takich zadań konieczna jest wielka praca
przygotowawcza, rzetelny gospodarski rachunek kosztów, efektów oraz naszych
możliwości.
Nie wystarczy wysuwać postulaty w sprawie
środków, nawet jeżeli towarzyszą im zapewnienia o możliwości osiągnięcia przy
ich pomocy światowego poziomu w dziedzinie produkcji. Powstaje w ten sposób
lista pobożnych życzeń, której po prostu nie jesteśmy w stanie realizować.
Wiemy na przykład, jakie zadania stawiamy sobie w dziedzinie eksportu, jakie
branże dziedziny w eksporcie chcemy rozwijać. Należy koncentrować uwagę na
zapleczu badawczym, aby pomóc w rozwoju tych dziedzin. To są zadania
praktyczne o podstawowym znaczeniu dla kraju.
Czy z tego wynika, że należy eliminować działalność nauk
podstawowych i nie zajmować się nimi? Nie, określona
ilość ludzi zajmuje się i będzie się zajmować naukami podstawowymi,
ale front, o którym mówiłem poprzednio, jest frontem decydującym, bo on
jedynie pozwoli szybciej podnieść nasz poziom techniczny, naszą bazę, nasz
przemysł i stworzyć szersze możliwości także dla rozwoju całej nauki.
W wielu dyskusjach stawiana jest sprawa
aparatury naukowo-badawczej. Prof. Groszkowski sformułował nawet opinię, że
bez nowoczesnej aparatury badawczej w ogóle nie warto zaczynać badań, bo ich
wyniki będą po prostu mierne. Z tego też trzeba wyciągać określone wnioski. Koncentrując
badania na określonych
kierunkach, należy stwarzać im odpowiednie warunki i zabezpieczać odpowiednią
aparaturę. Nawiasem mówiąc, aparatura w dużym stopniu powinna być produkowana w
tym zapleczu, które placówki naukowe i uczelnie techniczne już posiadają
(zresztą jest ona tam już częściowo produkowana). Aby zwiększyć zainteresowanie
uczelni lub placówek badawczych produkcją aparatury naukowej, należałoby dać im
prawo eksportowania swoich wyrobów do krajów socjalistycznych i kapitalistycznych,
a za całość uzyskanych w ten sposób środków umożliwić im zakup zagranicznej
aparatury naukowo-badawczej. W pełni doceniamy znaczenie potrzeb w dziedzinie
aparatury, więc trzeba szukać różnych rozwiązań i środków. Nie chcę powracać
do znanych wszystkim towarzyszom trudności, jakie mamy w zakresie środków
dewizowych. Starajcie się jednak trochę sami zdobyć te środki za własną produkcję.
Jest jednak i druga strona tej sprawy.
Dochodzą sygnały, że przy tak ostrym często braku aparatury unikalnej niektóre
dysponujące nią placówki badawcze stwarzają trudności w udostępnianiu jej innym
placówkom i badaczom. Skąd się biorą takie przejawy sobkostwa, ten separatyzm,
z czego to wszystko wypływa? Należałoby rozważyć, czy nie można tworzyć specjalnych
instytucji usługowych, które grupowałyby unikalną aparaturę i umożliwiałyby
korzystanie z niej wszystkim, którzy tego potrzebują Na tej zasadzie na
przykład działają stacje maszyn matematycznych, przyjmujące zlecenia od
wszystkich zainteresowanych. Jeżeli aparatura unikalna, znajdująca się w dyspozycji
jakiejś placówki, pracuje dziennie dwie lub trzy godziny, to należałoby ją
zabrać tej placówce i znaleźć bardziej nowoczesne i efektywne sposoby jej wykorzystania.
Nie mniej istotna jest sprawa organizacji
badań. Od lat mówimy o zespołowych badaniach, i to jest zrozumiałe. Przy dzisiejszym
poziomie nauki i postępu technicznego trudno wymagać, aby problemy naukowe o
istotnym znaczeniu mogły być rozwiązywane przez poszczególnych specjalistów. O
tym wprawdzie mówimy, ale dotychczasowe postępy w tej dziedzinie są
niewielkie. Konieczność stawiania na zespołowość badań potwierdza praktyka
wielu krajów.
Wydaje mi się, że wysunięta w dyskusji
idea o tworzeniu międzyinstytucjonalnych placówek badawczych, np. resortowo-uczelnianych,
ma jakiś głęboki sens. Bo w istocie rzeczy tak jest, że szkolnictwo grupuje
ponad 70% kadry naukowej o wysokich kwalifikacjach i ta kadra w nikłym stopniu
uczestniczy w rozwiązywaniu ważnych problemów badawczych dla gospodarki.
Nie zamierzałem ustosunkowywać się do
spraw szczegółowych i formułować w nich stanowiska partii. Pragnąłem wyrazić
raczej swój własny pogląd w ramach dyskusji przed zjazdowej. Jak każdy z was
mam to prawo i nie miejcie mi za złe, towarzysze, że może pewne rzeczy
przejaskrawiłem. Powodowałem się bowiem jak najlepszą intencją, a mianowicie
troską o podniesienie efektywności pracy naukowo-badawczej w naszym kraju na wszystkich jej
odcinkach.
Trybuna Ludu 22 października
1968 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz