wtorek, 9 października 2012

Przemówienie na spotkaniu z warszawskim aktywem partyjnym wygłoszone 19 marca 1968





Drodzy i szanowni towarzysze!

W ciągu ostatnich 10 dni zaszły w kraju ważne wydarzenia. Niemała część młodzieży studenckiej w Warszawie, a także w innych ośrodkach akademickich w kraju została oszukana i sprowadzona przez wrogie socjalizmowi siły na fałszywą dro­gę. Siły te zasiały wśród studentów ziarna awanturniczej anar­chii, łamania prawa. Posługując się metodą prowokacji, wzbu­rzyły umysły części młodzieży, parły do wywołania starć ulicz­nych, do przelewu krwi.

Nielegalne zgromadzenia i demonstracje uliczne studentów wywołały powszechne pytanie: o co chodzi, dlaczego studenci występują przeciwko władzom państwowym?

Korzystając z zamieszania, jakie wytworzyły demonstracje i inne nielegalne formy działania studentów, niemal jednocze­śnie z nimi wyszły na ulicę elementy chuligańskie. O ich wy­czynach, na przykład w Warszawie, informowała prasa.

Wszystko to wzburzyło do głębi społeczeństwo. Szczególnie ostro przeciwko mącicielom porządku społecznego, przeciwko inspiratorom i organizatorom nielegalnych poczynań studentów wystąpiła klasa robotnicza. Cały kraj zalała fala masowych ze­brań i wielotysięcznych wieców robotników, mieszkańców miast i wsi, na których donośnym głosem rozlega się żądanie pokaza­nia społeczeństwu faktycznych sprawców zaistniałego stanu rzeczy i surowego ukarania wszystkich winowajców. Pod adre­sem władz państwowych, a także pod adresem instancji partyj­nych padają słowa krytyki za tolerowanie antysocjalistycznej i reakcyjnej działalności, za pobłażliwy stosunek wobec wrogów naszego ustroju.

Jednocześnie w poszczególnych uczelniach studenci podejmu­ją rezolucje, które ilustrują stan ich umysłów, ich poziom umie­jętności politycznego myślenia. Zestawiając treść większości rezolucji studenckich z treścią rezolucji podejmowanych przez załogi robotnicze i masowe wiece ludności, można by dojść do wniosku, że między robotnikami, jako klasą a studentami, jako całością przebiega linia politycznego podziału. Ale wniosek taki byłby z gruntu niesłuszny, do głębi fałszywy. Nie tu prze­biega linia podziału.

W wydarzeniach, jakie miały miejsce w kraju, linia podziału przebiega między socjalizmem a reakcją wszelkiej maści, mię­dzy polityką przyjaźni i sojuszu polsko-radzieckiego a antyra­dziecką polityką bankrutów i niedobitków reakcyjnych, między polityką zapewniającą Polsce bezpieczeństwo jej granic i jej wszechstronny rozwój a usiłowaniem zepchnięcia Polski na drogę zguby. Zasadnicza różnica między rezolucjami robo­tników a rezolucjami studentów polega na tym, że robotnicy od razu dostrzegli tę rzeczywistą linię podziału, podczas gdy część studentów dała się wprowadzić w błąd garstce reakcyjnych, antyradzieckich indywiduów.

Sprawy zaszły tak daleko, że muszą się znaleźć w całej roz­ciągłości na widowni publicznej. Przemilczeć nie wolno już ni­czego. Nie mamy zresztą powodu do uchylania się ód publicz­nego roztrząsania zaistniałych zjawisk politycznych. Wprost przeciwnie, jest naszym obowiązkiem i jest rzeczą konieczną, aby zjawiska te wprowadzić na forum publiczne, poddać je szerokiej analizie, dyskusji i krytyce. Tylko na drodze takiej operacji może być przecięty wrzód reakcyjny.

Kierownictwo partii, w którego imieniu przemawiam, ani nie jest w stanie, ani nie może już dzisiaj podnieść, a tym bardziej rozwinąć wszystkich problemów składających się na całość rze­czy. Na to trzeba czasu, dogłębnej analizy zjawisk. Zrobimy to na pewno w ramach kampanii przygotowawczej do V Zjazdu partii. Ale zacząć trzeba już dzisiaj, choćby w skromnym zakre­sie, jeśli chodzi o naświetlanie ludzkich postaw.

Chcemy przede wszystkim przedstawić społeczeństwu, jak się zaczęły te wydarzenia. Operować będę faktami i dokumentami. Posługując się chronologią, zacytuję główną treść tekstu rezo­lucji przyjętej większością głosów na zebraniu Oddziału War­szawskiego Związku Literatów Polskich:

Pisarze polscy, zgromadzeni dnia 29 lutego 1968 r. na wal­nym nadzwyczajnym zebraniu... poruszeni zakazem dalszych przedstawień Dziadów Mickiewicza na scenie Teatru Narodo­wego, stwierdzają:

- od dłuższego czasu mnożą się i nasilają ingerencje władz sprawujących zwierzchnictwo nad działalnością kulturalną i twórczością artystyczną; ingerencje dotyczą nie tylko treści utworów literackich, lecz także ich rozpowszechniania i odbioru przez opinię;

- ten stan rzeczy zagraża kulturze narodowej, hamuje jej rozwój, odbiera jej autentyczny charakter i skazuje na postę­pujące wyjałowienie. Zakaz, który dotknął Dziady, jest szcze­gólnie jaskrawym tego przykładem”.

Rezolucja kończy się żądaniem przywrócenia przedstawień Dziadów. Spośród 431 osób, które przybyły na zebranie, w gło­sowaniu uczestniczyło tylko 356 osób. Za tą rezolucją głosowało 221 osób, za rezolucją zaś przedstawianą przez organizację par­tyjną 124 osoby.

Tak więc — zgodnie ze stanowiskiem określonym w tej rezo­lucji — jaskrawym przykładem wszystkich grzęchów głównych, jakie od wielu lat obciążają rzekomo sumienie partii i władz państwowych w kierowaniu działalnością kulturalną, stał się zakaz przedstawień Dziadów w inscenizacji Kazimierza Dejmka. Zachodzi więc potrzeba publicznego wyspowiadania się z tego grzechu głównego, wyjaśnienia tego „szczególnie jaskrawego przykładu” gwałcenia i hamowania rozwoju kultury narodowej.

Sięgnijmy po prawdę, po fakty.

W okresie powojennym utwory Mickiewicza ukazały się w łącznym nakładzie około 9 mln egzemplarzy. W ubiegłym roku III część Dziadów ukazała się w nakładzie 150 tys. egzemplarzy, a w bieżącym roku przewiduje się wydanie czterech tytułów dzieł Mickiewicza w łącznym nakładzie 400 tys. egzemplarzy. Począwszy od roku 1955 Dziady Mickiewiczowskie oglądało społeczeństwo polskie w 17 realizacjach scenicznych, w tym znakomite inscenizacje w radiu i telewizji. Wybitniejsze spektakle osiągnęły rekordowe ilości przedstawień. W roku 1965 z okazji dwusetnej rocznicy Sceny Narodowej 6 teatrów w kra­ju przygotowało premiery Dziadów. Z początkiem 1966 r, odbyła się w Warszawie prezentacja kilku przedstawień Dziadów i udziałem teatrów pozawarszawskich.

Tak w rzeczywistości przedstawia się ten „jaskrawy przykład" polityki partii i władz państwowych, „zagrażającej kul­turze narodowej”. Czyżby ci literaci, którzy głosowali za przy­toczoną rezolucją, nie zdawali sobie sprawy, za czym głosują? Zapewne byli i tacy, ale redaktorom rezolucji, których było kilku, nie postawiłbym takiego zarzutu.

Trzeba teraz odpowiedzieć na pytanie: dlaczego Dziady w in­scenizacji Dejmka zostały zdjęte ze sceny Teatru Narodowego? Dlaczego w tylu innych inscenizacjach ukazywane były bez przeszkód i dopiero inscenizacja Dejmka wywołała sprzeciw?

Dziedzina ta jest mi daleka. Nie wiem po prostu, co wolno, a czego nie wolno robić reżyserowi, który dostaje w swe ręce materiał twórcy dla plastycznego ukształtowania go na scenę teatralną. Nie wiem, czy reżyser ma prawo wprowadzić do sce­nicznej treści spektaklu dedykację, w którą autor zaopatrzył swe dzieło. Nie wiem, czy reżyserowi wolno nakazywać akto­rom, aby zwracali się wprost z rampy do publiczności wbrew wyraźnym wskazaniom autora zawartym w jego dziele. Nie wiem też, czy ktokolwiek ma prawo wprowadzać do spektaklu akcenty, zwłaszcza o wielkiej dramatycznej wymowie, których w ogóle brak w dziele autora. A wszystko to miało miejsce w Dziadach inscenizacji Dejmka. Na te tematy niech dyskutują fachowcy. Ale nawet gdyby jakiś autorytet orzekł, że Dejmkowi wolno było dokonać tych wszystkich zmian w Dziadach Mickie­wicza, władze sprawujące zwierzchnictwo nad działalnością kul­turalną nie mogłyby zamknąć oczu na to, co się działo na przed­stawieniach Dziadów w inscenizacji Dejmka. Przedstawienia te stały się bowiem odskocznią do politycznych demonstracji o wy­mowie antyradzieckiej.

Nie będziemy tu mówić o epoce, w której Mickiewicz tworzył swe dzieła. Aby dobrze odebrać teatralny spektakl Mickiewiczowskich Dziadów, zwłaszcza w inscenizacji Dejmka, trzeba się wczuć w tę epokę, trzeba nie tylko umieć, ale przede wszy­stkim chcieć oddzielić przeszłość od teraźniejszości. Ogromną rolę odgrywa tu reżyser, inscenizacja, dużą siłą sugestywną jest gra aktora. W zależności od tego odbiera się właściwie lub nie­właściwie takie na przykład strofy Dziadówtak jak były wypowiadane ze sceny Teatru Narodowego:

Mara być wolny — tak! Nie Wiera, skąd
przyszła nowina,
Lecz ja znam, co być wolnym z ręki
Moskwicina.
Łotry zdejmą mi tylko z rąk i nóg
kajdany,
Ale wtłoczą na duszę...

Albo słowa wypowiedziane przez rosyjskiego oficera do de­kabrysty Bestużewa:

Nie dziw, że nas tu przeklinają,
Wszak to już mija wiek,
Jak z Moskwy w Polskę nasyłają
Samych łajdaków stek.

Te zwłaszcza strofy, odpowiednio wyreżyserowane, były przyjmowane przez część widowni demonstracyjnymi oklaskami. Ciągłe powtarzanie się tych demonstracji politycznych musiało się zakończyć zdjęciem ze sceny Dziadów. Nie można bo wiem pozwolić na to, aby w imię jakiejś abstrakcyjnej wolności i inscenizacyjnej dowolności przekształcać antycarskie ostrze Dziadów w oręż antyradziecki.

Próba wykorzystania poezji Mickiewicza — zrodzonej z walki patriotycznej młodzieży przeciw carskiemu uciskowi - dla szkalowania Polski Ludowej jest politycznym szalbierstwem wypacza bowiem najgłębszy, demokratyczny i postępowy sens twórczości Mickiewicza. Mickiewicz nie był i nie będzie sztan­darem reakcji. Od epoki, w której tworzył, dzieli nas nie tylko okres blisko półtorawieczny. Dzieli nas Wielka Rewolucja Październikowa, która obaliła carski ucisk i przywróciła Polsce nie­podległość. Dzieli nas wielka wojna wyzwoleńcza przeciw niemieckiemu faszyzmowi, w której tylko na naszej ziemi i za naszą wolność i niepodległość oddało życie blisko 600 tysięcy radzieckich żołnierzy. I gdyby w naszych czasach duch mickie­wiczowski znalazł równie wielkiego wyraziciela — natchnąłby go z pewnością do nieśmiertelnej epopei poświęconej tym, któ­rzy ofiarą swego życia i krwi przelanej na ziemi polskiej ocalili naród polski od hitlerowskiej zagłady.

Dziś, kiedy sojusz ze Związkiem Radzieckim, przyjaźń z odro­dzonym, socjalistycznym narodem rosyjskim jest i pozostanie fundamentem bezpieczeństwa, niepodległości i rozwoju Pol­ski — jest naszym obowiązkiem, nie wypaczając w niczym hi­storii i nie mając powodu do jej wypaczania, wykorzeniać z umysłów przeżytki starych i na zawsze minionych przeci­wieństw, nie zaś umacniać je i rozjątrzać. Taki jest nakaz pa­triotyzmu i internacjonalizmu — dwóch cech, które należą najpiękniejszych tradycji polskiego narodu i polskiej klasy ro­botniczej.

Był i Mickiewicz patriotą i internacjonalistą swoich czasów.

Nie zgodzimy się nigdy z tym, aby z Mickiewicza robiono sztandar antyradzieckich demonstracji.

Mówiąc o przyczynach, dla których zdjęto Dziady Dejmka, warto jeszcze dodać, że utwór ten miał być poświęcony i był grany dla uczczenia przez Teatr Narodowy 50-lecia Wielkiej Rewolucji Październikowej. Jeśli już podjęto tak wątpliwą de­cyzję, należało wszystko uczynić, aby inscenizacja tego wiel­kiego dramatu narodowego wydobyła przede wszystkim te ele­menty w nim zawarte, które podkreślałyby przyjaźń i współ­działanie rewolucjonistów i demokratów polskich i rosyjskich w walce przeciw caratowi. Tak się jednak nie stało. W uroczy­sty przebieg 50 rocznicy Rewolucji Październikowej, jaki miał miejsce w naszym kraju, Dziady w inscenizacji Dejmka wniosły nieprzyjemny zgrzyt, zostały wykorzystane dla podważania przyjaźni polsko-radzieckiej.

Ostatni spektakl tych Dziadów, odbyty w dniu 30 stycznia hr., zakończył się otwartą, wrogą demonstracją polityczną w Teatrze Narodowym, a później na ulicach miasta, w której wzięła udział grupa młodzieży akademickiej.

Z tego, co powiedziałem, można by sądzić, że u podłoża zwołania nadzwyczajnego walnego zebrania Oddziału War­szawskiego Związku Literatów Polskich, na którym otwarto cykl późniejszych wydarzeń, znalazło się zdjęcie ze sceny Dzia­dów Dejmkowskich. W rzeczywistości sprawy przedstawiają się zgoła inaczej. Zdjęcie Dziadów posłużyło tylko różnym wstecznym i wrogim Polsce siłom za pretekst do ich brudnych po­czynań.

O intencjach organizatorów zebrania Oddziału Warszawskie­go Związku Literatów Polskich świadczy nie tyle i nie tylko podjęta tam rezolucja, lecz przede wszystkim przebieg tego ze­brania, treść szeregu przemówień, jakie tam wygłoszono. Inspiratorom zwołania nadzwyczajnego zebrania pisarzy stolicy nie chodziło bynajmniej o uzyskanie wyjaśnień w sprawie zdjęcia Dziadów. Chodziło im o zorganizowanie demonstracji pisarzy, o napalenie atmosfery podniecenia i niepokoju i przenie­sienie jej poza środowisko pisarzy. Chodziło im o rozpalenie walki skierowanej przeciwko kierownictwu naszej partii, prze­ciw rządowi, przeciw władzy ludowej. Te swoje reakcyjne cele zasłonili oszukańczym hasłem obrony kultury narodowej.

Przebieg zebrania warszawskich pisarzy trzeba będzie podać do wiadomości publicznej. Atmosferę tego zebrania, jego wy- dźwięk polityczny najlepiej oddaje przemówienie Kisielew­skiego.



Oto wyjątki z jego przemówienia:

Byłoby oczywiście rzeczą śmieszną, gdybyśmy dzisiaj mó­wi! tylko o sprawie Dziadów. Ja bym tak drastycznie mógł powiedzieć, że jeśli ktoś przez 22 lata dostaje po gębie i nagle w 23 roku się obraził — to jest coś dziwnego... Jakiej historii uczą się dzieci w szkole? Przecież tam są bzdury... Nie istnieje taki historyk, jak Pobóg-Malinowski... Zaginął Wierzyński i Lechoń... Wyrzekliśmy się Czesława Miłosza... Nic się nie mówi o Stanisławie Kocie... Nie istnieje u nas Marian Kukieł... Nie istnieje taki pisarz jak Nowaczyński, bo to endek... Sprawa dostała się w ręce ciemniaków, wyposażonych w absolutną, mo­nopolistyczną władzę”.

Kisielewski podjął także na tym zebraniu obronę niejakiego Szpotańskiego, który został skazany na 3 lata więzienia za reak­cyjny paszkwil, ziejący sadystycznym jadem nienawiści do na­szej partii i do organów władzy państwowej. Utwór ten za­wiera jednocześnie pornograficzne obrzydliwości, na jakie może się zdobyć tylko człowiek tkwiący w zgniliźnie rynsztoka, czło­wiek o moralności alfonsa.

Byłem mężem zaufania w procesie młodego człowieka, Ja­nusza Szpotańskiego — mówi do pisarzy Kisielewski. — Ten młody człowiek napisał «szopkę», którą recytował w towarzy­stwie przy wódce... Skoro Szpotański otrzymał 3 lata, to tak, jak tu nas 400 osób, to jest 1200 lat więzienia”.

Przemówienie zakończył Kisielewski oświadczeniem, że „opo­wiada się za rezolucją kolegi Kijowskiego, która stawia sprawę całościowo na tle tej skandalicznej dyktatury ciemniaków w polskim życiu kulturalnym”.

Dla każdego, kto zna nazwiska, działalność, postawę politycz­ludzi, których Kisielewski wymienił w swym przemówieniu, jest rzeczą jasną, że jego ideałem jest restauracja Polski burżuazyjnej, antyradzieckiej. Przemówienie to warszawscy pisarze przyjęli spokojnie. Trudno wprost uwierzyć, że w ich obliczu, przy ich udziale Kisielewski wliczył do dorobku kultury pol­skiej twórczość Adolfa Nowaczyńskiego. Ten pisarz endecki jest bowiem czołowym antysemitą okresu międzywojennego, naj­bardziej zażartym żydożercą, kipiącym nienawiścią do Żydów. W latach międzywojennych wydał on kilkanaście książek po­święconych walce z Żydami. Antysemickie publikacje książko­we Adolfa Nowaczyńskiego noszą tytuły: Mocarstwo anonimo­we, Moja przejażdżka po Palestynie, Góry z piasku, Plewy i per­ły, Tylko dla kobiet, Poznaj Poznań, Warta nad Wartą, Żydzi w karykaturze i inne. Czyżby warszawscy literaci nie wiedzieli tego?

Czas nie pozwala mi na cytowanie wypowiedzi Innych pisa­rzy. Ta ich część, która stanowiła większość na tym zebraniu i przyjęła cytowaną rezolucję Kijowskiego, Jasienicy i kilku innych jej współautorów, prześcigała się w ponurej demagogii oszczerstw oczerniających wszystko, co zostało w Polsce Ludo­wej dla rozkwitu kultury narodowej uczynione. Z ponurą zaciekłością atakowano ten wpływ i tę rolę, jaką państwo nasze odgrywa w rozwoju kultury. Przemilczano, że państwo prze­znacza na cele kulturalne miliardowe sumy. Tylko dotacje dla teatrów wyniosły w roku ubiegłym ok. 700 mln zł, w tym 14
mln dla Teatru Narodowego. Do każdego biletu w tym tea­trze państwo dopłaca około 70 zł. Przemilczano, że państwo świadczy bezpośrednio na rzecz pisarzy, przekazując im poważne sumy za pośrednictwem ich związku. Zapewne niejeden z tych, którzy głosowali za rezolucją Jasienicy, Kijowskiego i spółki, oczerniającą i szkalującą politykę kulturalną państwa, korzysta z tych subwencji, jakich państwo udziela Związkowi Literatów. Te dotacje i subwencje powstają z pracy narodu, z pracy tych, których jaśnie oświecony wróg Polski Ludowej Kisielewski — określił pogardliwie mianem ciemniaków.

Zarówno w przygotowaniu zebrania warszawskich pisarzy i jego przebiegu, jak i w inspirowaniu i organizowaniu mło­dzieży akademickiej do wystąpień rzekomo w obronie Dziadów i twórczości Mickiewicza jedną z czołowych ról odegrał Paweł Jasienica. Jego prawdziwe nazwisko brzmi inaczej. Nazywa się on Leon Lech Beynar. Co to za osobnik?

W lipcu 1948 r. Paweł Jasienica został aresztowany w Kra­kowie. W toku śledztwa udowodniono mu przynależność do bandy „Łupaszki”, do której wstąpił po zdezerterowaniu z Woj­ska Polskiego i w której pozostawał do sierpnia 1945 r., pełniąc początkowo funkcje adiutanta, a następnie zastępcy dowódcy bandy. Banda ta grasowała na terenach województwa białostockiego, dokonywała z bronią w ręku napadów na posterunki Milicji Obywatelskiej, na placówki Wojska Polskiego i na lud­ność cywilną podejrzaną o sympatyzowanie z Polską Partią Ro­botniczą.

W szczególności w śledztwie zebrano dowody wskazujące na to, że Jasienica w kwietniu 1945 r., kierując grupą, dokonał na- padu na miejscowość Narewkę, podczas którego rozbrojono kil­ku milicjantów i zrabowano broń z posterunku Milicji Obywatelskiej, zamordowano 4 członków Polskiej Partii Robotniczej i obrabowano spółdzielnię. W tym samym miesiącu kierowana przez Jasienicę banda wykonała wyrok śmierci na mieszkańcu wsi w okolicy Puszczy Białowieskiej oraz dokonała napadu na 20-osobową grupę członków Związku Walki Młodych, których rozebrano do naga i dotkliwie pobito. Również w kwietniu 1945 r. Jasienica i jego grupa dokonali napadu na posterunek Milicji Obywatelskiej w Boćkach, powiat Bielsk Podlaski, pod­czas którego zamordowano kilku funkcjonariuszy. Ponadto w rejonie Puszczy Białowieskiej Jasienica uczestniczył w spa­leniu wioski zamieszkanej przez ludność białoruską, a nieco póź­niej w napadzie na spółdzielnię w Siemiatyczach oraz w dwóch napadach na oddziały Wojska Polskiego i Armii Radzieckiej. W wyniku tych napadów zabito kilkunastu żołnierzy.

W toku śledztwa Jasienica przyznał się, że działał w bandzie „Łupaszki” i że dopuścił się zarzuconych mu zbrodni.

W dniu 3 maja 1949 r. śledztwo przeciwko Jasienicy zostało umorzone z powodów, które są mu znane. Został on zwolniony z więzienia.

Należy dodać, że „Łupaszko” i wielu członków jego bandy zostało aresztowanych i skazanych przez sąd na kary śmierci.

Kierownictwo naszej partii uważa, że nie należy wyciągać na światło dzienne działalności i postaw ludzi, którzy w pierwszym okresie Polski Ludowej podnosili przeciwko niej swoją rękę. Olbrzymia większość tych ludzi dawno już uświadomiła sobie swoje błędy przeszłości. Dzisiaj żyją i pracują spokojnie i z po­żytkiem dla kraju, dla Polski Ludowej. Jeśli dzisiaj odeszliśmy od tej zasady w stosunku do Jasienicy, to dlatego, że człowiek ten faktycznie nie zerwał ze swoją przeszłością, myśli nadal swoimi dawnymi kategoriami politycznymi.

Na zebraniu pisarzy warszawskich Jasienica przejawiał bar­dzo aktywną działalność. Zaraz na wstępie postawił wniosek, aby głosowanie nad rezolucjami, które zostaną zgłoszone, nosiło charakter tajny. Wniosek ten został przyjęty. Jasienicy i pozo­stałym organizatorom tego zebrania nie chodziło bowiem o Mic­kiewicza, za którym nie trzeba chyba tajnie głosować, zwłasz­cza pisarzom. Chodziło im o organizowanie walki z naszą partią, z władzami państwowymi — i dla tej przyczyny wybrali tajne głosowanie.

Jasienica ma bogate doświadczenie działalności konspiracyjnej, wie, jak należy organizować walkę z przeciwnikiem, jakie metody i taktykę należy stosować na poszczególnych etapach tej walki. Zna on dobrze zapał patriotyczny, a zarazem łatwowierność młodzieży akademickiej. Nawiązał więc kontakty z poszczególnymi studentami, m. in. z Michnikiem. Przemawiając na zebraniu pisarzy warszawskich, Jasienica oświadczył: „Nie dawno temu Sejm otrzymał krótki, zaledwie 2—3 zdania, protest studentów warszawskich. Ten protest podpisało 3140 ludzi... Ta młodzież, która demonstrowała (w dniu 30 stycznia br.) przeciwko decyzji zdjęcia Dziadów, jest młodzieżą dobrą, tą, która dowodzi, że obchodzi ją coś więcej poza własną karierą”' Jasienica był dobrze poinformowany. Rzeczywiście, na petycji studentów przesłanej do Sejmu w dniu 16 lutego br. przez stu­dentkę Irenę Lasota-Hirszowicz figuruje 3145 podpisów, w tym tylko 1469 podpisów czytelnych.

Inspiratorzy i organizatorzy antysocjalistycznych poczynań zalecili pisarzom tajne głosowanie nad ich rezolucją, natomiast młodzieży akademickiej polecono, aby w sposób czytelny skła­dała swe podpisy pod dostarczonym im tekstem petycji. Dla­czego? Z prostej przyczyny: zbiorowy podpis to zbiorowa więź solidarności; aby doprowadzić do wydarzeń, które później miały miejsce, organizatorzy tych wydarzeń uważali za konieczne stworzyć taką solidarność. Ich rozumowanie sprowadza się do tego, że im bardziej studenci zadrą z władzami państwowymi, tym bardziej będą się bali, zwłaszcza ci, którzy podpisali pety­cję. I dlatego właśnie kazali im tę petycję podpisywać, chociaż olbrzymia większość podpisanych bądź nie wiedziała nawet, co podpisuje; bądź też składała swój podpis w najlepszej wierze nie znając zamierzeń i celów inspiratorów i organizatorów tej akcji.

W dniu 6 marca Jasienica skierował datowany 3 marca list do rektora Uniwersytetu Warszawskiego w obronie studentów, przeciwko którym wszczęto postępowanie dyscyplinarne za udział w zakłócaniu porządku publicznego. Treść tego listu przytaczam w całości:

W. Pan profesor doktor Stanisław Turski
Rektor Uniwersytetu Warszawskiego
Magnificencjo!
Fakt zakazu dalszych przedstawień Dziadów Mickiewiczow­skich w inscenizacji Kazimierza Dejmka głęboko dotknął i rozgoryczył tę część społeczeństwa, której losy kultury narodowej nie są obojętne. Deklaracja, uchwalona przez nadzwyczajne walne zebranie Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich w dniu 29 lutego br., określiła to rozgoryczenie, jako słuszne.

Młodzież akademicka pierwsza zaprotestowała przeciwko za­kazowi, składając przez to dowód postawy obywatelskiej. Jesteśmy przekonani, że ten jej postępek w piękny sposób wzbo­gaci historię wyższych szkół warszawskich.

Dowiadujemy się obecnie, że kilku spośród tych studentów wytoczono sprawy dyscyplinarne.

Apelujemy do Jego Magnificencji, by mocą swej władzy rek­torskiej zechciał umorzyć postępowanie dyscyplinarne przeciw­ko młodym ludziom, którzy — naruszając, być może, przepisy porządkowe — okazali się wiernymi kulturze narodowej i ogólnoludzkiej.
Prosimy o przyjęcie wyrazów naszego szacunku”.

List ten opracował Jasienica wspólnie z Janem Józefem Lip­skim, a oprócz Jasienicy podpisali go Antoni Słonimski, Mieczysław Jastrun, Melchior Wańkowicz, Tadeusz Konwicki, Je­rzy Andrzejewski, Adam Ważyk i Jacek Bocheński.



3 marca br. w mieszkaniu Jacka Kuronia zebrała się kilku­nastoosobowa grupa ludzi, głównie studentów pochodzenia żydowskiego, znanych z rewizjonistycznych wystąpień i poglą­dów. W czasie tego spotkania omawiano sprawę zorganizowa­nia demonstracji na UW w dniu 8 marca. Dzień ten wybrano dlatego, że jest to dzień święta Kobiet, co miało ułatwić orga­nizację demonstracji i spowodowanie zamętu. Na wiec ten zo­stała przygotowana rezolucja domagająca się cofnięcia sankcji dyscyplinarnych podjętych przeciwko Michnikowi i Szlajferowi, którzy zostali relegowani z Uniwersytetu Warszawskiego. List wysłany przez Jasienicę do rektora, tego uniwersytetu dotyczył tej samej sprawy. Akcja była ściśle skoordynowana.

Należy tu dodać, że o relegowaniu Michnika i Szlajfera prze­sądził ostatecznie fakt, że w dniu 31 stycznia br. spotkali się oni w sposób konspiracyjny, w późnych godzinach wieczor­nych, z korespondentem jednego z pism zachodnich i przekazali mu fałszywe informacje, które zostały następnie wykorzystane w oszczerczej kampanii propagandowej przeciwko Polsce.

W dniu 8 marca br. na dziedzińcu UW zebrało się ok. 1500 studentów nie mając na to zezwolenia władz uczelnianych. Przebieg tego wiecu relacjonowała już prasa. Przypomnę tylko, że elementy najbardziej aktywne nadawały zgromadzeniu agre­sywny i wichrzycielski charakter. Wznoszono tam hasła o wro­giej i demagogicznej treści. Wspomniana już Irena Lasota od­czytała rezolucję protestującą przeciwko relegowaniu z UW Michnika i Szlajfera oraz popierającą uchwałę zebrania Oddziału Warszawskiego ZLP. Następnie zebrani udali się pod siedzibę rektora UW. Prorektor prof. Rybicki wezwał studen­tów do rozejścia się, do rozwiązania tego nielegalnego wiecu. Demonstrujący nie usłuchali tego wezwania i nadal wznosili wrogie hasła i okrzyki.

W tej sytuacji na dziedziniec uniwersytetu wszedł aktyw ro­botniczy, mobilizowany uprzednio przez kierownictwo war­szawskiej organizacji partyjnej, które znało zamierzenia orga­nizatorów wiecu i słusznie żywiło obawę, aby nie doprowadzili oni do zaburzeń.

Robotnicy spotkali się z obelgami i prowokacyjnymi okrzy­kami. Aktywowi robotniczemu nie udało się przekonać studen­tów. Podżegania agresywnej grupy prowodyrów doprowadziły do zaatakowania robotników. W tej sytuacji wprowadzono na teren uniwersytetu grupę ormowców. Jeszcze bardziej rozją­trzyło to prowodyrów awantur. Doszło do incydentów, w któ­rych byli poturbowani zarówno studenci, jak i ormowcy. Sy­tuacja stawała się coraz bardziej napięta i niebezpieczna. Prag­nąc ją opanować, kierownictwo zespołu czuwającego nad porządkiem publicznym zdecydowało się na użycie Milicji Oby­watelskiej, która przywróciła porządek.




Przebieg późniejszych zajść znają towarzysze z referatu I se­kretarza Komitetu Warszawskiego, tow. Kępy, oraz z informa­cji prasowych.

Inspiratorzy i organizatorzy awantur ulicznych czynili wszystko, aby doprowadzić do przelewu krwi. W tym celu za­stosowali brudne metody prowokacji. W dniu 9 marca, przy pomocy ulotek, napisów, telefonów, rozpuścili prowokacyjną wieść, jakoby podczas zajść ulicznych w Warszawie doszło do wypadków śmiertelnych. Przytoczę treść kilku ulotek, napisów, wezwań itp., ilustrujących metody prowokatorów:

Precz z gestapo — studentka ich niewinną ofiarą. Student­ka UW Maria Baraniecka nie żyje! Pogrzeb w poniedziałek o godzinie 12. Pomścijcie zabitą dziewczynę! Pomścijcie krew studentów polskich! Cześć pamięci Janiny Brzóz zamordowanej bestialsko przez siepaczy z Golędzinowa w piątkowych demon­stracjach studentów i młodzieży warszawskiej o wolność sło­wa”. W odezwie do studentów Politechniki Warszawskiej czy­tamy: „Nasza koleżanka z Uniwersytetu nie żyje — była współ towarzyszką walki każdego z nas i taką pozostanie w naszej pamięci. Zbrodniarze z Golędzinowa mordujący pałkami bez­bronną dziewczynę przypominają nam jako żywo stalinowski terror sprzed lat”.

Musiałbym poświęcić z pół godziny czasu, aby zacytować udokumentowane wypowiedzi w rodzaju takich, jak: „Jedna z dziewcząt, która była w ciąży, zmarła dzisiaj rano z pobicia, a chłopak, który jej bronił, jest w beznadziejnym stanie". „Na­si ludowi gestapowcy zatłukli jedną z dziewcząt na ulicy. Pogrzeb będzie w poniedziałek. Jeden profesor leży ciężko ranny”. „Na murach Akademii Sztuk Pięknych pojawił się nekrolog dziewczyny, która została zabita. Druga dziewczyna, wnuczka dziennikarza Kozickiego, leży w szpitalu. Jeden chłopiec walczy ze śmiercią, inni mają połamane żebra, jeszcze ktoś inn stracił oko”. „Zmarła dziewczyna, była studentka IV roku pedagogiki, w czwartym miesiącu ciąży. Pochowano ją w nocy”

Ta przygrywka prowokatorów miała na celu doprowadzenie do przelewu krwi.

Mógłbym znowu cytować w nieskończoność ich hasła - zawarte w ulotkach, plakatach itp. — w rodzaju takich, jak: „Bij PZPR! Chwyćmy za broń! Precz z komunizmem! Zrzućmy moskiewskie jarzmo! Przeżyliśmy potop szwedzki, przeżyjemy i sowiecki. Nie żałujmy kamieni ani cegieł dla milicjantów i innych s…nów.

Precz z ZSRR! Precz z rządami Gomułki!

Jest rzeczą znamienną, że w tych nielegalnych ulotkach z re­guły me wspomina się o Dziadach Mickiewicza. Inspiratorom i organizatorom awantur ulicznych, na tym etapie eskalacji ich akcji, Dziady Mickiewiczowskie stały się już po prostu niepotrzebne.

Chciałbym w tym miejscu zauważyć, że w dniu 2 marca, a więc przed tymi zajściami, Komitet Warszawski zebrał aktyw partyjny stolicy w związku z przebiegiem nadzwyczajnego ze­brania Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich, które — jak już wspomniałem — odbyło się 29 lutego. War­szawski aktyw partyjny przyjął na swym zebraniu obszerną rezolucję, której fragment końcowy brzmi następująco:

..Aktyw społeczno-polityczny Warszawy zwraca się z proś­bą do KC PZPR o umożliwienie obejrzenia zdjętego spektaklu Dziadów Adama Mickiewicza w reżyserii K. Dejmka przedsta­wicielom załóg warszawskich zakładów pracy”.

Zgadzamy się z tym wnioskiem, a nawet uważamy, że krąg widzów można rozszerzyć i na inne środowiska.

Za udział w nielegalnych demonstracjach i zajściach ulicz­nych w dniach od 8 do 15 marca br. na terenie całego kraju zatrzymano ogółem 1208 osób, w tej liczbie 367 studentów róż­nych wyższych uczelni. Z przytoczonej liczby zatrzymanych zwolniono wskutek braku dowodów winy 687 osób, w tym 194 studentów. Sądy ukarały w tym czasie 50 osób, w tym 20 studentów; kolegia administracyjne —157 osób, w tym 47 stu­dentów. Sprawy pozostałych zostały skierowane bądź do są­dów, bądź do kolegiów karno-administracyjnych, które do 15 marca br. nie podjęły jeszcze swoich orzeczeń.

W czasie interwencji we wszystkich zajściach na terenie kra­ju do dnia 15 bm. włącznie przy przywracaniu porządku publicznego zostało rannych lub odniosło uszkodzenia ciała: 43 osoby z aktywu robotniczego, 31 funkcjonariuszy ORMO, 72 funkcjonariuszy MO.

Towarzysze!
Podstawowym zagadnieniem, które nurtuje aktyw partyjny i którego wyświetlenie winniśmy całemu społeczeństwu, jest polityczna istota omawianych wydarzeń.

Głównym zadaniem naszej partii w chwili obecnej jest uświadomienie całemu narodowi, wszystkim robotnikom, chło­pom i inteligencji polskiej oraz całej młodzieży, zarówno tej, która w dyscyplinie i z pełnym poczuciem odpowiedzialności pracuje i uczy się, jak i tej, która dała posłuch fałszywym pro­rokom, — o co toczy się walka, w imię jakich celów politycz­nych zdezorganizowano funkcjonowanie wielu wyższych uczel­ni i zakłócono spokojną pracę i normalne życie naszych miast.

Dla odpowiedzi na to pytanie nie wystarczy analiza haseł, w imię których wzywano studentów na wiece. Dla każdego, kto rozumie prawa walki politycznej, jest już oczywiste, że problem ostatniej inscenizacji Dziadów, domaganie się tzw. rozszerzenia wolności kultury i nauki, a nawet protesty przeciw akcji mili­cyjnej stanowią jedynie dymną zasłonę, za którą inspirator ostatnich zajść na wyższych uczelniach usiłują ukryć swoje rzeczywiste cele. Liczą oni na to, że czad tych pozornie niewinnych haseł oszołomi młodzież, zdezorientuje kadrę naukową i wprowadzi zamęt do świadomości części społeczeństwa.

Obowiązkiem naszym jest rozwianie tej dymnej zasłony, wy­dobycie na powierzchnię i pokazanie całemu narodowi rzeczywistych celów politycznych, które przyświecają inspiratorom i organizatorom zajść. W ciągu ostatnich kilkunastu dni wyrzą­dzili oni Polsce, narodowi polskiemu szkody, które trzeba bę­dzie długo odrabiać. Ich polityka, gdyby mieli oni siły i możli­wości do jej urzeczywistnienia, byłaby polityką grzebania Polski.

Jesteśmy jednym z niewielu narodów Europy, który przez większość swej nowoczesnej historii był pozbawiony niepodle­głego bytu państwowego.

Państwo polskie — potężne w dobie Odrodzenia — zostało w XVIII w. zredukowane do pozycji zależnej, a później wyma­zane na 130 lat z mapy politycznej. Następnie, po 20 latach od odzyskania niepodległości w 1918 r., kraj nasz ponownie znalazł się pod obcym jarzmem, a naród polski stanął w obli­czu wręcz biologicznej zagłady.

Naród wystawiany przez historię na takie próby, jeśli chce istnieć i rozwijać się, jeśli pragnie utrwalić swoją niezawisłość państwową, musi z tych doświadczeń historycznych wysnuć dla siebie należyte wnioski, musi zdobyć się nie tylko na niezłomny hart ducha i siłę uczuć, ale również posiąść mądrość polityczną i zdolność rozumienia swych zasadniczych interesów.

Przed 200 łaty Rzeczpospolitą szlachecką zgubiły egoizm i warcholstwo magnaterii. Nie są wszakże wolne od odpowiedzialności za upadek tego państwa i inne warstwy, które posia­dały możliwość kształtowania polityki państwa, a nie zdobyły się lub za późno zdobyły się na program ratowania kraju.

U źródeł klęski wrześniowej leżała bezmyślna i wręcz prze­stępcza z punktu widzenia interesów Polski polityka wewnę­trzna i zagraniczna ówczesnych warstw kierowniczych, to jest obszarników i burżuazji, i reprezentujących je sił politycznych.

Wrześniowy los Polski burżuazyjnej dla nas, komunistów, nie był niespodzianką. Grzebanie jej niepodległości rozpoczęło się nieomal w momencie jej narodzin. Wyprawa na Kijów, krwawe, brutalne rozprawy z rewolucyjnym ruchem robotni­czo-chłopskim, zajadła wrogość klas rządzących do Związku Ra­dzieckiego w konsekwencji musiały sprowadzić na nasz kraj klęskę wrześniową. Ale odpowiedzialność za tę tragiczną klęskę spada również na tę część narodu, która popierała rządy burżuazyjne, a zwłaszcza na znaczną część ówczesnej inteligencji, która w duchu polityki tych rządów urabiała duszę narodu, kształtowała jego myśl polityczną.

Jedynie świadoma część klasy robotniczej prowadziła kon­sekwentną walkę przeciw sanacyjnym grabarzom Polski przy współdziałaniu z radykalnym odłamem ruchu chłopskiego i po­stępowych grup inteligencji. Partia klasy robotniczej — Komunistyczna Partia Polski — mimo jej błędów, była jedyną partią polityczną w Polsce, która wysuwała realny program uratowa­nia naszej ojczyzny przed katastrofą wrześniową.

W noc okupacji hitlerowskiej wszystkie polskie ugrupowania podziemne — poza tzw. Narodowymi Siłami Zbrojnymi — walczyły z Niemcami. Naród nasz jest dumny z tego, że nie wydał ze swego łona Quislingów. Jednakże wśród wszystkich walczących z okupantem ugrupowań politycznych jedynie Polska Par­tia Robotnicza wysnuła prawidłowe wnioski z doświadczeń historii i niestety tylko ona jedyna miała słuszny program i tyl­ko ona wskazywała narodowi niezawodną drogę ku niepodle­głości i odrodzeniu państwa.

Z żalem trzeba stwierdzić, iż historycy, uczeni, profesorowie, duża część inteligencji dowiodła wówczas w praktyce, że nie nauczyła się niczego z doświadczeń historii, była politycznie śle­pa, nie potrafiła dostrzec, gdzie leży polska racja stanu. Używa­jąc terminologii Kisielewskiego, tę naszą polską rację stanu umieli dostrzec tylko „ciemniacy”, reprezentujący polityczny rozum polskiej klasy robotniczej.

Kamieniem węgielnym myśli politycznej PPR były: sojusz Polski i Związku Radzieckiego — jako decydujący warunek odzyskania i utrwalenia niepodległości Polski, oraz socjalistycz­na przebudowa ustroju społecznego — jako jedyna droga wy- dźwignięcia naszego kraju z zacofania. Tworząc w podziemiu wraz z lewicowymi socjalistami i radykalnymi ludowcami Krajową Radę Narodową i obejmując w 1944 r. władzę na wyzwo­lonej ziemi polskiej, partia nasza nie miała jeszcze za sobą świadomego poparcia większości narodu. Miała ona jednakże hi­storyczną rację i na tym polegała jej siła polityczna. Dzięki słuszności swego stanowiska, dzięki zdecydowaniu i ofiarności swych szeregów PPR pozyskała dla swoich ideałów klasę robotniczą, a następnie zdobyła poparcie większości narodu.

Myśli politycznej i programowej Polskiej Partii Robotniczej oraz całemu obozowi demokracji polskiej siły reakcji reprezentowane przez rząd emigracyjny przeciwstawiały teorię dwóch wrogów, zapiekłą nienawiść do ZSRR, dążenie do rozbicia koa­licji antyhitlerowskiej i rachuby na trzecią wojnę światową.

Dobrze świadczy o politycznej mądrości narodu polskiego to, że w najbardziej przełomowym okresie swej historii nie dał posłuchu reakcji, że poszedł za głosem klasy robotniczej i jej partii, że zawierzył swoje losy tym „ciemniakom”. To właśnie ci „ciemniacy” oparli politykę zagraniczną Polski na sojuszu z ZSRR i zbudowali niewzruszony fundament niepodległości na­szego państwa. To polityce naszej partii Polska zawdzięcza po­wrót nad Odrę, Nysę i Bałtyk. To ci „ciemniacy” wprowadzili Polskę na drogę rozwoju gospodarczego i rozwiązali podstawo­we problemy bytu narodowego, z którymi przez wiele pokoleń nie mogły uporać się klasy posiadające.

W walce o władzę ludową, o reformę rolną i nacjonalizację przemysłu, o zasiedlenie Ziem Zachodnich padło wówczas po­nad 15 tys. robotników i chłopów, żołnierzy i inteligentów z rąk politycznych przyjaciół Pawła Jasienicy.

Po 23 latach Polska Ludowa pod kierownictwem partii klasy robotniczej dźwignęła się z zacofania, zbudowała nowoczesny przemysł, rozwinęła rolnictwo. To właśnie ta polityka, którą piętnowano na nadzwyczajnym zebraniu ZLP i przeciw której podżegano młodzież, sprawiła, że dziś każde polskie dziecko kończy, co najmniej 8-letnią szkołę, a połowa każdej generacji zdobywa pełne średnie wykształcenie.



Łatwo sobie wyobrazić, jaki byłby los narodu polskiego, jeśli­by w 1944 r. zamiast „ciemniaków” doszli do władzy jaśnie oświeceni. Byłaby to Polska bez Ziem Zachodnich, skłócona ze Związkiem Radzieckim, biedna, zacofana i przeludniona, zależna od Niemiec, od mocarstw imperialistycznych, byłaby pion­kiem w ich grze, byłaby niczym, gdyż dla takiej Polski nie byłoby w ogóle miejsca we współczesnej Europie.



Od drugiej wojny światowej w polskiej myśli politycznej ścierają się dwie zasadnicze koncepcje. Jedna — nasza, socjali­styczna, określająca generalny kierunek polityki Polski Ludo­wej, i druga — wyrażająca interesy i .poglądy reakcji.

Siły reprezentujące tę drugą, reakcyjną linię mają ograni­czone możliwości występowania ze swoim programem tutaj, w kraju. Natomiast za granicą, na emigracji korzystają one nie tylko z pełnej wolności, lecz także z sutych zasiłków material­nych i pomocy imperialistycznych wywiadów. Tam wydają dziesiątki pism i szeroko propagują swoje stanowisko. Jeśli ana­lizować treść publikacji reprezentujących poglądy przeróżnych, zwalczających się i rywalizujących o udział w obcych kiesach koterii politycznych — to okaże się, że wszystko, co mają one do zaproponowania narodowi polskiemu, sprowadza się do fanatycznego, wręcz obłędnego antysowietyzmu, do idei atomowej krucjaty antykomunistycznej. Pod tym względem z polską reakcyjną prasą emigracyjną nie może konkurować nikt, ani prasa NRF-owska, ani żadne inne środki antykomunistycznej i antyradzieckiej propagandy.

W jednym z najświeższych numerów „Jutra Polski”, organu resztek mikołajczykowskiego PSL w Londynie, roi się od wezwań do „zmiażdżenia” ZSRR, do pogrzebania go „głęboko w ziemi i w archiwach historii”. Dla andersowskiego „Orła Bia­łego” z maja 1967 r. nawet Stany Zjednoczone są nie dość anty­komunistyczne, gdyż zamiast rozwijać zbrojną „krucjatę anty­komunistyczną” w Europie — w Polsce, podjęły ją w Azji — w Wietnamie.

Oczywiście z taką obłędną polityką eksponenci sił reakcyj­nych mogą występować jedynie na użytek białych emigrantów. W kraju taka koncepcja polityczna nie może trafić do nikogo. Frontalne, otwarte atakowanie socjalizmu i sojuszu polsko-radzieckiego demaskowałoby jedynie siły reakcyjne w oczach na­wet tej części naszego społeczeństwa, którą reakcja chciałaby oszukać i pozyskać. Zdają sobie z tego sprawę również główni dyrygenci międzynarodowego chóru antykomunistycznego z amerykańskich ośrodków wywiadowczo-dywersyjnych.

Dlatego też finansują oni nie tylko „Orła Białego”, ale i „Kul­turę” paryską, która reprezentuje inny kierunek polityki reak­cyjnej, bardziej perfidny i bardziej dostosowany do realnego układu sił.

Najbardziej reprezentacyjnym przedstawicielem tego kierun­ku jest czołowy publicysta tego pisma — Juliusz Mieroszewski. Unika on w swych publikacjach prymitywnego antysowietyz­mu, a nawet uzasadnia potrzebę „rewizji tradycyjnej polskiej polityki wobec Rosji, ponieważ — jak przyznaje — polityka ta przyniosła nam (to znaczy reakcji) same klęski i zawody”. „Logicznie rzecz biorąc — pisze on — mamy przed sobą tylko dwa rozwiązania: albo Rosję pobić, albo się z nią ułożyć. Ponieważ nie możemy jej pobić, musimy się z nią ułożyć”.

Można by więc pomyśleć, że pan Mieroszewski opowiada się za sojuszem polsko-radzieckim. Są to jednak pozory. Chciałby on „układać się” ze Związkiem Radzieckim, ale na określonych warunkach. „Rosję Sowiecką trzeba albo pobić, albo zeuropeizować” — pisze Mieroszewski A przez „europeizację” ten przy­sięgły Europejczyk rozumie oczywiście obalenie socjalizmu. Na­rzędziem tej „europeizacji” Związku Radzieckiego miały być „zeuropeizowane” uprzednio przy pomocy rewizjonistów kraje demokracji ludowej, a zwłaszcza Polska. „Gdyby Polacy, Czesi i Węgrzy midi po temu możliwości, wypracowaliby z czasem kompromisowy model ustrojowy, który nie byłby ani komuniz­mem, ani kapitalizmem”. Inaczej mówiąc — „ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra".

Dlaczego poświęcam tyle miejsca politycznym dywagacjom Mieroszewskiego, redaktora paryskiej „Kultury” finansowanej przez wywiad amerykański? Dlatego przede wszystkim, że istnieje polityczne i ideologiczne powinowactwo między linią Mieroszewskiego a hasłami i koncepcjami politycznymi inspira­torów ostatnich wydarzeń.

Jasienica, Kisielewski czy Słonimski — podobnie jak Miero­szewski — chcą wmówić naiwnym, że oni realizowaliby również sojusz Polski ze Związkiem Radzieckim, że Polska, w której socjalizm zostałby obalony i zastąpiony „czymś pośrednim", mogłaby utrzymywać nadal sojusz ze Związkiem Radzieckim. Chcą oni w ten sposób ukryć przed naszym narodem rzeczy­wiste niebezpieczeństwo, jakim grozi ich polityka.

Sojusz w polityce zawsze opiera się na obopólnych intere­sach, Tam gdzie kończą się obopólne interesy — tam kończy się również sojusz. Polska bez sojuszu z ZSRR nie mogłaby obronić i utrzymać swych Ziem Zachodnich, nie mogłaby sta­wić czoła imperializmowi niemieckiemu, nie mogłaby istnieć, jako państwo niepodległe. Tylko socjalistyczna, kierowana przez partię klasy robotniczej Polska jest dla ZSRR sojusznikiem pewnym, sojusznikiem, na którym można polegać, sojusznikiem, który wzmacnia siłę systemu socjalistycznego w walce z imperializmem.

Gwarantem socjalizmu w Polsce i sojuszu ze Związkiem Radzieckim jest przede wszystkim nasza partia. Każdy, kto po­dejmuje walkę przeciw naszej partii i systemowi socjalistycz­nemu — obiektywnie, czy zdaje sobie z tego sprawę, czy też nie — podrywa fundamenty bytu narodowego Polski. Ci, któ­rzy dziś wzywają do walki z naszą partią, nie są jedynie wro­gami Polski Ludowej. Są oni wrogami Polski jako takiej. Gdy­by zdołali osiągnąć swe cele, staliby się grabarzami niepodle­głości narodu, zgotowaliby mu ten sam los, co magnateria w 1794 r. i co burżuazja w 1939 r.

Towarzysze!
Aby wniknąć dogłębnie w obecną sytuację polityczną w, na­szym kraju, nie wystarczy wyciągnąć na światło dzienne inspiratorów i organizatorów wystąpień w środowisku literackim i studenckim. Nie wystarczy też zdemaskować oszukańczy charakter haseł, z którymi szli oni do młodzieży studenckiej, oraz ujawnić rzeczywiste cele polityczne im przyświecające. Musimy odpowiedzieć również na pytanie: dlaczego ziarno demagogii padło na podatny grunt i wydało plon? Dlaczego argumenty i hasła siewców zamętu trafiły do umysłów części młodzieży i skłoniły ją do nieodpowiedzialnych wystąpień i nieposłuszeń­stwa wobec władz akademickich?

Byłoby oczywiście błędem, gdybyśmy przeoczyli, że tylko część młodzieży studiującej poszła na lep demagogicznej agita­cji i dała się namówić do udziału w wystąpieniach zbiorowych, zakazanych przez władze uczelniane. Wystarczyło to jednak dla zdezorganizowania normalnej pracy uczelni.

Uważamy, iż obowiązkiem Komitetu Centralnego jest doko­nanie w najbliższym czasie szczegółowej analizy zaniedbań w naszej pracy politycznej i wychowawczej wśród młodzieży w ogóle, a wśród młodzieży szkolnej i studenckiej w szczegól­ności, i wyjaśnienie przyczyn, dla których znaczną część mło­dzieży cechuje skłonność do anarchistycznych reakcji i po­datność na każdą, najbardziej niewiarygodną plotkę polityczną.

Szczególną uwagę zwrócić musimy przede wszystkim na po­stawę i działalność kadry naukowo-dydaktycznej w szkołach wyższych. Na barkach nauczycieli akademickich spoczywa bo­wiem główna odpowiedzialność nie tylko za kształcenie, lecz również za wychowanie młodzieży, za kształtowanie jej oby­watelskiej postawy i wdrażanie do dyscypliny społecznej.

Partia nasza i najwyższe władze państwowe w ciągu osta­tnich lat niejednokrotnie zwracały pracownikom nauki uwagę na poważne zaniedbania w pracy wychowawczej w szkołach wyższych i niedostateczne zaangażowanie kadry naukowo-dydaktycznej w tę pracę.

Ostatnie wydarzenia na uczelniach ujawniły niepokojące ob­jawy niezdyscyplinowania młodzieży wobec zarządzeń władz akademickich. Te wydarzenia postawiły władze uczelniane oraz ogół pracowników naukowo-dydaktycznych, jako organizatorów życia i pracy uczelni i wychowawców młodzieży, w obli­czu wielkiej próby. Przed niespełna 10 laty, przy aktywnym poparciu Klubu Poselskiego naszej partii, Sejm obdarzył szkoły wyższe szerokim samorządem, powierzając profesorom i docen­tom wybór władz uczelni, uzależniając od ich opinii politykę mianowań i awansów, przyznając środowisku naukowemu sze­rokie uprawnienia w zakresie kształtowania programu i metod pracy uczelni. Lecz komu wiele dano, od tego i wiele trzeba wymagać. Szeroki zakres praw oznacza równocześnie wielki ciężar odpowiedzialności za porządek na uczelniach. Za nieza­kłócony rytm pracy dydaktycznej, za los młodzieży.

Władze państwowe, klasa robotnicza, całe społeczeństwo mają prawo zapytać dziś kadrę naukową szkół wyższych, jak z tej odpowiedzialności się wywiązała.

Wiemy, że pewna, w istocie rzeczy nieliczna, lecz skoncentro­wana na kilku wydziałach humanistycznych Uniwersytetu Warszawskiego grupa pracowników naukowych ponosi szczególną odpowiedzialność za ostatnie wydarzenia. Ci pracownicy nauki tacy jak profesorowie Brus, Baczko, Morawski, Kołakowski Bauman, zwalczając od wielu lat politykę naszej partii z pozycji rewizjonistycznych — świadomie i z premedytacją sączyli wrogie poglądy polityczne w umysły powierzonej ich pieczy młodzieży, byli duchowymi inicjatorami wichrzycielskich po­czynań. Pod naciskiem tej grupy pracowników Rada Wydzia­łu Filozoficznego Uniwersytetu Warszawskiego w uchwale z 12 III 68 r. nie zawahała się stwierdzić, że „ruch młodzieży uniwersyteckiej, rozwijający się poza ramami oficjalnych orga­nizacji, jest od 4 dni autentycznym ruchem masowym, jednoczącym przytłaczającą większość studentów UW”.

Jest dla nas oczywiste, że ta grupa politykierów z tytułami naukowymi podjęła próbę wywalczenia sobie prawa do zalegalizowanej antysocjalistycznej działalności w naszym kraju i sta­wia swoje grupowe interesy ponad dobro nauki polskiej i młodzieży studenckiej. Stanowią oni w istocie rzeczy niewielką grupkę wśród pracowników naukowo-dydaktycznych w szkołach wyższych i jesteśmy najdalsi od myśli, aby ich miarą oce­niać ogół nauczycieli akademickich w Polsce.

W toku szybko narastających wydarzeń, dość precyzyjnie przygotowanych i organizowanych przez zakonspirowaną gru­pę, uległa jednakże dezorientacji i nie wykazała należytej aktywności również znaczna część tych pracowników nauko­wo-dydaktycznych, którzy nie mają żadnych powodów do so­lidaryzowania się z hasłami politycznymi inspiratorów akcji. Ta dezorientacja i bierność znacznej części pracowników naukowo-dydaktycznych wyrządziła niemałe szkody i stała się istotną przyczyną dezorganizacji pracy uczelni.

Gdyby cała kadra naukowo-dydaktyczna od pierwszej chwili zajęła zdecydowaną postawę wobec wichrzycieli, nie doszłoby w ogóle do dezorganizacji pracy uczelni, względnie zakłócony porządek mógłby być szybko przywrócony. Na jednego pracow­nika naukowo-dydaktycznego w szkołach wyższych w Polsce wypada bowiem obecnie 8 studentów. Na największych uniwer­sytetach i politechnikach stosunek ten jest jeszcze korzyst­niejszy.

Cenimy wysoko twórczy trud naukowców, inżynierów, tech­ników, ekonomistów, nauczycieli, pisarzy i artystów, specjali­stów wszystkich dziedzin i ich wkład do rozwoju Polski Ludo­wej. Przywiązujemy wielkie znaczenie do społecznej roli inte­ligencji w naszym kraju. W niej widzimy siłę, której twórcza praca decyduje o postępie techniki, o poziomie kwalifikacji ogółu pracujących, o rozwoju kultury narodu. Jej postawa wy­wiera wielki wpływ na duszę narodu, na jego świadomość i po­glądy.

Dzisiejsza inteligencja polska zdobyła wykształcenie lepsze, pełniejsze i bardziej nowoczesne niż jakakolwiek generacja jej poprzedniczek. Głębokim przeobrażeniom uległa również po­stawa polityczna inteligencji, jej stosunek do socjalizmu.

Obecnie już znaczna część polskiej inteligencji całym swym rozumowym i uczuciowym jestestwem związała się z naszym ustrojem i pełna sił i talentów zaangażowała się w jego budowę. Niemała część tej inteligencji znajduje się w szeregach naszej partii.

Liczną grupę wśród inteligencji polskiej stanowią również lu­dzie, którzy opowiadają się za socjalizmem, za sojuszem ze Związkiem Radzieckim przede wszystkim na podstawie racji patriotycznych.

Niemała część inteligencji polskiej, zarówno starej, jak i wy­chowanej już w Polsce Ludowej, sumiennie i rzetelnie wypełnia swoje obowiązki zawodowe, ale nie wykazuje aktywności spo­łecznej i politycznej. Odnosimy się z szacunkiem do jej pracy i dążymy do zwiększania jej społecznego zaangażowania.

Najsilniej zespolona z socjalizmem jest inteligencja technicz­na. Z nowym ustrojem wiąże ją charakter jej zawodowych za­dań, jej wielka rola w społecznym procesie produkcji i bezpo­średni codzienny związek z klasą robotniczą. Ta część inteli­gencji polskiej najgłębiej rozumie rzeczywiste troski i potrzeby naszego kraju. Wie ona najlepiej, ile osiągnęliśmy na drodze rozwoju Polski, ale ocenia też dobrze, jak wiele jeszcze przed nami pozostało do zrobienia.

Również liczne oddziały inteligencji humanistycznej w co­dziennej pracy szczerze i z głębokim oddaniem służą sprawie socjalizmu i popierają politykę partii — nauczyciele, dzienni­karze, ekonomiści, ogromna większość prawników-praktyków, wielu naukowców.

Dlatego też nacechowana negacją postawa nielicznej grupy wśród nauczycieli akademickich, wśród literatów i ludzi sztuki nie przesłoni nam prawdy o postawie całości inteligencji pol­skiej i nie potrafi poróżnić tej inteligencji z klasą robotniczą i jej partią.

Ludzie ci głoszą, iż podjęli walkę przeciw polityce naszej partii w imię rzekomo zagrożonej wolności nauki i kultury. W ten sposób odwołują się oni do solidarności inteligencji, któ­rą ze względu na jej wykształcenie i sposób myślenia cechuje naturalna troska o swobodne warunki rozwoju myśli naukowej i kultury.

Rzetelna analiza stanu faktycznego i sytuacji polskiej nauki zadaje kłam oskarżeniom o brak swobody naukowej.

Od wielu lat właśnie w Polsce wszystkie dyscypliny nauko­we, zarówno techniczne, przyrodnicze, jak i humanistyczne, korzystają z pełnej swobody działalności naukowej. Nikt z pra­cowników naukowych w Polsce Ludowej nie został dotychczas pozbawiony katedry z tytułu swych poglądów naukowych. Dy­skusje naukowe są regułą naszego życia akademickiego. Każda poważniejsza szkoła naukowa dysponuje swymi placówkami naukowymi w szkolnictwie lub Polskiej Akademii Nauk i odpowiednimi publikacjami.

Nasza partia i władze państwowe sprawujące nadzór nad szkolnictwem wyższym wykazywały dużą — i jak dowiodło doświadczenie, niestety o wiele za dużą — wstrzemięźliwość i ostrożność w ingerowaniu w życie środowisk naukowych z powodów politycznych.

Jeśli dzisiaj istnieje jakiekolwiek zagrożenie dla swobody badań i dyskusji naukowych, to zostało ono stworzone nie przez politykę naszej partii, lecz przez akcję tej grupy politykierów z tytułami naukowymi, która swobody tej nadużywała dla szerzenia wrogich, rewizjonistycznych poglądów, dla siania zamętu w umysłach młodzieży.

Partia nasza zdaje sobie sprawę z tego, że prawdziwie trudne i wymagające rozwiązania problemy twórczości naukowej w Polsce leżą w innej płaszczyźnie. Są to przede wszystkim problemy tworzenia takich organizacyjnych i materialnych warunków rozwoju nauk technicznych i matematyczno-przyrod­niczych, które odpowiadałyby potrzebom dyktowanym przez współczesną rewolucję naukowo-techniczną. Problemy te są od wielu miesięcy przedmiotem zainteresowania kierownictwa partii i rządu. Chcemy przed najbliższym zjazdem naszej partii przedyskutować je wnikliwie ze środowiskiem naukowym i zrobić wszystko, co jest niezbędne i co leży w granicach mo­żliwości naszego kraju, aby stworzyć warunki do dalszego twórczego rozwoju nauki polskiej.



Towarzysze!

W wydarzeniach, jakie miały miejsce, aktywny udział wzięła część młodzieży akademickiej pochodzenia lub narodowości żydowskiej. Rodzice wielu z tych studentów zajmują mniej lub bardziej odpowiedzialne, a także wysokie stanowiska w naszym państwie. Ta przede wszystkim okoliczność spowodowała, iż na fali tych wydarzeń wypłynęło, opacznie nieraz pojmowane, hasło walki z syjonizmem.

Czy w Polsce są żydowscy nacjonaliści, wyznawcy ideologii syjonistycznej? Na pewno tak. Byłoby jednak nieporozumie­niem, gdyby ktoś chciał dopatrywać się w syjonizmie niebezpie­czeństwa dla socjalizmu w Polsce, dla jej ustroju społeczno- politycznego. Niebezpieczeństwo takie, jeśli kiedykolwiek by zaistniało — a jest to mało prawdopodobne — może wypłynąć z różnych reakcyjnych źródeł w kraju, wspomaganych z ze­wnątrz przez ośrodki międzynarodowej, antykomunistycznej reakcji.

Nie oznacza to jednak, że w Polsce nie ma w ogóle proble­mu, który nazwałbym samookreśleniem się części Żydów — obywateli naszego państwa. O co mi chodzi, przedstawię na przykładach.

W roku ubiegłym podczas czerwcowej agresji Izraela przeciw państwom arabskim określona liczba Żydów w różnych for­mach objawiała chęć wyjazdu do Izraela celem wzięcia udziału w wojnie z Arabami. Nie ulega wątpliwości, że ta kategoria Żydów — obywateli polskich, uczuciowo i rozumowo nie jest związana z Polską, lecz z państwem Izrael. Są to na pewno na­cjonaliści żydowscy. Czy można mieć do nich za to pretensje? Tylko takie, jakie żywią komuniści do wszystkich nacjonali­stów, bez względu na ich narodowość. Przypuszczam, że ta ka­tegoria Żydów wcześniej lub później opuści nasz kraj.

W swoim czasie otworzyliśmy szeroko nasze granice dla wszystkich, którzy nie chcieli być obywatelami naszego pań­stwa i postanowili udać się do Izraela. Również i dziś tym, którzy uważają Izrael za swoją ojczyznę, gotowi jesteśmy wy­dać emigracyjne paszporty.

Inną kategorię ludzi pochodzenia żydowskiego przedstawia nam p. Słonimski w swoim artykule, zamieszczonym w czaso­piśmie „Wiadomości Literackie” nr 35 z roku 1924, pod ty­tułem „O drażliwości Żydów”.

Z uwagi na wybitnie antysemicką treść tego artykułu przy­toczę tylko jego zakończenie:

O, gdybym mógł się czuć Żydem — pisze Słonimski. — Na­leżę jednak sercem do małej, ale wyniosłej ojczyzny ludzi zbłą­kanych wśród świata, znajdujących się po wszystkich lądach ziemi, nie przywiązanych wstęgą wspomnień ani nie wrosłych korzeniami w ziemię rodzinną. Z ręką na sercu mogę wyznać, że nie mam wcale uczuć narodowych. Nie czuję się ani Pola­kiem, ani Żydem. Nie bez zazdrości patrzyłem na pionierów żydowskich rozpinających namioty w dolinie Saronu i słucha­łem ich pieśni hebrajskich wieczorem przy ognisku — jak nie­gdyś nie bez zazdrości słuchałem pieśni polskich żołnierzy idą­cych na daleką wojnę z Rosją”.

Słowa te napisał Słonimski przed 44 laty. Jakie uczucia żywi on dzisiaj do Polski, trudno mi powiedzieć. Na ten temat może się miarodajnie wypowiedzieć tylko on sam.

Nie ulega wątpliwości, że i obecnie znajduje się w naszym kraju określona liczba ludzi, obywateli naszego państwa, któ­rzy nie czują się ani Polakami, ani Żydami. Nie można mieć do nich o to pretensji. Nikt nikomu nie jest w stanie narzucić poczucia narodowości, jeśli go nie posiada. Z racji swych ko­smopolitycznych uczuć ludzie tacy powinni jednak unikać dzie­dzin pracy, w których afirmacja narodowa staje się rzeczą nie­zbędną.

Jest wreszcie trzecia, najliczniejsza grupa naszych obywateli pochodzenia żydowskiego, którzy wszystkimi korzeniami wrośli w ziemię, na której się urodzili i dla których Polska jest jedyną ojczyzną. Wielu z nich zajmuje odpowiedzialne stanowiska państwowe i partyjne, pracuje na kierowniczych stanowiskach w różnych dziedzinach naszego życia. Wielu z nich swą pracą i walką rzetelnie zasłużyło się Polsce Ludowej, sprawie budowy socjalizmu w naszym kraju. Partia ceni ich za to wysoko.

Niezależnie jednak od tego, jakie uczucia nurtują obywateli naszego kraju pochodzenia żydowskiego, partia nasza przeciwstawia się z całą stanowczością wszelkim zjawiskom, które noszą cechy antysemityzmu. Syjonizm zwalczamy jako program polityczny, jako nacjonalizm żydowski i to jest słuszne. Nie ma to nic wspólnego z antysemityzmem. Antysemityzm ma miejsce wówczas, jeśli ktoś występuje przeciwko Żydom dlatego, że Żydami. Syjonizm i antysemityzm to dwie strony tego sa­mego nacjonalistycznego medalu.

Jedynym miernikiem oceny obywatela naszego państwa jest jego postawa wobec socjalizmu i wobec żywotnych interesów naszego państwa i narodu. Każdy obywatel określa swoją naro­dowość wedle własnej świadomości. Korzysta przy tym z równych praw niezależnie od tego, czy się uważa za Polaka, Biało­rusina czy Żyda. Ale też jednakowo obowiązuje go zasada lojalności wobec kraju, wobec swojej ojczyzny — Polski Ludowej.

Towarzysze!


Wszystkie podniesione tutaj przeze mnie sprawy i zagadnie­nia wymagają szerszego rozwinięcia i uzasadnienia. Powróci zapewne do nich prasa, powrócimy do nich w naszej dyskusji przedzjazdowej i na samym zjeździe partii. Dzisiaj staraliśmy się je nakreślić w sposób zwięzły, lecz wystarczający dla zo­rientowania społeczeństwa i całej naszej partii, z jakich źródeł i z jakich przyczyn zrodziły się te pożałowania godne wydarze­nia, które przyniosły szkody naszemu krajowi i jednocześnie stały się sygnałem alarmowym dla społeczeństwa, dla wychowawców, dla naszej partii.

Nie jest rzeczą możliwą. abym z tej trybuny ustosunkowy­wał się w imieniu kierownictwa partii do poszczególnych postulatów zawartych w różnych rezolucjach podejmowanych na wiecach i zgromadzeniach w całym kraju. Jednak nad rezolucjami tymi nie możemy przejść i nie przejdziemy do porządku dziennego. W odpowiedniej formie, w odpowiedni sposób i w warunkach pełnego spokoju ustosunkujemy się przede wszystkim do rezolucji studentów podjętych na wiecach legal­nych, to jest odbytych za zgodą rektorów. Omówimy bądź z przedstawicielami studentów, bądź z wszystkimi studentami danej uczelni lub jej wydziałów, bądź na łamach prasy po­szczególne postulaty zawarte w tych rezolucjach. Są tam bo­wiem rzeczy słuszne i niesłuszne.

Nie mamy wątpliwości co do tego, że przytłaczająca więk­szość studentów stoi na gruncie socjalizmu, popiera naszą po­litykę sojuszu, przyjaźni i braterstwa między narodem polskim a narodami Związku Radzieckiego. Nie przeciw studen­tom, lecz przeciw reakcyjnym wichrzycielom podejmowali rezo­lucje robotnicy i pracownicy różnych zakładów pracy. Byłoby bzdurnym nonsensem, gdyby ktoś utrzymywał, że partia nasza usiłuje lub żywi zamiary przeciwstawiania robotników studen­tom lub studentów robotnikom. Dzisiejsi studenci staną się ju­tro pracownikami, którzy ramię w ramię z robotnikami i chło­pami będą kontynuować dzieło ich ojców — budowę Polski Ludowej, umacnianie sił i bezpieczeństwa naszego państwa so­cjalistycznego.

Wierzymy, że idące po tej linii zapewnienia zawarte w rezo­lucjach studentów wypływają z ich głębokiego przekonania i odzwierciedlają ich postawę polityczną.

Wyjaśnień i dyskusji wymagać będą takie sprawy ujęte w rezolucjach studentów, jak demokracja, wolność słowa, zgro­madzeń i manifestacji, znaczenie Konstytucji i temu podobne. Pojęcie demokracji i wolności nie jest i być nie może pojęciem abstrakcyjnym. Wolność i demokracja były zawsze, są i będą pojęciem konkretnym, według nas, marksistów, według nauki marksizmu-łeninizmu, według doświadczeń historii i praktyki żyda w naszych czasach — pojęciem klasowym. Trzeba będzie wyjaśnić to studentom i nie tylko studentom. Wyjaśnić im też trzeba istotę Konstytucji PRL jako ustawy zasadniczej, z której się wywodzi całe prawodawstwo. Podobnie mają się rzeczy z praworządnością, której istota polega na tym, że nikt, kto nie zawinił wobec przepisów prawa, nie może być karany, oraz nikt, kto dopuścił się przewinień, nie powinien być zwolniony od odpowiedzialności. Przeciwieństwem tej tezy jest bezprawie.

Partia nasza, klasa robotnicza, całe społeczeństwo widzą w młodzieży akademickiej, w jej postawie polityczno-społecz­nej, w nauce, którą pobiera, w wiedzy fachowej, którą zdobę­dzie, szczególnie w dziedzinie techniki i nauk ścisłych — jeden z podstawowych elementów decydujących o jutrze narodu pol­skiego. Młodzieży tej staramy się stworzyć możliwie najlepsze warunki do nauki. Przeznaczamy na ten cel duże środki. Wy­kształcenie każdego absolwenta wyższej uczelni kosztuje pań­stwo 100—200 tysięcy złotych. Każdy dzień, każda godzina przewidziana w programie zajęć studentów wyższych uczelni powinna być w pełni wykorzystana.

Cały naród oczekuje od was, młodzieży studencka, że nie­zwłocznie przystąpicie do wypełniania swoich obowiązków, że każdy student włączy się w nurt normalnej nauki i pracy.

Kierownictwo naszej partii ustosunkuje się również w odpo­wiedniej formie i we właściwym czasie do postulatów zawartych w rezolucjach załóg różnych zakładów pracy oraz rezolucjach podejmowanych na masowych wiecach publicznych.

Z tego miejsca pragnę przede wszystkim, w imieniu kierow­nictwa partii i w imieniu własnym, złożyć gorące podziękowa­nie robotnikom i wszystkim ludziom pracy, którzy w tych rezo­lucjach wyrazili pełne poparcie dla polityki i stanowiska partii i władzy ludowej.

Wyrażamy nasze najwyższe uznanie dla polskiej klasy robo­tniczej, dla milionów ludzi pracy w naszych miastach, którzy stanęli u boku naszej partii i na tysięcznych zebraniach dali wyraz swemu poparciu dla jej stanowiska. Ta postawa załóg fabrycznych była główną siłą, która zagrodziła drogę burzy cię­łam porządku, położyła tamę nieodpowiedzialnym wystąpie­niom.

Tam, w fabrykach, wśród mas robotniczych, wśród ludzi pracy, partia nasza posiada swoją główną oporę, tam bije ży­ciodajne źródło naszej siły politycznej. Umacnianie i pogłębia­nie więzi z klasą robotniczą powinno znajdować się w centrum uwagi i działalności naszych organizacji partyjnych. Postawa, jaką w tych dniach marcowych zajęła klasa robotnicza i pracu­jąca razem z nią inteligencja, dowodzi, że żadne siły reakcji nie potrafią podważyć fundamentów ustroju naszej socjalistycznej ojczyzny.

Załogi zakładów pracy, klasa robotnicza, przepełniona słusz­nym oburzeniem wobec reakcyjnych inicjatorów i organizato­rów awantur ulicznych, powinny jednocześnie odrzucać wszy­stkie nie sprawdzone wieści, których źródłem jest fantazja i plotkarstwo albo nawet dywersyjna działalność polityczna wroga. Pamiętajmy, że tzw. „opluskwianie” ludzi niewinnych należy do arsenału środków walki reakcji z naszą partią, z na­szym ustrojem. Zanim jakikolwiek zarzut zostanie przeciw ko­mukolwiek podniesiony publicznie, powinien być przedtem sprawdzony w odpowiednich instancjach partyjnych. Winnych nie będziemy szczędzić, niewinnych będziemy bronić.

Partia nasza, aktyw robotniczy i społeczny, organy władzy państwowej powinny działać stanowczo, lecz spokojnie i jednocześnie utrzymywać wzmożoną czujność. Wróg nie śpi, zarów­no ten, który działa bezpośrednio w naszym kraju, jak zwłaszcza ten, który usiłuje szkodzić Polsce od zewnątrz, z zagra­nicznych ośrodków propagandy, dywersji i szpiegostwa.

Wiemy wszyscy, że sytuacja międzynarodowa jest napięta. Postępująca systematycznie amerykańska eskalacja wojny w Wietnamie może sprowadzić nieobliczalne konsekwencje. Utrzymywanie przez Izrael okupacji ziem arabskich zdobytych w ubiegłorocznej agresji również napina sytuację na Bliskim Wschodzie. Reakcja imperialistyczna, wrogowie socjalizmu występują pod różnymi sztandarami. Działają w naszym kraju, działają w sąsiadujących z Polską krajach, usiłują osłabić więzy łączące państwa Układu Warszawskiego. Musimy więc być czujni, każdy na swoim posterunku pracy. Musimy jednocześnie wypełniać normalnie nasze zadania produkcyjne i nasze obowiązki służbowe.

W imieniu kierownictwa partii składam na ręce obecnych tu przedstawicieli gorące pozdrowienia dla klasy robotniczej, inteligencji, młodzieży pracującej i młodzieży akademickiej, Milicji Obywatelskiej, Wojska Polskiego, dla wszystkich ludzi pracy służących wiernie naszej Socjalistycznej Ojczyźnie

Trybuna Ludu 20 marca 1968 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz