Drodzy
i szanowni towarzysze!
W
ciągu ostatnich 10 dni zaszły w kraju ważne wydarzenia. Niemała
część młodzieży studenckiej w Warszawie, a także w innych
ośrodkach akademickich w kraju została oszukana i sprowadzona przez
wrogie socjalizmowi siły na fałszywą drogę. Siły te zasiały
wśród studentów ziarna awanturniczej anarchii, łamania
prawa. Posługując się metodą prowokacji, wzburzyły umysły
części młodzieży, parły do wywołania starć ulicznych, do
przelewu krwi.
Nielegalne
zgromadzenia i demonstracje uliczne studentów wywołały powszechne
pytanie: o co chodzi, dlaczego studenci występują przeciwko władzom
państwowym?
Korzystając
z zamieszania, jakie wytworzyły demonstracje i inne nielegalne formy
działania studentów, niemal jednocześnie z nimi wyszły na
ulicę elementy chuligańskie. O ich wyczynach, na przykład w
Warszawie, informowała prasa.
Wszystko
to wzburzyło do głębi społeczeństwo. Szczególnie ostro
przeciwko mącicielom porządku społecznego, przeciwko inspiratorom
i organizatorom nielegalnych poczynań studentów wystąpiła klasa
robotnicza. Cały kraj zalała fala masowych zebrań i
wielotysięcznych wieców robotników, mieszkańców miast i wsi, na
których donośnym głosem rozlega się żądanie pokazania
społeczeństwu faktycznych sprawców zaistniałego stanu rzeczy i
surowego ukarania wszystkich winowajców. Pod adresem władz
państwowych, a także pod adresem instancji partyjnych padają
słowa krytyki za tolerowanie antysocjalistycznej i
reakcyjnej działalności, za
pobłażliwy stosunek wobec wrogów naszego ustroju.
Jednocześnie
w
poszczególnych uczelniach studenci podejmują
rezolucje, które ilustrują
stan ich umysłów, ich poziom umiejętności
politycznego
myślenia. Zestawiając treść większości rezolucji
studenckich z
treścią rezolucji podejmowanych przez załogi
robotnicze i masowe
wiece ludności, można by dojść do wniosku,
że między robotnikami,
jako klasą a studentami, jako całością
przebiega linia politycznego
podziału. Ale wniosek taki
byłby z gruntu niesłuszny,
do głębi fałszywy. Nie tu przebiega
linia podziału.
W
wydarzeniach, jakie miały
miejsce w kraju, linia podziału przebiega
między socjalizmem
a reakcją wszelkiej maści, między
polityką przyjaźni i
sojuszu polsko-radzieckiego a antyradziecką
polityką bankrutów i
niedobitków reakcyjnych, między polityką
zapewniającą Polsce
bezpieczeństwo jej granic i
jej
wszechstronny
rozwój a
usiłowaniem zepchnięcia Polski na
drogę zguby. Zasadnicza różnica
między rezolucjami robotników
a rezolucjami studentów polega
na tym, że robotnicy od razu
dostrzegli tę rzeczywistą linię
podziału, podczas gdy część studentów
dała się
wprowadzić
w błąd
garstce reakcyjnych, antyradzieckich
indywiduów.
Sprawy
zaszły tak daleko, że
muszą się znaleźć w całej rozciągłości
na widowni publicznej.
Przemilczeć nie wolno już niczego.
Nie mamy zresztą powodu do
uchylania się ód publicznego
roztrząsania zaistniałych zjawisk
politycznych. Wprost przeciwnie,
jest naszym obowiązkiem i
jest rzeczą konieczną, aby
zjawiska te wprowadzić na
forum publiczne, poddać je szerokiej
analizie, dyskusji i krytyce. Tylko
na drodze takiej operacji
może być przecięty wrzód reakcyjny.
Kierownictwo
partii, w którego imieniu
przemawiam, ani nie jest
w
stanie,
ani nie może już dzisiaj
podnieść, a tym bardziej rozwinąć
wszystkich problemów składających
się na całość rzeczy.
Na to trzeba czasu, dogłębnej analizy
zjawisk. Zrobimy to na pewno w ramach kampanii przygotowawczej
do V Zjazdu partii.
Ale zacząć trzeba już dzisiaj, choćby
w skromnym zakresie,
jeśli chodzi o naświetlanie ludzkich postaw.
Chcemy
przede wszystkim przedstawić społeczeństwu, jak się zaczęły te
wydarzenia. Operować będę faktami i dokumentami. Posługując się
chronologią, zacytuję główną treść tekstu rezolucji
przyjętej większością głosów na zebraniu Oddziału
Warszawskiego Związku Literatów Polskich:
„Pisarze
polscy, zgromadzeni dnia 29 lutego 1968 r. na walnym
nadzwyczajnym zebraniu... poruszeni zakazem dalszych przedstawień
Dziadów
Mickiewicza
na scenie Teatru Narodowego, stwierdzają:
- od
dłuższego czasu mnożą się i nasilają ingerencje władz
sprawujących zwierzchnictwo nad działalnością kulturalną i
twórczością artystyczną; ingerencje dotyczą nie tylko treści
utworów literackich, lecz także ich rozpowszechniania i odbioru
przez opinię;
-
ten stan rzeczy zagraża kulturze narodowej, hamuje jej rozwój,
odbiera jej autentyczny charakter i skazuje na postępujące
wyjałowienie. Zakaz, który dotknął Dziady,
jest
szczególnie jaskrawym tego przykładem”.
Rezolucja
kończy się żądaniem przywrócenia przedstawień Dziadów.
Spośród
431 osób, które przybyły na zebranie, w głosowaniu
uczestniczyło tylko 356 osób. Za tą rezolucją głosowało 221
osób, za rezolucją zaś przedstawianą przez organizację partyjną
124 osoby.
Tak
więc — zgodnie ze stanowiskiem określonym
w
tej rezolucji — jaskrawym przykładem wszystkich grzęchów
głównych, jakie od wielu lat obciążają rzekomo sumienie partii i
władz państwowych w kierowaniu działalnością kulturalną, stał
się zakaz przedstawień Dziadów
w inscenizacji Kazimierza Dejmka. Zachodzi więc potrzeba publicznego
wyspowiadania się z
tego
grzechu głównego, wyjaśnienia tego „szczególnie jaskrawego
przykładu” gwałcenia i hamowania rozwoju kultury narodowej.
W
okresie powojennym utwory Mickiewicza ukazały się w łącznym
nakładzie około 9
mln
egzemplarzy.
W ubiegłym roku III część Dziadów
ukazała
się
w nakładzie
150
tys. egzemplarzy, a w bieżącym
roku przewiduje
się wydanie czterech tytułów
dzieł Mickiewicza w łącznym nakładzie
400 tys.
egzemplarzy.
Począwszy od roku 1955
Dziady
Mickiewiczowskie oglądało
społeczeństwo polskie w 17
realizacjach scenicznych, w
tym
znakomite
inscenizacje w
radiu i telewizji. Wybitniejsze
spektakle
osiągnęły rekordowe ilości przedstawień.
W roku
1965 z okazji
dwusetnej
rocznicy Sceny Narodowej
6 teatrów w kraju przygotowało
premiery Dziadów.
Z
początkiem
1966 r, odbyła się w
Warszawie prezentacja kilku przedstawień
Dziadów
i udziałem teatrów
pozawarszawskich.
Tak
w
rzeczywistości przedstawia się ten „jaskrawy przykład"
polityki partii
i
władz państwowych, „zagrażającej kulturze
narodowej”. Czyżby
ci literaci, którzy głosowali za przytoczoną
rezolucją, nie
zdawali sobie sprawy, za czym głosują? Zapewne
byli i
tacy, ale redaktorom rezolucji, których było kilku,
nie
postawiłbym
takiego
zarzutu.
Trzeba
teraz odpowiedzieć na pytanie: dlaczego Dziady
w
inscenizacji Dejmka zostały zdjęte ze sceny Teatru Narodowego?
Dlaczego w tylu innych inscenizacjach ukazywane były bez przeszkód
i dopiero inscenizacja Dejmka wywołała sprzeciw?
Dziedzina
ta jest mi daleka. Nie wiem po prostu, co wolno, a czego nie wolno
robić reżyserowi, który dostaje w swe ręce materiał twórcy dla
plastycznego ukształtowania go na scenę teatralną. Nie wiem, czy
reżyser ma prawo wprowadzić do scenicznej treści spektaklu
dedykację, w którą autor zaopatrzył swe dzieło. Nie wiem, czy
reżyserowi wolno nakazywać aktorom, aby zwracali się wprost z
rampy do publiczności wbrew wyraźnym wskazaniom autora zawartym w
jego dziele. Nie wiem też, czy ktokolwiek ma prawo wprowadzać do
spektaklu akcenty, zwłaszcza o wielkiej dramatycznej wymowie,
których w ogóle brak w dziele autora. A wszystko to miało
miejsce w
Dziadach
inscenizacji Dejmka. Na te tematy niech dyskutują
fachowcy.
Ale nawet gdyby jakiś autorytet
orzekł, że
Dejmkowi
wolno
było dokonać tych wszystkich zmian w
Dziadach
Mickiewicza,
władze sprawujące zwierzchnictwo nad
działalnością kulturalną
nie mogłyby zamknąć oczu na
to, co się działo na przedstawieniach
Dziadów
w inscenizacji Dejmka.
Przedstawienia te stały
się bowiem odskocznią do politycznych
demonstracji o wymowie
antyradzieckiej.
Nie
będziemy tu mówić o epoce, w
której Mickiewicz tworzył swe
dzieła. Aby dobrze odebrać teatralny
spektakl Mickiewiczowskich
Dziadów,
zwłaszcza w inscenizacji
Dejmka, trzeba się
wczuć w tę epokę, trzeba nie
tylko umieć, ale przede wszystkim
chcieć oddzielić przeszłość od
teraźniejszości. Ogromną rolę
odgrywa tu reżyser, inscenizacja, dużą
siłą sugestywną jest gra
aktora. W
zależności
od
tego odbiera się właściwie lub niewłaściwie
takie na przykład
strofy Dziadów
— tak
jak były wypowiadane
ze sceny Teatru
Narodowego:
Mara
być wolny — tak! Nie Wiera, skąd
przyszła
nowina,
Lecz
ja znam, co być wolnym z ręki
Moskwicina.
Łotry
zdejmą mi tylko z rąk i nóg
kajdany,
Ale
wtłoczą na duszę...
Nie
dziw, że nas tu przeklinają,
Wszak
to już mija wiek,
Jak
z Moskwy w Polskę nasyłają
Samych
łajdaków stek.
Te
zwłaszcza strofy, odpowiednio
wyreżyserowane,
były przyjmowane przez część widowni
demonstracyjnymi
oklaskami. Ciągłe powtarzanie się tych
demonstracji
politycznych musiało się zakończyć zdjęciem ze
sceny Dziadów.
Nie
można bo wiem pozwolić na to,
aby
w
imię jakiejś abstrakcyjnej
wolności i inscenizacyjnej dowolności
przekształcać
antycarskie
ostrze
Dziadów
w
oręż antyradziecki.
Próba
wykorzystania poezji Mickiewicza
—
zrodzonej z walki patriotycznej młodzieży
przeciw carskiemu uciskowi
- dla szkalowania Polski Ludowej jest politycznym szalbierstwem
wypacza bowiem najgłębszy, demokratyczny i postępowy sens
twórczości Mickiewicza. Mickiewicz
nie był
i nie będzie sztandarem
reakcji. Od epoki, w której tworzył, dzieli nas nie tylko okres
blisko półtorawieczny. Dzieli nas
Wielka
Rewolucja Październikowa, która obaliła carski ucisk
i przywróciła
Polsce niepodległość. Dzieli nas wielka wojna wyzwoleńcza
przeciw niemieckiemu faszyzmowi, w której tylko na naszej ziemi i za
naszą wolność i niepodległość oddało życie blisko 600 tysięcy
radzieckich żołnierzy. I
gdyby
w naszych
czasach duch mickiewiczowski
znalazł równie wielkiego wyraziciela — natchnąłby go z
pewnością do nieśmiertelnej epopei poświęconej tym, którzy
ofiarą swego życia i krwi przelanej na
ziemi
polskiej ocalili naród polski od hitlerowskiej zagłady.
Dziś,
kiedy sojusz ze Związkiem Radzieckim, przyjaźń z odrodzonym,
socjalistycznym narodem rosyjskim jest i pozostanie fundamentem
bezpieczeństwa, niepodległości i rozwoju Polski — jest
naszym obowiązkiem, nie wypaczając w niczym historii i nie
mając powodu do jej wypaczania, wykorzeniać z
umysłów przeżytki starych i na zawsze minionych przeciwieństw,
nie zaś umacniać je i rozjątrzać. Taki jest nakaz patriotyzmu
i internacjonalizmu — dwóch cech, które należą najpiękniejszych
tradycji polskiego narodu i polskiej klasy robotniczej.
Był
i Mickiewicz patriotą i internacjonalistą
swoich czasów.
Nie
zgodzimy się nigdy z tym, aby z Mickiewicza robiono sztandar
antyradzieckich demonstracji.
Mówiąc
o przyczynach, dla których zdjęto Dziady
Dejmka, warto jeszcze dodać, że utwór ten miał być poświęcony
i był grany dla uczczenia przez Teatr Narodowy 50-lecia Wielkiej
Rewolucji Październikowej. Jeśli już podjęto tak wątpliwą
decyzję, należało wszystko uczynić, aby inscenizacja tego
wielkiego dramatu narodowego wydobyła przede wszystkim te
elementy w nim zawarte, które podkreślałyby przyjaźń i
współdziałanie rewolucjonistów i demokratów polskich i
rosyjskich w walce przeciw caratowi. Tak się jednak nie stało. W
uroczysty przebieg 50 rocznicy Rewolucji Październikowej, jaki
miał miejsce w naszym kraju, Dziady
w inscenizacji Dejmka wniosły nieprzyjemny zgrzyt, zostały
wykorzystane dla podważania przyjaźni polsko-radzieckiej.
Ostatni
spektakl tych Dziadów,
odbyty w dniu 30 stycznia hr., zakończył się otwartą, wrogą
demonstracją polityczną w Teatrze Narodowym, a później na ulicach
miasta, w której wzięła udział grupa młodzieży akademickiej.
Z
tego, co powiedziałem, można by sądzić, że u podłoża zwołania
nadzwyczajnego walnego zebrania Oddziału Warszawskiego Związku
Literatów Polskich, na którym otwarto cykl późniejszych wydarzeń,
znalazło się zdjęcie ze sceny Dziadów
Dejmkowskich. W rzeczywistości sprawy przedstawiają się zgoła
inaczej. Zdjęcie Dziadów
posłużyło tylko różnym wstecznym i wrogim Polsce siłom za
pretekst do ich brudnych poczynań.
O
intencjach organizatorów zebrania Oddziału Warszawskiego
Związku Literatów Polskich świadczy nie tyle i nie tylko podjęta
tam rezolucja, lecz przede wszystkim przebieg tego zebrania,
treść szeregu przemówień, jakie tam wygłoszono. Inspiratorom
zwołania nadzwyczajnego
zebrania pisarzy stolicy
nie chodziło bynajmniej o uzyskanie
wyjaśnień w sprawie zdjęcia
Dziadów.
Chodziło
im o
zorganizowanie demonstracji pisarzy, o
napalenie atmosfery podniecenia
i niepokoju i przeniesienie
jej poza środowisko pisarzy.
Chodziło im o rozpalenie walki
skierowanej przeciwko kierownictwu
naszej partii, przeciw
rządowi, przeciw władzy
ludowej. Te swoje reakcyjne cele
zasłonili oszukańczym hasłem obrony
kultury narodowej.
Przebieg
zebrania
warszawskich
pisarzy
trzeba
będzie podać do
wiadomości
publicznej. Atmosferę
tego zebrania,
jego wy-
dźwięk polityczny najlepiej
oddaje
przemówienie
Kisielewskiego.
Oto
wyjątki z jego przemówienia:
„Byłoby
oczywiście
rzeczą śmieszną, gdybyśmy
dzisiaj mówi! tylko o
sprawie Dziadów.
Ja
bym tak drastycznie
mógł powiedzieć,
że jeśli ktoś przez 22 lata dostaje po gębie
i nagle w 23 roku się
obraził — to jest coś dziwnego... Jakiej
historii uczą się
dzieci w szkole? Przecież tam są bzdury...
Nie istnieje taki historyk, jak
Pobóg-Malinowski... Zaginął Wierzyński
i Lechoń...
Wyrzekliśmy się Czesława Miłosza... Nic
się nie mówi o Stanisławie
Kocie... Nie istnieje u nas Marian
Kukieł... Nie istnieje taki pisarz
jak Nowaczyński, bo to endek...
Sprawa
dostała
się w ręce
ciemniaków, wyposażonych w absolutną,
monopolistyczną
władzę”.
Kisielewski
podjął
także
na tym zebraniu obronę
niejakiego Szpotańskiego,
który
został
skazany na 3 lata więzienia
za reakcyjny
paszkwil, ziejący
sadystycznym
jadem nienawiści
do naszej
partii i do
organów władzy
państwowej. Utwór
ten zawiera
jednocześnie pornograficzne
obrzydliwości,
na jakie może się zdobyć tylko człowiek
tkwiący w
zgniliźnie rynsztoka, człowiek o moralności alfonsa.
„Byłem
mężem
zaufania
w procesie
młodego człowieka, Janusza Szpotańskiego — mówi
do
pisarzy Kisielewski. — Ten młody człowiek napisał «szopkę»,
którą
recytował
w towarzystwie
przy wódce... Skoro Szpotański otrzymał 3 lata, to tak, jak tu nas
400 osób, to jest 1200 lat więzienia”.
Przemówienie
zakończył Kisielewski oświadczeniem, że „opowiada się za
rezolucją kolegi Kijowskiego, która stawia sprawę całościowo na
tle tej skandalicznej dyktatury ciemniaków w polskim życiu
kulturalnym”.
Dla
każdego, kto zna nazwiska, działalność, postawę polityczną
ludzi,
których Kisielewski wymienił w swym przemówieniu, jest rzeczą
jasną, że jego ideałem jest restauracja Polski burżuazyjnej,
antyradzieckiej. Przemówienie to warszawscy pisarze przyjęli
spokojnie. Trudno wprost uwierzyć, że w ich obliczu, przy ich
udziale Kisielewski wliczył do dorobku kultury polskiej
twórczość Adolfa Nowaczyńskiego. Ten pisarz endecki jest bowiem
czołowym antysemitą okresu międzywojennego, najbardziej
zażartym żydożercą, kipiącym nienawiścią do Żydów. W latach
międzywojennych wydał on kilkanaście książek poświęconych
walce z Żydami. Antysemickie publikacje książkowe Adolfa
Nowaczyńskiego noszą tytuły: Mocarstwo
anonimowe,
Moja
przejażdżka po Palestynie,
Góry
z piasku, Plewy i perły, Tylko dla kobiet, Poznaj Poznań,
Warta nad Wartą, Żydzi w
karykaturze
i
inne. Czyżby warszawscy literaci nie wiedzieli tego?
Czas
nie pozwala mi na cytowanie wypowiedzi Innych pisarzy. Ta ich
część, która stanowiła większość na tym zebraniu i przyjęła
cytowaną rezolucję Kijowskiego, Jasienicy i kilku innych jej
współautorów, prześcigała się w ponurej demagogii oszczerstw
oczerniających wszystko, co zostało w Polsce Ludowej dla
rozkwitu kultury narodowej uczynione. Z ponurą zaciekłością
atakowano ten wpływ i tę rolę, jaką państwo nasze odgrywa w
rozwoju kultury. Przemilczano, że państwo przeznacza na cele
kulturalne miliardowe sumy. Tylko dotacje dla teatrów wyniosły w
roku ubiegłym ok. 700 mln zł, w tym 14
mln
dla Teatru Narodowego. Do każdego biletu w tym teatrze państwo
dopłaca około 70 zł. Przemilczano, że państwo świadczy
bezpośrednio na rzecz pisarzy, przekazując im
poważne
sumy za pośrednictwem ich związku. Zapewne
niejeden z
tych, którzy głosowali za rezolucją Jasienicy, Kijowskiego
i
spółki, oczerniającą i szkalującą politykę kulturalną
państwa,
korzysta
z tych subwencji, jakich państwo udziela
Związkowi Literatów.
Te dotacje i subwencje powstają z pracy narodu,
z
pracy tych, których jaśnie oświecony wróg
Polski Ludowej Kisielewski
— określił pogardliwie mianem ciemniaków.
Zarówno
w przygotowaniu zebrania warszawskich
pisarzy i
jego przebiegu, jak i w inspirowaniu i organizowaniu
młodzieży
akademickiej do wystąpień rzekomo w
obronie Dziadów
i
twórczości Mickiewicza jedną z czołowych ról
odegrał Paweł Jasienica.
Jego prawdziwe nazwisko brzmi inaczej.
Nazywa się
on Leon Lech Beynar. Co to za osobnik?
W
lipcu 1948 r. Paweł Jasienica został aresztowany w Krakowie. W
toku śledztwa udowodniono mu przynależność do bandy „Łupaszki”,
do której wstąpił po zdezerterowaniu z Wojska Polskiego i w
której pozostawał do sierpnia 1945 r., pełniąc początkowo
funkcje adiutanta, a następnie zastępcy dowódcy bandy. Banda ta
grasowała na terenach województwa białostockiego, dokonywała z
bronią w ręku napadów na posterunki Milicji Obywatelskiej, na
placówki Wojska Polskiego i na ludność cywilną podejrzaną o
sympatyzowanie z Polską Partią Robotniczą.
W
szczególności w śledztwie zebrano dowody wskazujące na to, że
Jasienica w kwietniu 1945 r., kierując grupą, dokonał na- padu na
miejscowość Narewkę, podczas którego rozbrojono kilku
milicjantów i zrabowano broń z posterunku Milicji Obywatelskiej,
zamordowano 4 członków Polskiej Partii Robotniczej i obrabowano
spółdzielnię. W tym samym miesiącu kierowana przez Jasienicę
banda wykonała wyrok śmierci na mieszkańcu wsi w okolicy Puszczy
Białowieskiej oraz dokonała napadu na 20-osobową grupę członków
Związku Walki Młodych, których rozebrano do naga i dotkliwie
pobito. Również w kwietniu 1945 r. Jasienica i jego grupa dokonali
napadu na posterunek Milicji Obywatelskiej w Boćkach, powiat Bielsk
Podlaski, podczas którego zamordowano kilku funkcjonariuszy.
Ponadto w rejonie Puszczy Białowieskiej Jasienica uczestniczył w
spaleniu wioski zamieszkanej przez ludność białoruską, a
nieco później w napadzie na spółdzielnię w Siemiatyczach
oraz w dwóch napadach na oddziały Wojska Polskiego i Armii
Radzieckiej. W wyniku tych napadów zabito kilkunastu żołnierzy.
W toku
śledztwa Jasienica przyznał się, że działał w bandzie
„Łupaszki” i że dopuścił się zarzuconych mu zbrodni.
W dniu
3 maja 1949 r. śledztwo przeciwko Jasienicy zostało umorzone z
powodów, które są mu znane. Został on zwolniony z więzienia.
Należy
dodać, że „Łupaszko” i wielu członków jego bandy zostało
aresztowanych i skazanych przez sąd na kary śmierci.
Kierownictwo
naszej partii uważa, że nie należy wyciągać na światło dzienne
działalności i postaw ludzi, którzy w pierwszym okresie Polski
Ludowej podnosili przeciwko niej swoją rękę. Olbrzymia większość
tych ludzi dawno już uświadomiła sobie swoje błędy przeszłości.
Dzisiaj żyją i pracują spokojnie i z pożytkiem dla kraju,
dla Polski Ludowej. Jeśli dzisiaj odeszliśmy od tej zasady w
stosunku do Jasienicy, to dlatego, że człowiek ten faktycznie nie
zerwał ze swoją przeszłością, myśli nadal swoimi dawnymi
kategoriami politycznymi.
Na
zebraniu pisarzy warszawskich Jasienica przejawiał bardzo
aktywną działalność. Zaraz na wstępie postawił wniosek, aby
głosowanie nad rezolucjami, które zostaną zgłoszone, nosiło
charakter tajny. Wniosek ten został przyjęty. Jasienicy i
pozostałym organizatorom tego zebrania nie chodziło bowiem o
Mickiewicza, za którym nie trzeba chyba tajnie głosować,
zwłaszcza pisarzom. Chodziło im o organizowanie walki z naszą
partią, z władzami państwowymi — i dla tej przyczyny wybrali
tajne głosowanie.
Jasienica
ma bogate doświadczenie działalności konspiracyjnej, wie, jak
należy organizować walkę z
przeciwnikiem,
jakie metody i taktykę należy stosować na poszczególnych etapach
tej walki. Zna on dobrze zapał patriotyczny, a zarazem łatwowierność
młodzieży akademickiej. Nawiązał więc kontakty z poszczególnymi
studentami, m. in. z Michnikiem. Przemawiając
na
zebraniu pisarzy warszawskich, Jasienica oświadczył: „Nie
dawno
temu Sejm otrzymał krótki, zaledwie 2—3 zdania, protest studentów
warszawskich. Ten protest podpisało 3140 ludzi...
Ta
młodzież, która demonstrowała (w dniu 30 stycznia br.) przeciwko
decyzji zdjęcia Dziadów,
jest młodzieżą dobrą, tą, która dowodzi, że obchodzi ją coś
więcej poza własną karierą”' Jasienica był dobrze
poinformowany. Rzeczywiście, na petycji studentów przesłanej do
Sejmu w
dniu
16 lutego br. przez studentkę Irenę Lasota-Hirszowicz figuruje
3145 podpisów, w tym tylko 1469 podpisów czytelnych.
Inspiratorzy
i organizatorzy antysocjalistycznych poczynań zalecili pisarzom
tajne głosowanie nad ich rezolucją, natomiast młodzieży
akademickiej polecono, aby w sposób czytelny składała swe
podpisy pod dostarczonym im tekstem petycji. Dlaczego? Z prostej
przyczyny: zbiorowy podpis to zbiorowa więź solidarności; aby
doprowadzić do wydarzeń, które później miały miejsce,
organizatorzy tych wydarzeń uważali za konieczne stworzyć taką
solidarność. Ich rozumowanie sprowadza się do tego, że im
bardziej studenci zadrą z władzami państwowymi, tym bardziej będą
się bali, zwłaszcza ci, którzy podpisali petycję. I dlatego
właśnie kazali im tę petycję podpisywać, chociaż olbrzymia
większość podpisanych bądź nie wiedziała nawet, co podpisuje;
bądź też składała swój podpis w najlepszej wierze nie znając
zamierzeń i celów inspiratorów i organizatorów tej akcji.
W dniu
6 marca Jasienica skierował datowany 3 marca list do rektora
Uniwersytetu Warszawskiego w obronie studentów, przeciwko którym
wszczęto postępowanie dyscyplinarne za udział w zakłócaniu
porządku publicznego. Treść tego listu przytaczam w całości:
„W.
Pan profesor doktor Stanisław Turski
Rektor
Uniwersytetu Warszawskiego
Magnificencjo!
Fakt
zakazu dalszych przedstawień Dziadów
Mickiewiczowskich w inscenizacji Kazimierza Dejmka głęboko
dotknął i rozgoryczył tę część społeczeństwa, której losy
kultury narodowej nie są obojętne. Deklaracja, uchwalona przez
nadzwyczajne walne zebranie Oddziału Warszawskiego Związku
Literatów Polskich w dniu 29 lutego br., określiła to
rozgoryczenie, jako słuszne.
Młodzież
akademicka pierwsza zaprotestowała przeciwko zakazowi,
składając przez to dowód postawy obywatelskiej. Jesteśmy
przekonani, że ten jej postępek w piękny sposób wzbogaci
historię wyższych szkół warszawskich.
Dowiadujemy
się obecnie, że kilku spośród tych studentów wytoczono sprawy
dyscyplinarne.
Apelujemy
do Jego Magnificencji, by mocą swej władzy rektorskiej
zechciał umorzyć postępowanie dyscyplinarne przeciwko młodym
ludziom, którzy — naruszając, być może, przepisy porządkowe —
okazali się wiernymi kulturze narodowej i ogólnoludzkiej.
Prosimy
o przyjęcie wyrazów naszego szacunku”.
List
ten opracował Jasienica wspólnie z Janem Józefem Lipskim, a
oprócz Jasienicy podpisali go Antoni Słonimski, Mieczysław
Jastrun, Melchior Wańkowicz, Tadeusz Konwicki, Jerzy
Andrzejewski, Adam Ważyk i Jacek Bocheński.
3
marca br. w mieszkaniu Jacka Kuronia zebrała się kilkunastoosobowa
grupa ludzi, głównie studentów pochodzenia żydowskiego, znanych z
rewizjonistycznych wystąpień i poglądów. W czasie tego
spotkania omawiano sprawę zorganizowania demonstracji na UW w
dniu 8 marca. Dzień ten wybrano dlatego, że jest to dzień święta
Kobiet, co miało ułatwić organizację
demonstracji i spowodowanie zamętu. Na
wiec
ten została
przygotowana rezolucja domagająca się cofnięcia
sankcji dyscyplinarnych
podjętych przeciwko Michnikowi i Szlajferowi,
którzy
zostali relegowani z
Uniwersytetu Warszawskiego.
List wysłany
przez Jasienicę do rektora, tego uniwersytetu dotyczył
tej
samej sprawy. Akcja była ściśle skoordynowana.
Należy
tu dodać, że o relegowaniu Michnika i Szlajfera przesądził
ostatecznie fakt, że w dniu 31 stycznia br. spotkali się oni w
sposób konspiracyjny, w późnych godzinach wieczornych, z
korespondentem jednego z pism zachodnich i przekazali mu fałszywe
informacje, które zostały następnie wykorzystane w oszczerczej
kampanii propagandowej przeciwko Polsce.
W dniu
8 marca br. na dziedzińcu UW zebrało się ok. 1500 studentów nie
mając na to zezwolenia władz uczelnianych. Przebieg tego wiecu
relacjonowała już prasa. Przypomnę tylko, że elementy najbardziej
aktywne nadawały zgromadzeniu agresywny i wichrzycielski
charakter. Wznoszono tam hasła o wrogiej i demagogicznej
treści. Wspomniana już Irena Lasota odczytała rezolucję
protestującą przeciwko relegowaniu z UW Michnika i Szlajfera oraz
popierającą uchwałę zebrania Oddziału Warszawskiego ZLP.
Następnie zebrani udali się pod siedzibę rektora UW. Prorektor
prof. Rybicki wezwał studentów do rozejścia się, do
rozwiązania tego nielegalnego wiecu. Demonstrujący nie usłuchali
tego wezwania i nadal wznosili wrogie hasła i okrzyki.
W tej
sytuacji na dziedziniec uniwersytetu wszedł aktyw robotniczy,
mobilizowany uprzednio przez kierownictwo warszawskiej
organizacji partyjnej, które znało zamierzenia organizatorów
wiecu i słusznie żywiło obawę, aby nie doprowadzili oni do
zaburzeń.
Robotnicy
spotkali się z obelgami i prowokacyjnymi okrzykami. Aktywowi
robotniczemu nie udało się przekonać studentów. Podżegania
agresywnej grupy prowodyrów doprowadziły do zaatakowania
robotników. W tej sytuacji wprowadzono na teren uniwersytetu grupę
ormowców. Jeszcze bardziej rozjątrzyło to prowodyrów
awantur. Doszło do incydentów, w których byli poturbowani
zarówno studenci, jak i ormowcy. Sytuacja stawała się coraz
bardziej napięta i niebezpieczna. Pragnąc ją opanować,
kierownictwo zespołu czuwającego nad porządkiem publicznym
zdecydowało się na użycie Milicji Obywatelskiej, która
przywróciła porządek.
Przebieg
późniejszych zajść znają towarzysze z referatu I sekretarza
Komitetu Warszawskiego, tow. Kępy, oraz z informacji prasowych.
Inspiratorzy
i organizatorzy awantur ulicznych czynili wszystko, aby doprowadzić
do przelewu krwi. W tym celu zastosowali brudne metody
prowokacji. W dniu 9 marca, przy pomocy ulotek, napisów, telefonów,
rozpuścili prowokacyjną wieść, jakoby podczas zajść ulicznych w
Warszawie doszło do wypadków śmiertelnych. Przytoczę treść
kilku ulotek, napisów, wezwań itp., ilustrujących metody
prowokatorów:
„Precz
z gestapo — studentka ich niewinną ofiarą. Studentka UW
Maria Baraniecka nie żyje! Pogrzeb w poniedziałek o godzinie 12.
Pomścijcie zabitą dziewczynę! Pomścijcie krew studentów
polskich! Cześć pamięci Janiny Brzóz zamordowanej bestialsko
przez siepaczy z Golędzinowa w piątkowych demonstracjach
studentów i młodzieży warszawskiej o wolność słowa”. W
odezwie do studentów Politechniki Warszawskiej czytamy: „Nasza
koleżanka z Uniwersytetu nie żyje — była współ towarzyszką
walki każdego z nas i taką pozostanie w naszej pamięci.
Zbrodniarze z Golędzinowa mordujący pałkami bezbronną
dziewczynę przypominają nam jako żywo stalinowski terror sprzed
lat”.
Musiałbym
poświęcić z pół godziny czasu, aby zacytować udokumentowane
wypowiedzi w rodzaju takich, jak: „Jedna z dziewcząt, która była
w ciąży, zmarła dzisiaj rano z pobicia, a chłopak, który jej
bronił, jest w beznadziejnym stanie". „Nasi ludowi
gestapowcy zatłukli jedną z dziewcząt na ulicy. Pogrzeb będzie w
poniedziałek. Jeden profesor leży ciężko ranny”. „Na murach
Akademii Sztuk Pięknych pojawił się nekrolog dziewczyny, która
została zabita. Druga dziewczyna, wnuczka dziennikarza Kozickiego,
leży w szpitalu. Jeden chłopiec
walczy
ze śmiercią, inni mają połamane żebra, jeszcze ktoś inn stracił
oko”. „Zmarła dziewczyna, była studentka IV roku
pedagogiki,
w czwartym miesiącu ciąży. Pochowano ją w nocy”
Ta
przygrywka prowokatorów miała na celu doprowadzenie
do
przelewu krwi.
Mógłbym
znowu cytować w nieskończoność ich hasła - zawarte w ulotkach,
plakatach itp. — w
rodzaju takich, jak: „Bij
PZPR! Chwyćmy za broń! Precz z
komunizmem! Zrzućmy moskiewskie
jarzmo! Przeżyliśmy potop szwedzki,
przeżyjemy
i sowiecki. Nie żałujmy kamieni ani cegieł dla
milicjantów i innych
s…nów.
Precz
z ZSRR! Precz z rządami Gomułki!”
Jest
rzeczą znamienną, że w tych nielegalnych ulotkach z reguły
me wspomina się o Dziadach
Mickiewicza. Inspiratorom i organizatorom awantur ulicznych, na tym
etapie eskalacji ich akcji, Dziady
Mickiewiczowskie stały się już po prostu niepotrzebne.
Chciałbym
w tym miejscu zauważyć, że w dniu 2 marca, a więc przed tymi
zajściami, Komitet Warszawski zebrał aktyw partyjny stolicy w
związku z przebiegiem nadzwyczajnego zebrania Oddziału
Warszawskiego Związku Literatów Polskich, które — jak już
wspomniałem — odbyło się 29 lutego. Warszawski aktyw
partyjny przyjął na swym zebraniu obszerną rezolucję, której
fragment końcowy brzmi następująco:
„..Aktyw
społeczno-polityczny Warszawy zwraca się z prośbą do KC PZPR
o umożliwienie obejrzenia zdjętego spektaklu Dziadów
Adama Mickiewicza w reżyserii K. Dejmka przedstawicielom załóg
warszawskich zakładów pracy”.
Zgadzamy
się z tym wnioskiem, a nawet uważamy, że krąg widzów można
rozszerzyć i na inne środowiska.
Za
udział w nielegalnych demonstracjach i zajściach ulicznych w
dniach od 8 do 15 marca br. na terenie całego kraju zatrzymano
ogółem 1208 osób, w tej liczbie 367 studentów różnych
wyższych uczelni. Z przytoczonej liczby zatrzymanych zwolniono
wskutek braku dowodów winy 687 osób, w tym 194 studentów. Sądy
ukarały w tym czasie 50 osób, w tym 20
studentów;
kolegia administracyjne —157 osób, w tym 47 studentów.
Sprawy pozostałych zostały skierowane bądź do sądów, bądź
do kolegiów karno-administracyjnych, które do 15 marca br. nie
podjęły jeszcze swoich orzeczeń.
W
czasie interwencji we wszystkich zajściach na terenie kraju do
dnia 15 bm. włącznie przy przywracaniu porządku publicznego
zostało rannych lub odniosło uszkodzenia ciała: 43 osoby z aktywu
robotniczego, 31 funkcjonariuszy ORMO, 72 funkcjonariuszy MO.
Towarzysze!
Podstawowym
zagadnieniem, które nurtuje aktyw partyjny i którego wyświetlenie
winniśmy całemu społeczeństwu, jest polityczna istota omawianych
wydarzeń.
Głównym
zadaniem naszej partii w chwili obecnej jest uświadomienie całemu
narodowi, wszystkim robotnikom, chłopom i inteligencji polskiej
oraz całej młodzieży, zarówno tej, która w dyscyplinie i z
pełnym poczuciem odpowiedzialności pracuje i uczy się, jak i tej,
która dała posłuch fałszywym prorokom, — o co toczy się
walka, w imię jakich celów politycznych zdezorganizowano
funkcjonowanie wielu wyższych uczelni i zakłócono spokojną
pracę i normalne życie naszych miast.
Dla
odpowiedzi na to pytanie nie wystarczy analiza haseł, w imię
których wzywano studentów na wiece. Dla każdego, kto rozumie prawa
walki politycznej, jest już oczywiste, że problem ostatniej
inscenizacji Dziadów,
domaganie
się tzw. rozszerzenia wolności kultury i nauki, a nawet protesty
przeciw akcji milicyjnej stanowią jedynie dymną zasłonę, za
którą inspirator ostatnich zajść na wyższych uczelniach usiłują
ukryć swoje rzeczywiste cele. Liczą oni na to, że czad tych
pozornie niewinnych haseł oszołomi młodzież, zdezorientuje kadrę
naukową i wprowadzi zamęt do świadomości części społeczeństwa.
Obowiązkiem
naszym jest rozwianie tej dymnej zasłony, wydobycie na
powierzchnię i pokazanie całemu narodowi rzeczywistych celów
politycznych, które przyświecają inspiratorom i
organizatorom
zajść. W ciągu ostatnich kilkunastu dni wyrządzili oni
Polsce, narodowi polskiemu szkody, które trzeba będzie
długo
odrabiać. Ich polityka, gdyby mieli oni siły i możliwości
do
jej urzeczywistnienia, byłaby polityką grzebania Polski.
Jesteśmy
jednym
z niewielu narodów Europy, który przez większość swej
nowoczesnej historii był pozbawiony niepodległego
bytu
państwowego.
Państwo
polskie
— potężne w dobie Odrodzenia
—
zostało w
XVIII w.
zredukowane do pozycji zależnej, a
później wymazane
na 130 lat
z
mapy politycznej. Następnie, po
20 latach
od
odzyskania niepodległości
w 1918 r., kraj nasz ponownie znalazł się
pod obcym
jarzmem, a naród polski stanął w obliczu
wręcz biologicznej
zagłady.
Naród
wystawiany
przez
historię na takie próby, jeśli chce istnieć i rozwijać się,
jeśli pragnie utrwalić swoją niezawisłość państwową, musi
z tych
doświadczeń historycznych wysnuć dla siebie należyte wnioski,
musi zdobyć się nie tylko na niezłomny hart ducha
i
siłę uczuć, ale również posiąść mądrość polityczną i
zdolność
rozumienia
swych zasadniczych interesów.
Przed
200 łaty Rzeczpospolitą szlachecką zgubiły egoizm i warcholstwo
magnaterii. Nie są wszakże wolne od odpowiedzialności za upadek
tego państwa i inne warstwy, które posiadały możliwość
kształtowania polityki państwa, a nie zdobyły się lub za późno
zdobyły się na program ratowania kraju.
U
źródeł klęski wrześniowej leżała bezmyślna i wręcz
przestępcza z punktu widzenia interesów Polski polityka
wewnętrzna i zagraniczna ówczesnych warstw kierowniczych, to
jest obszarników i burżuazji, i reprezentujących je sił
politycznych.
Wrześniowy
los Polski burżuazyjnej dla nas, komunistów, nie był
niespodzianką. Grzebanie jej niepodległości rozpoczęło się
nieomal w momencie jej narodzin. Wyprawa na Kijów, krwawe, brutalne
rozprawy z rewolucyjnym ruchem robotniczo-chłopskim, zajadła
wrogość klas rządzących do Związku Radzieckiego w
konsekwencji musiały sprowadzić na nasz kraj klęskę wrześniową.
Ale odpowiedzialność za tę tragiczną klęskę spada również na
tę część narodu, która popierała rządy burżuazyjne, a
zwłaszcza na znaczną część ówczesnej inteligencji, która w
duchu polityki tych rządów urabiała duszę narodu, kształtowała
jego myśl polityczną.
Jedynie
świadoma część klasy robotniczej prowadziła konsekwentną
walkę przeciw sanacyjnym grabarzom Polski przy współdziałaniu z
radykalnym odłamem ruchu chłopskiego i postępowych grup
inteligencji. Partia klasy robotniczej — Komunistyczna Partia
Polski — mimo jej błędów, była jedyną partią polityczną w
Polsce, która wysuwała realny program uratowania naszej
ojczyzny przed katastrofą wrześniową.
W noc
okupacji hitlerowskiej wszystkie polskie ugrupowania podziemne —
poza tzw. Narodowymi Siłami Zbrojnymi — walczyły z Niemcami.
Naród nasz jest dumny z tego, że nie wydał ze swego łona
Quislingów. Jednakże wśród wszystkich walczących z okupantem
ugrupowań politycznych jedynie Polska Partia Robotnicza wysnuła
prawidłowe wnioski z doświadczeń historii i niestety tylko ona
jedyna miała słuszny program i tylko ona wskazywała narodowi
niezawodną drogę ku niepodległości i odrodzeniu państwa.
Z
żalem trzeba stwierdzić, iż historycy, uczeni, profesorowie, duża
część inteligencji dowiodła wówczas w
praktyce, że nie nauczyła
się niczego z doświadczeń historii, była politycznie
ślepa,
nie potrafiła dostrzec, gdzie leży polska racja stanu.
Używając
terminologii Kisielewskiego, tę naszą polską rację
stanu umieli
dostrzec tylko
„ciemniacy”,
reprezentujący polityczny
rozum
polskiej klasy robotniczej.
Kamieniem
węgielnym myśli politycznej PPR były: sojusz Polski i Związku
Radzieckiego — jako decydujący warunek odzyskania i utrwalenia
niepodległości Polski, oraz socjalistyczna przebudowa ustroju
społecznego — jako jedyna droga wy- dźwignięcia naszego kraju z
zacofania. Tworząc w podziemiu wraz z lewicowymi socjalistami i
radykalnymi ludowcami Krajową Radę Narodową i obejmując w 1944 r.
władzę na wyzwolonej ziemi polskiej, partia nasza nie miała
jeszcze za sobą świadomego poparcia większości narodu. Miała ona
jednakże historyczną rację i na tym polegała jej siła
polityczna. Dzięki słuszności swego stanowiska, dzięki
zdecydowaniu i ofiarności swych szeregów PPR pozyskała dla swoich
ideałów klasę robotniczą, a następnie zdobyła poparcie
większości narodu.
Myśli
politycznej i programowej Polskiej Partii Robotniczej oraz całemu
obozowi demokracji polskiej siły reakcji reprezentowane przez rząd
emigracyjny przeciwstawiały teorię dwóch wrogów, zapiekłą
nienawiść do ZSRR, dążenie do rozbicia koalicji
antyhitlerowskiej i rachuby na trzecią wojnę światową.
Dobrze
świadczy o politycznej mądrości narodu polskiego to, że w
najbardziej
przełomowym okresie swej historii nie dał posłuchu reakcji, że
poszedł za głosem klasy robotniczej i jej partii,
że
zawierzył swoje losy tym „ciemniakom”. To właśnie ci
„ciemniacy” oparli politykę zagraniczną Polski na sojuszu z
ZSRR i zbudowali niewzruszony fundament niepodległości naszego
państwa. To polityce
naszej partii Polska zawdzięcza powrót
nad
Odrę,
Nysę i
Bałtyk. To ci „ciemniacy” wprowadzili Polskę
na
drogę
rozwoju gospodarczego i
rozwiązali podstawowe problemy bytu narodowego, z którymi
przez wiele pokoleń nie mogły uporać się klasy posiadające.
W
walce o władzę ludową, o reformę rolną i nacjonalizację
przemysłu, o zasiedlenie Ziem Zachodnich padło wówczas ponad
15 tys. robotników i chłopów, żołnierzy i inteligentów z rąk
politycznych przyjaciół Pawła Jasienicy.
Po 23
latach Polska Ludowa pod kierownictwem partii klasy robotniczej
dźwignęła się z zacofania, zbudowała nowoczesny przemysł,
rozwinęła rolnictwo. To właśnie ta polityka, którą piętnowano
na nadzwyczajnym zebraniu ZLP i przeciw której podżegano młodzież,
sprawiła, że dziś każde polskie dziecko kończy, co najmniej
8-letnią szkołę, a połowa każdej generacji zdobywa pełne
średnie wykształcenie.
Łatwo
sobie wyobrazić, jaki byłby los narodu polskiego, jeśliby w
1944 r. zamiast „ciemniaków” doszli do władzy jaśnie
oświeceni. Byłaby to Polska bez Ziem Zachodnich, skłócona ze
Związkiem Radzieckim, biedna, zacofana i przeludniona, zależna od
Niemiec, od mocarstw imperialistycznych, byłaby pionkiem w ich
grze, byłaby niczym, gdyż dla takiej Polski nie byłoby w ogóle
miejsca we współczesnej Europie.
Od
drugiej wojny światowej w polskiej myśli politycznej ścierają się
dwie zasadnicze koncepcje. Jedna — nasza, socjalistyczna,
określająca generalny kierunek polityki Polski Ludowej, i
druga — wyrażająca interesy i .poglądy reakcji.
Siły
reprezentujące tę drugą, reakcyjną linię mają ograniczone
możliwości występowania ze swoim programem tutaj, w kraju.
Natomiast za granicą, na emigracji korzystają one nie tylko z
pełnej wolności, lecz także z sutych zasiłków materialnych
i pomocy imperialistycznych wywiadów. Tam wydają dziesiątki pism i
szeroko propagują swoje stanowisko. Jeśli analizować treść
publikacji reprezentujących poglądy przeróżnych, zwalczających
się i rywalizujących o udział w obcych kiesach koterii
politycznych
— to okaże
się, że wszystko, co mają one do zaproponowania
narodowi polskiemu,
sprowadza się do fanatycznego, wręcz
obłędnego antysowietyzmu,
do idei atomowej krucjaty antykomunistycznej. Pod tym względem z
polską
reakcyjną
prasą
emigracyjną nie
może konkurować nikt, ani prasa NRF-owska,
ani żadne inne
środki antykomunistycznej i antyradzieckiej propagandy.
W
jednym z
najświeższych
numerów „Jutra
Polski”, organu resztek
mikołajczykowskiego PSL w Londynie,
roi się od wezwań do „zmiażdżenia”
ZSRR, do pogrzebania
go „głęboko w ziemi
i
w archiwach
historii”. Dla andersowskiego
„Orła Białego” z maja 1967 r.
nawet Stany Zjednoczone
są nie dość antykomunistyczne, gdyż
zamiast rozwijać zbrojną
„krucjatę antykomunistyczną” w
Europie — w Polsce, podjęły
ją w Azji — w Wietnamie.
Oczywiście
z taką obłędną polityką eksponenci
sił reakcyjnych mogą występować
jedynie na użytek
białych emigrantów. W kraju taka
koncepcja polityczna nie może
trafić do nikogo. Frontalne, otwarte
atakowanie socjalizmu i sojuszu
polsko-radzieckiego demaskowałoby
jedynie siły reakcyjne
w oczach nawet tej części naszego
społeczeństwa, którą
reakcja chciałaby oszukać i pozyskać.
Zdają sobie z tego sprawę
również główni dyrygenci międzynarodowego
chóru
antykomunistycznego z
amerykańskich
ośrodków
wywiadowczo-dywersyjnych.
Dlatego
też finansują oni nie tylko „Orła Białego”, ale i „Kulturę”
paryską, która reprezentuje inny kierunek polityki reakcyjnej,
bardziej perfidny i bardziej dostosowany do realnego układu sił.
Najbardziej
reprezentacyjnym
przedstawicielem tego kierunku jest czołowy
publicysta
tego pisma — Juliusz Mieroszewski. Unika on w swych
publikacjach
prymitywnego antysowietyzmu,
a
nawet uzasadnia
potrzebę
„rewizji tradycyjnej polskiej polityki wobec Rosji,
ponieważ —
jak przyznaje — polityka ta przyniosła nam (to znaczy
reakcji) same
klęski i zawody”. „Logicznie
rzecz biorąc — pisze on — mamy przed sobą tylko dwa
rozwiązania: albo Rosję pobić, albo się z nią ułożyć.
Ponieważ nie możemy jej pobić, musimy się z nią ułożyć”.
Można
by więc pomyśleć, że pan Mieroszewski opowiada się za sojuszem
polsko-radzieckim. Są to jednak pozory. Chciałby on „układać
się” ze Związkiem Radzieckim, ale na określonych warunkach.
„Rosję Sowiecką trzeba albo pobić, albo zeuropeizować” —
pisze Mieroszewski A przez „europeizację” ten przysięgły
Europejczyk rozumie oczywiście obalenie socjalizmu. Narzędziem
tej „europeizacji” Związku Radzieckiego miały być
„zeuropeizowane” uprzednio przy pomocy rewizjonistów kraje
demokracji ludowej, a zwłaszcza Polska. „Gdyby Polacy, Czesi i
Węgrzy midi po temu możliwości, wypracowaliby z czasem
kompromisowy model ustrojowy, który nie byłby ani komunizmem,
ani kapitalizmem”.
Inaczej
mówiąc — „ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra".
Dlaczego
poświęcam tyle miejsca politycznym dywagacjom Mieroszewskiego,
redaktora paryskiej „Kultury” finansowanej przez wywiad
amerykański? Dlatego przede wszystkim, że istnieje polityczne i
ideologiczne powinowactwo między linią Mieroszewskiego a hasłami i
koncepcjami politycznymi inspiratorów ostatnich wydarzeń.
Jasienica,
Kisielewski czy Słonimski — podobnie jak Mieroszewski —
chcą wmówić naiwnym, że oni realizowaliby również sojusz Polski
ze Związkiem Radzieckim, że Polska, w której socjalizm zostałby
obalony i zastąpiony „czymś pośrednim", mogłaby utrzymywać
nadal sojusz ze Związkiem Radzieckim. Chcą oni w ten sposób ukryć
przed naszym narodem rzeczywiste niebezpieczeństwo, jakim grozi
ich polityka.
Sojusz
w polityce zawsze opiera się na obopólnych interesach, Tam
gdzie kończą się obopólne interesy — tam kończy się również
sojusz. Polska bez sojuszu z ZSRR nie mogłaby obronić i utrzymać
swych Ziem Zachodnich, nie mogłaby stawić czoła
imperializmowi niemieckiemu, nie mogłaby istnieć, jako
państwo niepodległe.
Tylko socjalistyczna, kierowana przez partię
klasy robotniczej
Polska jest dla ZSRR sojusznikiem pewnym,
sojusznikiem,
na którym można polegać, sojusznikiem, który wzmacnia siłę
systemu socjalistycznego w walce z imperializmem.
Gwarantem
socjalizmu w Polsce i sojuszu ze Związkiem Radzieckim jest przede
wszystkim nasza partia. Każdy, kto podejmuje walkę przeciw
naszej partii i systemowi socjalistycznemu — obiektywnie, czy
zdaje sobie z tego sprawę, czy też nie — podrywa fundamenty bytu
narodowego Polski. Ci, którzy dziś wzywają do walki z naszą
partią, nie są jedynie wrogami Polski Ludowej. Są oni wrogami
Polski jako takiej. Gdyby zdołali osiągnąć swe cele, staliby
się grabarzami niepodległości narodu, zgotowaliby mu ten sam
los, co magnateria w 1794 r. i co burżuazja w 1939 r.
Towarzysze!
Aby
wniknąć dogłębnie w obecną sytuację polityczną w, naszym
kraju, nie wystarczy wyciągnąć na światło dzienne inspiratorów
i organizatorów wystąpień w środowisku literackim i studenckim.
Nie wystarczy też zdemaskować oszukańczy charakter haseł, z
którymi szli oni do młodzieży studenckiej, oraz ujawnić
rzeczywiste cele polityczne im przyświecające. Musimy odpowiedzieć
również na pytanie: dlaczego ziarno demagogii padło na podatny
grunt i wydało plon? Dlaczego argumenty i hasła siewców zamętu
trafiły do umysłów części młodzieży i skłoniły ją do
nieodpowiedzialnych wystąpień i nieposłuszeństwa wobec władz
akademickich?
Byłoby
oczywiście błędem, gdybyśmy przeoczyli, że tylko część
młodzieży studiującej poszła na lep demagogicznej agitacji i
dała się namówić do udziału w wystąpieniach zbiorowych,
zakazanych przez władze uczelniane. Wystarczyło to jednak dla
zdezorganizowania normalnej pracy uczelni.
Uważamy,
iż obowiązkiem Komitetu Centralnego jest dokonanie w
najbliższym czasie szczegółowej analizy zaniedbań w naszej pracy
politycznej i wychowawczej wśród młodzieży w ogóle, a wśród
młodzieży szkolnej i studenckiej w szczególności, i
wyjaśnienie przyczyn, dla których znaczną część młodzieży
cechuje skłonność do anarchistycznych reakcji i podatność
na każdą, najbardziej niewiarygodną plotkę polityczną.
Szczególną
uwagę zwrócić musimy przede wszystkim na postawę i
działalność kadry naukowo-dydaktycznej w szkołach wyższych. Na
barkach nauczycieli akademickich spoczywa bowiem główna
odpowiedzialność nie tylko za kształcenie, lecz również za
wychowanie młodzieży, za kształtowanie jej obywatelskiej
postawy i wdrażanie do dyscypliny społecznej.
Partia
nasza i najwyższe władze państwowe w ciągu ostatnich lat
niejednokrotnie zwracały pracownikom nauki uwagę na poważne
zaniedbania w pracy wychowawczej w szkołach wyższych i
niedostateczne zaangażowanie kadry naukowo-dydaktycznej w tę pracę.
Ostatnie
wydarzenia na uczelniach ujawniły niepokojące objawy
niezdyscyplinowania młodzieży wobec zarządzeń władz
akademickich. Te wydarzenia postawiły władze uczelniane oraz ogół
pracowników naukowo-dydaktycznych, jako organizatorów życia i
pracy uczelni i wychowawców młodzieży, w obliczu wielkiej
próby. Przed niespełna 10 laty, przy aktywnym poparciu Klubu
Poselskiego naszej partii, Sejm obdarzył szkoły wyższe szerokim
samorządem, powierzając profesorom i docentom wybór władz
uczelni, uzależniając od ich opinii politykę mianowań i awansów,
przyznając środowisku naukowemu szerokie uprawnienia w
zakresie kształtowania programu i metod pracy uczelni. Lecz komu
wiele dano, od tego i wiele trzeba wymagać. Szeroki zakres praw
oznacza równocześnie wielki ciężar odpowiedzialności za porządek
na uczelniach. Za niezakłócony rytm pracy dydaktycznej, za los
młodzieży.
Władze
państwowe, klasa robotnicza, całe społeczeństwo mają prawo
zapytać dziś kadrę naukową szkół wyższych, jak z tej
odpowiedzialności się wywiązała.
Wiemy,
że pewna, w istocie rzeczy nieliczna, lecz skoncentrowana na
kilku wydziałach humanistycznych Uniwersytetu Warszawskiego grupa
pracowników naukowych ponosi szczególną odpowiedzialność za
ostatnie wydarzenia. Ci pracownicy nauki tacy jak profesorowie Brus,
Baczko, Morawski, Kołakowski Bauman, zwalczając od wielu lat
politykę naszej partii z pozycji rewizjonistycznych — świadomie i
z premedytacją sączyli wrogie poglądy polityczne w umysły
powierzonej ich pieczy młodzieży, byli duchowymi inicjatorami
wichrzycielskich poczynań. Pod naciskiem tej grupy pracowników
Rada Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Warszawskiego w
uchwale z 12 III 68 r. nie zawahała się stwierdzić, że „ruch
młodzieży uniwersyteckiej, rozwijający się poza ramami
oficjalnych organizacji, jest od 4 dni autentycznym ruchem
masowym, jednoczącym przytłaczającą większość studentów UW”.
Jest
dla nas oczywiste, że ta grupa politykierów z tytułami naukowymi
podjęła próbę wywalczenia sobie prawa do zalegalizowanej
antysocjalistycznej działalności w naszym kraju i stawia swoje
grupowe interesy ponad dobro nauki polskiej i młodzieży
studenckiej. Stanowią oni w istocie rzeczy niewielką grupkę wśród
pracowników naukowo-dydaktycznych w szkołach wyższych i jesteśmy
najdalsi od myśli, aby ich miarą oceniać ogół nauczycieli
akademickich w Polsce.
W toku
szybko narastających wydarzeń, dość precyzyjnie przygotowanych i
organizowanych przez zakonspirowaną grupę, uległa jednakże
dezorientacji i nie wykazała należytej aktywności również
znaczna część tych pracowników naukowo-dydaktycznych, którzy
nie mają żadnych powodów do solidaryzowania się z hasłami
politycznymi inspiratorów akcji. Ta dezorientacja i bierność
znacznej części pracowników naukowo-dydaktycznych wyrządziła
niemałe szkody i stała się istotną przyczyną dezorganizacji
pracy uczelni.
Gdyby
cała kadra naukowo-dydaktyczna od pierwszej chwili zajęła
zdecydowaną postawę wobec wichrzycieli, nie doszłoby w ogóle do
dezorganizacji pracy uczelni, względnie zakłócony porządek mógłby
być szybko przywrócony. Na jednego pracownika
naukowo-dydaktycznego w szkołach wyższych w Polsce wypada bowiem
obecnie 8 studentów. Na największych uniwersytetach i
politechnikach stosunek ten jest jeszcze korzystniejszy.
Cenimy
wysoko twórczy trud naukowców, inżynierów, techników,
ekonomistów, nauczycieli, pisarzy i artystów, specjalistów
wszystkich dziedzin i ich wkład do rozwoju Polski Ludowej.
Przywiązujemy wielkie znaczenie do społecznej roli inteligencji
w naszym kraju. W niej widzimy siłę, której twórcza praca
decyduje o postępie techniki, o poziomie kwalifikacji ogółu
pracujących, o rozwoju kultury narodu. Jej postawa wywiera
wielki wpływ na duszę narodu, na jego świadomość i poglądy.
Dzisiejsza
inteligencja polska zdobyła wykształcenie lepsze, pełniejsze i
bardziej nowoczesne niż jakakolwiek generacja jej poprzedniczek.
Głębokim przeobrażeniom uległa również postawa polityczna
inteligencji, jej stosunek do socjalizmu.
Obecnie
już znaczna część polskiej inteligencji całym swym rozumowym i
uczuciowym jestestwem związała się z naszym ustrojem i pełna sił
i talentów zaangażowała się w jego budowę. Niemała część tej
inteligencji znajduje się w szeregach naszej partii.
Liczną
grupę wśród inteligencji polskiej stanowią również ludzie,
którzy opowiadają się za socjalizmem, za sojuszem ze Związkiem
Radzieckim przede wszystkim na podstawie racji patriotycznych.
Niemała
część inteligencji polskiej, zarówno starej, jak i wychowanej
już w Polsce Ludowej, sumiennie i rzetelnie wypełnia swoje
obowiązki zawodowe, ale nie wykazuje aktywności społecznej i
politycznej. Odnosimy się z szacunkiem do jej pracy i dążymy do
zwiększania jej społecznego zaangażowania.
Najsilniej
zespolona z socjalizmem jest inteligencja techniczna. Z nowym
ustrojem wiąże ją charakter jej zawodowych zadań, jej
wielka rola w społecznym procesie produkcji i bezpośredni
codzienny związek z klasą robotniczą. Ta część inteligencji
polskiej najgłębiej rozumie rzeczywiste troski i potrzeby naszego
kraju. Wie ona najlepiej, ile osiągnęliśmy na drodze rozwoju
Polski, ale ocenia też dobrze, jak wiele jeszcze przed nami
pozostało do zrobienia.
Również
liczne oddziały inteligencji humanistycznej w codziennej pracy
szczerze i z głębokim oddaniem służą sprawie socjalizmu i
popierają politykę partii — nauczyciele, dziennikarze,
ekonomiści, ogromna większość prawników-praktyków, wielu
naukowców.
Dlatego
też nacechowana negacją postawa nielicznej grupy wśród
nauczycieli akademickich, wśród literatów i ludzi sztuki nie
przesłoni nam prawdy o postawie całości inteligencji polskiej
i nie potrafi poróżnić tej inteligencji z klasą robotniczą i
jej partią.
Ludzie
ci głoszą, iż podjęli walkę przeciw polityce naszej partii w
imię rzekomo zagrożonej wolności nauki i kultury. W ten sposób
odwołują się oni do solidarności inteligencji, którą ze
względu na jej wykształcenie i sposób myślenia cechuje naturalna
troska o swobodne warunki rozwoju myśli naukowej i kultury.
Rzetelna
analiza stanu faktycznego i sytuacji polskiej nauki zadaje kłam
oskarżeniom o brak swobody naukowej.
Od
wielu lat właśnie w Polsce wszystkie dyscypliny naukowe,
zarówno techniczne, przyrodnicze, jak i humanistyczne, korzystają
z pełnej swobody działalności naukowej. Nikt z pracowników
naukowych w Polsce Ludowej nie został dotychczas pozbawiony katedry
z tytułu swych poglądów naukowych. Dyskusje naukowe są
regułą naszego życia akademickiego. Każda poważniejsza szkoła
naukowa dysponuje swymi placówkami naukowymi w szkolnictwie lub
Polskiej Akademii Nauk i odpowiednimi publikacjami.
Nasza
partia i władze państwowe sprawujące nadzór nad szkolnictwem
wyższym wykazywały dużą — i jak dowiodło doświadczenie,
niestety o wiele za dużą — wstrzemięźliwość i ostrożność
w ingerowaniu w życie środowisk naukowych z powodów politycznych.
Jeśli
dzisiaj istnieje jakiekolwiek zagrożenie dla swobody badań i
dyskusji naukowych, to zostało ono stworzone nie przez politykę
naszej partii, lecz przez akcję tej grupy politykierów z tytułami
naukowymi, która swobody tej nadużywała dla szerzenia wrogich,
rewizjonistycznych poglądów, dla siania zamętu w umysłach
młodzieży.
Partia
nasza zdaje sobie sprawę z tego, że prawdziwie trudne i wymagające
rozwiązania problemy twórczości naukowej w Polsce leżą w innej
płaszczyźnie. Są to przede wszystkim problemy tworzenia takich
organizacyjnych i materialnych warunków rozwoju nauk technicznych i
matematyczno-przyrodniczych, które odpowiadałyby potrzebom
dyktowanym przez współczesną rewolucję naukowo-techniczną.
Problemy te są od wielu miesięcy przedmiotem zainteresowania
kierownictwa partii i rządu. Chcemy przed najbliższym zjazdem
naszej partii przedyskutować je wnikliwie ze środowiskiem naukowym
i zrobić wszystko, co jest niezbędne i co leży w granicach
możliwości naszego kraju, aby stworzyć warunki do dalszego
twórczego rozwoju nauki polskiej.
Towarzysze!
W
wydarzeniach, jakie miały miejsce, aktywny udział wzięła część
młodzieży akademickiej pochodzenia lub narodowości żydowskiej.
Rodzice wielu z tych studentów zajmują mniej lub bardziej
odpowiedzialne, a także wysokie
stanowiska w naszym państwie.
Ta przede wszystkim okoliczność
spowodowała, iż na fali
tych wydarzeń wypłynęło, opacznie
nieraz pojmowane, hasło
walki z syjonizmem.
Czy
w Polsce są żydowscy nacjonaliści, wyznawcy
ideologii syjonistycznej?
Na pewno tak. Byłoby jednak nieporozumieniem,
gdyby ktoś chciał dopatrywać się w syjonizmie niebezpieczeństwa
dla socjalizmu w Polsce, dla jej ustroju
społeczno- politycznego.
Niebezpieczeństwo takie, jeśli kiedykolwiek
by zaistniało
— a jest to mało prawdopodobne — może
wypłynąć z
różnych reakcyjnych źródeł w kraju, wspomaganych
z zewnątrz
przez ośrodki międzynarodowej, antykomunistycznej
reakcji.
Nie
oznacza to jednak, że w Polsce nie
ma w ogóle problemu,
który nazwałbym samookreśleniem się części
Żydów — obywateli
naszego państwa. O co mi chodzi, przedstawię
na przykładach.
W
roku ubiegłym podczas czerwcowej agresji Izraela
przeciw państwom
arabskim określona liczba Żydów w
różnych formach
objawiała chęć wyjazdu do Izraela celem wzięcia
udziału w
wojnie z Arabami. Nie ulega wątpliwości, że
ta kategoria Żydów
— obywateli polskich, uczuciowo i rozumowo nie
jest
związana z Polską, lecz z państwem Izrael. Są to na
pewno nacjonaliści
żydowscy. Czy można mieć do nich za to pretensje? Tylko takie,
jakie żywią komuniści do wszystkich nacjonalistów, bez
względu na ich narodowość. Przypuszczam, że
ta
kategoria Żydów wcześniej lub później opuści nasz kraj.
W
swoim czasie otworzyliśmy szeroko nasze granice dla wszystkich,
którzy nie chcieli być obywatelami naszego państwa i
postanowili udać się do Izraela. Również i dziś tym, którzy
uważają Izrael za swoją ojczyznę, gotowi jesteśmy wydać
emigracyjne paszporty.
Inną
kategorię ludzi pochodzenia żydowskiego przedstawia nam p.
Słonimski w swoim artykule, zamieszczonym w czasopiśmie
„Wiadomości Literackie” nr 35 z roku 1924, pod tytułem „O
drażliwości Żydów”.
Z
uwagi na wybitnie antysemicką treść tego artykułu przytoczę
tylko jego zakończenie:
„O,
gdybym mógł się czuć Żydem — pisze Słonimski. — Należę
jednak sercem do małej, ale wyniosłej ojczyzny ludzi zbłąkanych
wśród świata, znajdujących się po wszystkich lądach ziemi, nie
przywiązanych wstęgą wspomnień ani nie wrosłych korzeniami w
ziemię rodzinną. Z ręką na sercu mogę wyznać, że nie mam wcale
uczuć narodowych. Nie czuję się ani Polakiem, ani Żydem. Nie
bez zazdrości patrzyłem na pionierów żydowskich rozpinających
namioty w dolinie Saronu i słuchałem ich pieśni hebrajskich
wieczorem przy ognisku — jak niegdyś nie bez zazdrości
słuchałem pieśni polskich żołnierzy idących na daleką
wojnę z Rosją”.
Słowa
te napisał Słonimski przed 44 laty. Jakie uczucia żywi on dzisiaj
do Polski, trudno mi powiedzieć. Na ten temat może się miarodajnie
wypowiedzieć tylko on sam.
Nie
ulega wątpliwości, że i obecnie znajduje się w naszym kraju
określona liczba ludzi, obywateli naszego państwa, którzy nie
czują się ani Polakami, ani Żydami. Nie można mieć do nich o to
pretensji. Nikt nikomu nie jest w stanie narzucić poczucia
narodowości, jeśli go nie posiada. Z racji swych kosmopolitycznych
uczuć ludzie tacy powinni jednak unikać dziedzin pracy, w
których afirmacja narodowa staje się rzeczą niezbędną.
Jest
wreszcie trzecia, najliczniejsza grupa naszych obywateli pochodzenia
żydowskiego, którzy wszystkimi korzeniami wrośli w ziemię, na
której się urodzili i dla których Polska jest jedyną ojczyzną.
Wielu z nich zajmuje odpowiedzialne stanowiska państwowe i partyjne,
pracuje na kierowniczych stanowiskach w różnych dziedzinach naszego
życia. Wielu z nich swą pracą i walką rzetelnie zasłużyło się
Polsce Ludowej, sprawie budowy socjalizmu w naszym kraju. Partia ceni
ich za to wysoko.
Niezależnie
jednak
od tego, jakie uczucia nurtują
obywateli naszego kraju pochodzenia
żydowskiego, partia
nasza przeciwstawia się z całą
stanowczością wszelkim
zjawiskom, które noszą cechy antysemityzmu.
Syjonizm zwalczamy
jako program polityczny, jako nacjonalizm
żydowski i
to
jest
słuszne. Nie ma to nic wspólnego z antysemityzmem.
Antysemityzm
ma miejsce wówczas, jeśli ktoś występuje
przeciwko Żydom
dlatego, że są
Żydami.
Syjonizm i antysemityzm
—
to
dwie
strony tego samego nacjonalistycznego medalu.
Jedynym
miernikiem
oceny obywatela naszego
państwa
jest jego
postawa wobec
socjalizmu i
wobec
żywotnych
interesów
naszego
państwa
i
narodu.
Każdy obywatel określa
swoją
narodowość
wedle
własnej świadomości. Korzysta
przy tym z
równych
praw niezależnie
od tego, czy się uważa
za Polaka, Białorusina
czy Żyda.
Ale też jednakowo obowiązuje go
zasada
lojalności
wobec kraju, wobec
swojej ojczyzny —
Polski Ludowej.
Towarzysze!
Wszystkie
podniesione tutaj przeze mnie sprawy i zagadnienia wymagają
szerszego rozwinięcia i uzasadnienia. Powróci zapewne do nich
prasa, powrócimy do nich w naszej dyskusji przedzjazdowej i na samym
zjeździe partii. Dzisiaj staraliśmy się je nakreślić w sposób
zwięzły, lecz wystarczający dla zorientowania społeczeństwa
i całej naszej partii, z jakich źródeł i z jakich przyczyn
zrodziły
się
te pożałowania godne wydarzenia,
które
przyniosły
szkody
naszemu krajowi i jednocześnie stały
się
sygnałem alarmowym
dla społeczeństwa,
dla wychowawców,
dla naszej partii.
Nie
jest rzeczą możliwą. abym z tej trybuny ustosunkowywał się
w imieniu kierownictwa partii do poszczególnych postulatów
zawartych w różnych rezolucjach podejmowanych na wiecach i
zgromadzeniach w całym kraju. Jednak nad rezolucjami tymi
nie możemy przejść
i nie przejdziemy do porządku dziennego.
W odpowiedniej formie, w odpowiedni sposób i w warunkach pełnego
spokoju ustosunkujemy się przede wszystkim do rezolucji studentów
podjętych na wiecach legalnych, to jest odbytych za zgodą
rektorów. Omówimy bądź z przedstawicielami studentów, bądź z
wszystkimi studentami danej uczelni lub jej wydziałów, bądź na
łamach prasy poszczególne postulaty zawarte w tych
rezolucjach. Są tam bowiem rzeczy słuszne i niesłuszne.
Nie
mamy wątpliwości co do tego, że przytłaczająca większość
studentów stoi na gruncie socjalizmu, popiera naszą politykę
sojuszu, przyjaźni i braterstwa między narodem polskim a narodami
Związku Radzieckiego. Nie przeciw studentom, lecz przeciw
reakcyjnym wichrzycielom podejmowali rezolucje robotnicy i
pracownicy różnych zakładów pracy. Byłoby bzdurnym nonsensem,
gdyby ktoś utrzymywał, że partia nasza usiłuje lub żywi zamiary
przeciwstawiania robotników studentom lub studentów
robotnikom. Dzisiejsi studenci staną się jutro pracownikami,
którzy ramię w ramię z robotnikami i chłopami będą
kontynuować dzieło ich ojców — budowę Polski Ludowej,
umacnianie sił i bezpieczeństwa naszego państwa socjalistycznego.
Wierzymy,
że idące po tej linii zapewnienia zawarte w rezolucjach
studentów wypływają z ich głębokiego przekonania i
odzwierciedlają ich postawę polityczną.
Wyjaśnień
i dyskusji wymagać będą takie sprawy ujęte w rezolucjach
studentów, jak demokracja, wolność słowa, zgromadzeń i
manifestacji, znaczenie Konstytucji i temu podobne. Pojęcie
demokracji i wolności nie jest i być nie może pojęciem
abstrakcyjnym. Wolność i demokracja były zawsze, są i będą
pojęciem konkretnym, według nas, marksistów, według nauki
marksizmu-łeninizmu, według doświadczeń historii i praktyki żyda
w naszych czasach — pojęciem klasowym. Trzeba będzie wyjaśnić
to studentom i nie tylko studentom. Wyjaśnić im też trzeba istotę
Konstytucji PRL jako ustawy zasadniczej, z której
się
wywodzi całe prawodawstwo. Podobnie mają
się rzeczy z praworządnością, której istota polega na tym, że
nikt, kto nie zawinił wobec przepisów prawa, nie może być karany,
oraz nikt, kto dopuścił się przewinień, nie powinien być
zwolniony od odpowiedzialności. Przeciwieństwem tej tezy jest
bezprawie.
Partia
nasza, klasa robotnicza, całe społeczeństwo widzą w młodzieży
akademickiej, w jej postawie polityczno-społecznej, w nauce,
którą pobiera, w wiedzy fachowej, którą zdobędzie,
szczególnie w dziedzinie techniki i nauk ścisłych — jeden z
podstawowych elementów decydujących o jutrze narodu polskiego.
Młodzieży tej staramy się stworzyć możliwie najlepsze warunki do
nauki. Przeznaczamy na ten cel duże środki. Wykształcenie
każdego absolwenta wyższej uczelni kosztuje państwo 100—200
tysięcy złotych. Każdy dzień, każda godzina przewidziana w
programie zajęć studentów wyższych uczelni powinna być w pełni
wykorzystana.
Cały
naród oczekuje od was, młodzieży studencka, że niezwłocznie
przystąpicie do wypełniania swoich obowiązków, że każdy student
włączy się w nurt normalnej nauki i pracy.
Kierownictwo
naszej partii ustosunkuje się również w odpowiedniej formie i
we właściwym czasie do postulatów zawartych w rezolucjach załóg
różnych zakładów pracy oraz rezolucjach podejmowanych na masowych
wiecach publicznych.
Z tego
miejsca pragnę przede wszystkim, w imieniu kierownictwa partii
i w imieniu własnym, złożyć gorące podziękowanie
robotnikom i wszystkim ludziom pracy, którzy w tych rezolucjach
wyrazili pełne poparcie dla polityki i stanowiska partii i władzy
ludowej.
Wyrażamy
nasze najwyższe uznanie dla polskiej klasy robotniczej, dla
milionów ludzi pracy w naszych miastach, którzy stanęli u boku
naszej partii i na tysięcznych zebraniach dali wyraz swemu poparciu
dla jej stanowiska. Ta postawa załóg fabrycznych była główną
siłą, która zagrodziła drogę burzy cięłam porządku,
położyła tamę nieodpowiedzialnym wystąpieniom.
Tam, w
fabrykach, wśród mas robotniczych, wśród ludzi pracy, partia
nasza posiada swoją główną oporę, tam bije życiodajne
źródło naszej siły politycznej. Umacnianie i pogłębianie
więzi z klasą robotniczą powinno znajdować się w centrum uwagi i
działalności naszych organizacji partyjnych. Postawa, jaką w tych
dniach marcowych zajęła klasa robotnicza i pracująca razem z
nią inteligencja, dowodzi, że żadne siły reakcji nie potrafią
podważyć fundamentów ustroju naszej socjalistycznej ojczyzny.
Załogi
zakładów pracy, klasa robotnicza, przepełniona słusznym
oburzeniem wobec reakcyjnych inicjatorów i organizatorów
awantur ulicznych, powinny jednocześnie odrzucać wszystkie nie
sprawdzone wieści, których źródłem jest fantazja i plotkarstwo
albo nawet dywersyjna działalność polityczna wroga. Pamiętajmy,
że tzw. „opluskwianie” ludzi niewinnych należy do arsenału
środków walki reakcji z naszą partią, z naszym ustrojem.
Zanim jakikolwiek zarzut zostanie przeciw komukolwiek
podniesiony publicznie, powinien być przedtem sprawdzony w
odpowiednich instancjach partyjnych. Winnych nie będziemy szczędzić,
niewinnych będziemy bronić.
Partia
nasza, aktyw robotniczy i społeczny, organy władzy państwowej
powinny działać stanowczo, lecz spokojnie i jednocześnie
utrzymywać wzmożoną czujność. Wróg nie śpi, zarówno ten,
który działa bezpośrednio w naszym kraju, jak zwłaszcza ten,
który usiłuje szkodzić Polsce od zewnątrz, z zagranicznych
ośrodków propagandy, dywersji i szpiegostwa.
Wiemy
wszyscy, że sytuacja międzynarodowa jest napięta. Postępująca
systematycznie amerykańska eskalacja wojny w Wietnamie może
sprowadzić nieobliczalne konsekwencje. Utrzymywanie przez Izrael
okupacji ziem arabskich zdobytych w ubiegłorocznej agresji również
napina sytuację na Bliskim Wschodzie.
Reakcja imperialistyczna, wrogowie socjalizmu występują pod różnymi
sztandarami. Działają w naszym kraju, działają w sąsiadujących
z Polską krajach, usiłują osłabić więzy łączące
państwa Układu Warszawskiego.
Musimy więc być czujni, każdy na swoim
posterunku
pracy. Musimy
jednocześnie wypełniać normalnie nasze zadania
produkcyjne
i nasze obowiązki służbowe.
W
imieniu kierownictwa partii składam na ręce obecnych tu
przedstawicieli gorące pozdrowienia dla klasy robotniczej,
inteligencji, młodzieży pracującej i młodzieży akademickiej,
Milicji Obywatelskiej, Wojska Polskiego, dla wszystkich ludzi pracy
służących
wiernie naszej Socjalistycznej Ojczyźnie
Trybuna
Ludu
20
marca 1968 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz